sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 12 - "Chowaj się, Iker, chowaj!"

-Erm… koleżanką Cristiano. – powiedziałam niewyraźnie w osłupieniu. Skapnęłam się, ze nadal mam szczoteczkę w zębach i szybko ją wyjęłam, żeby nie sprawiać wrażenie niedorozwoja.

-Koleżanka powiadasz? A nie żadna dziwka na jedną noc? – Spytała podejrzliwie. O mały włos a wyplułabym na nią resztki pasty .
-Nie! Skąd pani to przyszło do głowy?  - spojrzałam na nia z dziwnym wyrazem twarzy.
-Oj dziecko, dziecko. Myślisz, że ja nie znam mojego synka? A teraz bądź tak miłą i pomóż mi wnieść bagaże. – odparła i wcisnęła mi w ręce dwie wielkie walizy  o mało nie pozbawiając mnie jedynego okrycia wierzchniego jakiego miałam na sobie. Oszołomiona postawiłam je w salonie i  obserwowałam poczynania najprawdopodobniej matki Crisa.
-To ja się pójdę ubrać… - rzuciłam i zniknęłam w łazience. Ten idiota mógłby mi chociaż powiedzieć, ze spodziewa się odwiedzin. Szybko wciągnęłam na siebie moje szorty i jakąś koszulkę która leżała na szafce.
Gdy wyszłam pani Aveiro wyjmowała z torby puszki z żarciem, ciastami i temu podobnymi rzeczami. Patrzyłam na to sceptycznym wzrokiem.
-Biedny Cristiano musi  pewnie się tu głodzić. Od początku mu mówiłam, że powinnam z nim zamieszkać. – marudziła pod nosem. – Podejdź no tu kochana. – zwróciła się do mnie. –Opowiedz mi proszę jak poznałaś mojego syna. – rozkazała.
-Jestem córka Jose Mourinho a poznaliśmy się dzięki niemu. A w tym domu jestem tylko chwilowo, bo zalało mi mieszkanie. – wyjaśniłam poważnym tonem. Co tam jedno małe kłamstewko mnie nie zbawi.
-Rozumiem. Ciuchy też ci zalało? – Dopytywała się taksując mnie wzrokiem. Zapewne miała na myśli mój strój.
-Tak. Wszyściutko. Całe mieszkanie zniszczone. Na szczęście Cristiano był tak miły i przygarnął mnie na kilka dni. – wypaliłam z ożywieniem. Portugalka uśmiechnęła się do mnie z rozmarzeniem.
-Tak, tak. Gdyby jeszcze przestał się zadawać z tymi szczudlatymi nadętymi modelkami, to by było złote dziecko. No ale jest jak jest. – westchnęła teatralnie. No tak,  Ronaldo nie jest uosobieniem dobroci i posłuszeństwa – Nie wiesz, czy już zerwał z tą Iriną? Jej to już w ogóle nie lubiłam. Wegetarianka się znalazła! Zagłodziłaby rodzinę z takim podejściem! - fuknęła
Jaka Irina? Boże… nie jestem w temacie romansów mr. Aveiro i chyba nie chcę być.
-Tak, tak. Już dawno – powiedziałam mając nadzieję, że się nie mylę.
-To bardzo dobrze. Ty za to wyglądasz mi na porządna dziewczynę. – powiedziała.
-Cieszę się. – wyszczerzyłam zęby do mojej rozmówczyni i nalałam sobie soku pomarańczowego.
-Idealnie pasowałabyś do mojego syna! – stwierdziła, powodując u mnie nagły napad kaszlu wywołany zakrztuszeniem. – Spokojnie moje dziecko, tak tylko mówię – poklepała mnie po plecach terapeutycznie.
-Dziękuję – jęknęłam – Po prostu nigdy nad tym nie myślałam – wyjaśniłam zbierając się do kupy.
Ja z Cristiano? Wolne żarty… taki związek w ogóle nie ma przyszłości.
-Rozumiem kochana, ale macie jeszcze dużo czasu! – stwierdziła. Taa już to widzę, ciekawe na co jeszcze
-Jestem! Jak znowu zwiałaś to obiecuję, że jak cię znajdę to na serio przywiążę cię do łózka i zgwałcę- usłyszałam głos Portugalczyka i szczeka mi opadła. Miałam ochotę walnąć mu z patelni w tym momencie, bo jego mamusia uzna mnie za jakąś dziwkę.
-Tak wiem, już to ekhem.. przerabialiśmy. Poza tym chciałam ci powiedzieć, że masz gościa.. – rzuciłam.
-Mama?! – wychrypiał z niewyraźna miną. Nic tylko zawołać Ikera z lustrzanką, żeby uwiecznił ten moment !
-Myślałeś, ze jak sam nie przyjedziesz to ja cię nie znajdę? – Spojrzała na niego srogo.
-Erm.. nie miałem czasu. – wyjaśnił jąkając się.
-Już ja to widzę. No ale bardzo mądrze postąpiłeś przygarniając koleżankę pod dach, gdy była w trudnej sytuacji. – Ronaldo spojrzał na mnie pytająco na co dałam mu wyraźny znak żeby się nie odzywał.
-A tak, my z Gin jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach i kiedy przyszła do mnie taka przemoczona i zapłakana poczułem się za nią odpowiedzialny. – Co on kurwa bredzi?! Ja zapłakana? przemoczona? No tak, teraz wykorzysta sytuacje, żeby się wykazać swoja „dobrodusznością” . Przejechałam palcem po szyi ( czyt. Już nie żyjesz!)
-Nie no, Cris trochę ubarwia sytuację… - przerwałam mu.
-Może trochę. – wywrócił oczami.
-A więc jesteście najlepszymi przyjaciółmi? – Spytała Portugalka przyglądając się nam uważnie.
-Nasza znajomość jest nieco bardziej skomplikowana – wyjaśniłam opierając się o wyspę kuchenną.
-Ja i tak uważam, ze bylibyście piękna parą! No i w końcu doczekałabym się wnuków – w tym momencie spojrzała znacząco na Crisa.
-Tez jej to zawsze mówię! – przytaknął jej Aveiro za co dostał kuksańca w bok.
-Ja idę się położyć – powiedziałam i wymknęłam się z tego piekła na górę. Ufff…. To meczące jeżeli wszyscy zwracają się przeciwko tobie. Nie powiem, Cristiano jest przystojny a nawet bardzo, ale ja się nie nadaje do stałych związków. Nie minęło pięć minut jak do mojej sypialni wtargnął Portugalczyk. Spojrzałam na niego wymownie.
-Powiem ci tyle. Masz pięć sekund na ewakuację. – wysyczałam
-Oj no, nie przesadzaj dziecinko. – Zgromiłam go wzrokiem i wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. – dobra już nic nie mówię. Tak w ogóle to mam cię polubiła.
-To miło. – pokiwałam głową.
-To się bardzo rzadko zdarza.
-Czuję się zaszczycona – ironizowałam. – Nie musisz robić ze mnie ofiary losy przy twojej kochanej rodzicielce. – prychnęłam obrażona.
-Oj tam, nie mogłem się powstrzymać. Ale wiesz, to nie ja wymyśliłem tą bajeczkę z zalanym mieszkaniem, Słońce - wyszczerzył się i położył koło mnie na łóżku.
-Miałam jej powiedzieć, że jej synek uprowadził mnie bez mojej zgody? - Zapytałam z błyskiem w oku.
-Racja. Pozostańmy przy obecnej wersji. - przyznał mi rację po chwili zastanowienia.
-Tylko wiesz... lepiej żeby nie kontaktowała się z żadnym z Królewskich bo wtedy będziemy mieli przesrane na całej linii - powiedziałam. Znając Sergio zada jakieś kluczowe (i głupie) pytanie powodując globalną katastrofę.
-Eee...- mruknął wyciągając telefon i pisząc coś zawzięcie.
-Nawet nie pytam. - jęknęłam
-Lepiej dla ciebie.- uśmiechnął się tajemniczo. Pewnie planowali jakiś masowy nalot na moją osobę, lub coś w tym stylu. Na serio boje się wnikać czasem w ich pomysły . Pożyjmy w słodkiej niewiedzy!
-Tak w ogóle to szybko wróciłeś z treningu... - zaczęłam przyglądając mu się uważnie.
-Albo ktoś tu późno wstał. Patrzyłaś w ogóle na zegarek? -zapytał z rozbawieniem.
-Yyyy... nie. - stwierdziłam zażenowana
-Idiotka - uciął złośliwie, za co dostał w łeb poduszką.
-Licz się ze słowami , matole - prychnęłam i wpakowałam się na niego. -Kobiety mają wyższość - dodałam triumfalnie.
-Zawsze wiedziałem, że wolisz być na górze. - parsknął śmiechem.
-Zaraz się dowiesz jak smakuje moja pięść, Słońce - wysyczałam milutko.
-Wolałbym spróbować czegoś innego - poruszył znacząco brwiami.
-To se próbuj u tej swojej Iriny. - prychnęłam.
-Ja tu mówiłem o lodach śmietankowych tylko. Masz kosmate myśli!
-Ja ci zaraz dam kosmate myśli niewyżyty samcu alfa. - odgryzłam się robiąc zafochaną minę.
-I tak wiem, że mnie kochasz. – wyszczerzył do mnie zęby.
-Oj tak, bardzo.- wywróciłam oczami.
-No ale wiesz, nie musiałaś aż zakładać koszulki z napisem "I love CR7", wystarczyło powiedzieć. - ciągnął, a w jego oku pojawił się niebezpieczny błysk. CO?! Jaka znowu koszulka ...
-Kretyn! Specjalnie to tam położyłeś! - wydarłam się na niego. Wiedział, że rano nie myślę i nie zwracam uwagi na szczegóły.
-No wiesz, nie myślałem, że ją założysz. - parsknął śmiechem.
-Już ja widzę te twoją niewinność! - mruknęłam wykurzona. Paradowałam przed jego matką w takim stroju. Kompromitacja to moje drugie imię.
-Oj no nie fochaj się, wyglądasz  w niej słodko - powiedział i przekręcił się, ze to teraz on przyciskał mnie do materaca. Tak wiem, to brzmi dziwnie. - Ale wiesz..
-Tak, tak wiem, bez niej jeszcze lepiej. - dokończyłam za niego za śmiechem.
-Właśnie. - uśmiechnął się tajemniczo.
-Miażdżysz mnie.. - jęknęłam.
-Posiedzimy tak sobie dopóki nie zrozumiesz, kto tu rządzi. - wyjaśnił .
-To oczywiste, że ja. - odparłam.
-Chyba chciałaś powiedzieć, oczywiście, że ty!
-Wmawiaj to sobie, a ja poczekam. - pokazałam mu język i założyłam ręce na piersiach. Mimowolnie podążył wzrokiem za moimi dłońmi.
- O nie, tak się nie bawię, - mruknął łapiąc mnie za nadgarstki i przygwożdżając ja do łóżka. - żądam należytej uwagi - dodał.
-Nie wystarczą ci media robiące wszystko, żeby wyciągnąć coś z twojego życia prywatnego? - Zapytałam unosząc nieznacznie brwi.
-Oni to mnie gówno obchodzą. - powiedział cicho przybliżając swoją twarz do mojej.
-Co robisz? - spytałam lekko zdezorientowana.
-Skupiam na sobie twoją uwagę. Teraz nie widzisz świata poza mną – uśmiechnął się z triumfem
-Zabawne, Aveiro - chciałam jakoś wypełznąć spod niego , ale niestety wszelkie próby okazały się daremne.
-Nie wierć się tak.- prychnął zirytowany. - Mi też nie jest zbyt wygodnie, bo ciągle musze uważać żeby cię nie zgnieść.
-Urzekła mnie twoja historia, słońce. Poza tym nie jestem, aż tak krucha, żeby się rozpaść pod twoim ciężarem. - wyjaśniłam.
-Wyczuwam aluzje z podtekstem seksualnym.- wyszczerzył się do mnie podstępnie. Oj tak. Cały Ronaldo.
-Ty wszędzie widzisz podteksty seksualne, więc nic w tym nowego. - parsknęłam śmiechem. W tym momencie do pokoju wparowała do pokoju matka Crisa o mało nie powodując u mnie zawału serca. Na szczęście mr. Aveiro był równie zdziwiony, wiec wykorzystałam sytuacje i zepchnęłam go z siebie.
-Nie przeszkadzajcie sobie – powiedziała Dolores . – Czego to się nie widziało i nie robiło w młodości. – westchnęła. Ja pierdole, normalnie szczeka mi opadła.
-Mamo?!- jęknął Ronaldo.
-No co? Myślisz, że ja nigdy nie miałam faceta?- spytała oburzona, a ja mało nie zakrztusiłam się powietrzem. Ta kobieta mnie powala. – Ja od początku wiedziałam, że wy dwoje jesteście razem, ale to bardzo dobrze. Ile można czekać na wnuki?
-Co?! MY RAZEM?! Nie, nie… - wypaliłam.  
-Jakie wnuki?!- Cristiano popatrzył na swoją rodzicielkę z dezorientacją.
-Właśnie? Żadnych dzieci przed trzydziestką! – zgodziłam się z Portugalczykiem.
-To ty je w ogóle chcesz mieć? – Spytał mnie ze zdziwieniem.
-Na pewno nie z tobą Matole! – warknęłam.
-Dobra, dobra, starej Dolores nie oszukacie. Ja już wiem swoje, Kochanieńka. – powiedziała pani Aveiro proroczo.
-Ale… - zaczęłam, ale ta zbyła mnie tylko gestem dłoni, życzyła nam miłego dnia i opuściła pomieszczenie.
-Zabiję cię Aveiro…. Teraz twoja matka będzie rozpowiadała wszystkim o naszym rzekomym związku – prychnęłam. – Spadaj do siebie! -  rzuciłam i zepchnęłam go z łózka.
-Jest cool, dopóki nie ogłosi tego na twitterze – stwierdził darując sobie pakowanie się z powrotem na materac.
-To ona ma twittera? – Spytałam ze zdziwieniem. W tym wieku? Nie no ona na serio jest nieprzewidywalna.
-Noo i w dodatku spamuje na nim moimi najbardziej kompromitującymi zdjęciami i udokumentuje wszystkie bieżące fakty e swojego życia średnio co godzinę. – podsumował szczerząc zęby.
-Tak jak Iker na facebooku?
-Gorzej. – wypalił po chwili namysłu. No to faktycznie jest źle.

Dwójka Hiszpanów wparowała do mieszkania Portugalczyka bez czekania na zaproszenie. Oni wszędzie czuli się jak u siebie.
-Coś tu tak podejrzanie cicho.. – mruknął Sergio Ramos przyglądając się podejrzliwie otoczeniu.
-Mam nadzieję, ze się nie pozabijali tutaj – odparł Iker Casillas.
-Jakby co to już obiecałem Gin, że kupię jej kwiaty w razie czego. Więc nie ma co się martwić. – rzucił obrońca Królewskich.
-Jakie przyrzeczenia. – parsknął śmiechem bramkarz.
-Bo moje. Dobra..  RONALDO GDZIEKOLWIEK JESTEŚ, MASZ TU PRZYJŚĆ BO INACZEJ SAMI CIĘ TU ŚCIĄGNIEMY! –darł się Ramos, za co dostał w łeb od kolegi z reprezentacji.
-Zamknij mordę kretynie! A jak to jakiś podstęp?
-Taaa, mówię ci Iker, zamach, ZAMACH. – prychnął Sergio wywracając oczami.
-Cicho! Ktoś idzie! – wypalił starszy i wepchnął obrońcę za kanapę, a następnie sam się tam pakując.
Wsłuchiwali się uważnie w powolne kroki na schodach. Stuk, stuk, stuk…
-Boże… ciśnienie mi skoczyło. – jęknął. W końcu ich oczom ukazała się niska, krępa postać.
-Ronaldo to to nie jest… Wirgie tez nie, bo jest chudsza… - dedykował młodszy z Hiszpanów.
-Co ty nie powiesz.
-Chowaj się Iker, chowaj! – wypalił Ramos ściągając swojego kumpla za głowę.
-Puszczaj mnie ty kretynie! – warknął Casillas próbując mu się wyrwać.
Zajęci kłótnią nie zauważyli jak owa postać podeszła do nich od tyłu  z wałkiem do ciasta  i znokautowała ich w ciągu kilku sekund.

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 11 - "Wejście smoka"


Dobra. Jestem naiwna, a nawet bardzo. Myślałam, że teraz wszystko pójdzie jak z płatka, no ale jak zwykle się przeliczyłam. Przy wyjść wpadłam na Sergio, który w przeciwieństwie do swoich poprzedników poznał mnie w czasie krótszym niż pięć sekund.
-Widzę, że zbieg numer jeden znowu w akcji - powiedział uśmiechając się do mnie chytrze.
-Jak widać. Ciągle pod ostrzałem. - zażartowałam odgarniając grzywkę za ucho.
-Biedactwo- powiedział z błyskiem w oku. Jak dobrze spotkać osobę, która nie zmusza cię do niczego.
-Jakie biedactwo. Jestem tylko córką trenera napastowana przez jego podopiecznych. - odparłam ze śmiechem.
-Co tym razem odwalili? przez pierwsze kilka tygodniu od twojego zniknięcia byłem na granicy załamania nerwowego . Potrafią dopiec człowiekowi. Masz szczęście, ze w końcu Iker nie pozwolił Crisowi wynająć prywatnego detektywa. - wyjaśnił mi. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem  Że niby Ronaldo chciał mnie szukać? Nie nabiorę się na to.
-Przerażająca wizja, na serio. - rzuciłam z powagą.
-A ty jak zwykle się ze mnie nabijasz. Ja tu ci wyjeżdżam ze szczerymi zwierzeniami, a ciebie to nie obchodzi. - prychnął podirytowany.
-Jakbym to już od kogoś słyszała. Oj no Sergio, po prostu nie wierzę, ze ten matoł...
-który? - wtrącił się Ramos.
-No Aveiro byłby do czegoś takiego zdolny - jęknęłam przewracając oczami.
-Mała rada na przyszłość. Nigdy nie lekceważ Cristiano Ronaldo. - powiedział konspiracyjnym szeptem.
-Zanotowałam. - Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-Ciebie też zastanawia dlaczego Iker idzie tu taki wykurzony? - Spytał obrońca Królewskich.
-Chyba wiem dlaczego, ale wolałabym żyć w  błogiej niewiedzy. - jęknęłam i zrobiłam głęboki wdech.
-I Cris też... Gadaj co im zrobiłaś!
-Nic szczególnego. Jedynie powiedziałam, ze nigdzie się nie wybieram a potem zwiałam z miejsca zdarzenia do szatni Barcy z której  również spierdoliłam i tak oto stoję tu przed tobą. Błagam nie pytaj o szczegóły. - wypaliłam jednym tchem.
-Wiesz co Gin.... ja ci współczuję, naprawdę. W razie czego możesz być pewna, ze przyjdę na pogrzeb. - powiedział i poklepał mnie po ramieniu.
-Dziękuję Sergio za wprowadzenie nuty optymizmu w tą marną sytuację. - powiedziałam z przekąsem.
-Nie ma za co. - wyszczerzył zęby.
-Tu to zawsze musisz coś odpierdolić bo nie przeżyjesz.... - usłyszałam słowa Casillasa. Na początku myślałam, że zwraca się do mnie no ale na szczęście się myliłam.
-Mogli mnie nie denerwować. Sami się prosili. - prychnął Ronaldo przykładając chusteczkę do dolnej wargi.
-Okay, ale nie musiałeś od razu odwoływać się do prawego sierpowego. - marudził kapitan Królewskich. On na serio nie jest dzisiaj w humorze....
-I kto to mówi? Zdaje się, ze to nie ja rozkwasiłem nos Valdesowi. - Cris uśmiechnął się do niego słodko. - Oo... i zguba się znalazła! - dodał gdy zauważył mnie i Ramosa.
-Wasza zguba wcale się nie zgubiła - warknęłam wywracając oczami. -Odstawiacie szopki wszędzie gdzie się pojawicie. Idioci!
-Odezwała się - odgryzł się mr. Aveiro  z ponurą miną
-Jeszcze słowo. Z wami na serio już normalnie nie można. Czy ja wygląda na osobę upośledzoną umysłowo? - Spytałam z ironią.
-No nie...
-Widzisz! Więc nie potrzebuje eskort, kontroli i tym podobnych rzeczy. Zrozumcie to wreszcie. - Zakończyłam swój wywód podirytowana.
-Ale... - zaczął Iker najwyraźniej chcąc podważyć moje zdanie.
-Dość! Nigdzie z wami nie jadę. - prychnęłam zakładając ręce na piersiach. Królewscy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
-No co?


-Puśćcie mnie debile!- darłam się, ale mimo wszelkich prób ucieczki kopania i tym podobnych moi kochani chłopcy wepchnęli mnie na tylne siedzenie MOJEGO auta.
-Sergio, powiedz Mou, że mamy sprawę do załatwienia i wrócimy oddzielnie. - powiedział Iker siadając za kierownicą.
-Tak, tak kochani, teraz możecie się obawiać o to czy w ogóle kiedykolwiek powrócicie!- warknęłam wkurzona  Ja nigdy nie odpuszczam, a powrót do Madrytu zaliczam do kategorii z rzeczami "na później".
-Nie denerwuj się słońce. - wtrącił Cris pakując się koło mnie.
-Nigdzie nie jadę, a w szczególności z tobą ty samolubny matole!- prychnęłam odsuwając się najdalej jak można.
-Od kiedy matole? Przecież niedawno przeżyliśmy całkiem przyjemny wieczór i temu nie zaprzeczysz.- odpowiedział z satysfakcją. Spojrzałam na niego groźnie, mając nadzieje, że dalej się nie posunie. -Podobało ci się przecież - dodał szczerząc zęby. O nie tego już za wiele!
-Zaraz ci wybiję te śliczne ząbki. Kretyn!
-Ja i tak mam racje, a ty o tym wiesz. – powiedział.
-Nie odzywam się do ciebie! – ucięłam zaplatając ręce na piersiach.
-No to świetnie!
-Tak, świetnie!
-No świetnie!
-Weźcie się przymknijcie bo zaraz was wysadzę – warknął Iker zza kierownicy.
-A proszę bardzo, dla mnie to nawet lepiej! – powiedziałam .
-Dobra już… - westchnął zmęczonym tonem. Trochę dałam im popalić po tym meczu, ale sami chcieli.
- W ogóle to gdzie wy mnie wieziecie? – spytałam błyskotliwie spoglądając na nich podejrzliwie.
-Do Madrytu, a gdzie . – odparł Cris.
-Może tak więcej  szczegółów?
-Do mojego domu – odparł ze złośliwym uśmieszkiem
-Nie zgadzam się! Iker, proszę cię tylko nie to.. – jęknęłam zwracając się do kapitana Królewskich. Bo wiadomo co temu idiocie do głowy wpadnie!
-Wiesz, Gin, mieliśmy inne plany, ale Sara jutro przyjeżdża. – Casillas popatrzył na mnie w lusterku z dziwną miną. Na mojej twarzy pojawił się grymas rozpaczy. Nie dość, ze nie ufałam temu pewnemu siebie idiocie, to sobie niestety też… nie oszukujmy się, wiadomo do czego jestem zdolna, a nie wiadomo. Strzeżcie się ludzie!

-Nie zamkniesz mnie tutaj! Nie waż się nawet! – darłam się do Crisa. No bo nie ma prawa mnie tu zamykać, to nieludzkie! W ogóle to jestem dorosła i mam prawo decydować o swoim życiu.
-Założymy się? – zapytał chytrze machając mi kluczykami przed nosem. Wyciągnęłam rękę żeby je złapać, ale z jego refleksem to było niemożliwe. Kurczaczki, sytuacja się komplikuje. Zdecydowałam się użyć swojej tajnej broni. Zrobiłam słodkie oczka i spojrzałam na niego uroczo.
-Spójrz na mnie. Jestem tylko małą bezbronną osóbką.
-Mała i bezbronna może i tak. Poza tym nie dam ci zwiać stąd poniekąd właśnie z tego powodu. – powiedział niewzruszony.
-Co w tym złego, że chcę być niezależna? – spytałam wywracając oczami. Czuję się jak ptaszek na uwięzi – prychnęłam
-Ci kretyni z Barcelony maja na ciebie zły wpływ, Katalończycy nie są odpowiednim towarzystwem dla ciebie. – wyjaśnił marszcząc brwi i siadając za stołem.
-Nie baw się w mojego ojca, Cris. To nie tak działa – odparłam spokojnie. Nie miał prawa kierować moim życiem do tego stopnia.
- Słońce, po prostu się o ciebie martwimy nie widzisz tego?! – Popatrzył na mnie wymownie.
Chwila, chwila… chyba straciłam wątek.
-I że ty niby się martwisz O MNIE? To brzmi troszkę dziwnie wiesz. Mozę masz gorączkę, czy jak… - przyłożyłam mu rękę do czoła. Parsknął śmiechem.
-Nie mogę z tobą czasem. – rzucił przyciągając mnie do siebie i sadzając na kolanach. Nie byłam na to przygotowana.  Zdezorientowana  pozwoliłam mu na to. Głupia, głupia, głupia. – Tęskniłem za tobą nieogarnięty dzieciaku – mruknął wtulając twarz w moje włosy.
-Tylko nie dzieciaku, Aveiro – uśmiechnęłam się nieznacznie. Poczułam woń jego perfum, które przyjemnie drażniły moje zmysły.
-Dobrze Dziecinko – powiedział z rozbawieniem całując mnie w czoło.
-Ty chyba koniecznie chcesz ode mnie oberwać, co? – Zapytałam podstępnie łapiąc  z nim kontakt wzrokowy.
-Oj tam, droczę się tylko. – wyszczerzył zęby. – Obiecaj mi, że nie uciekniesz w nocy, ani kiedy będę na treningu. Zgoda?
– Oj, no dobra. Chyba, że zacznie się palić, niechcący zaleję mieszkanie, lub coś w tym stylu – zażartowałam. Spojrzał na mnie poważnie, jakby chciał znaleźć potwierdzenie tych słów w moich oczach.
-Tylko w takim wypadku możesz wyjść z domu, ewentualnie na spacer. Ale jak tym razem mi zwiejesz to osobiście cię znajdę i przywiąże do łóżka. – zaśmiał się i zmierzwił mi włosy.
-Czy w tym był jakiś podtekst erotyczny? – zapytałam podejrzliwie.
-Jak dla kogo, zboczeńcu.
-Dobra. Teraz tak na serio. W czym ja mam spać i gdzie. – wstałam i podeszłam do lustra przyglądając się sobie uważnie. Nadal miałam na sobie koszulkę Madridisty no i do tego szopę na głowie co dawało uroczy efekt.
-Yhm.. co do pierwszego to możesz w moich ciuchach. Nie posiadam damskiej bielizny. A co do drugiego to zawsze możesz ze mną. Na pewno będzie miło i ciepło. Tak ogólnie reszta sypialni jest nie do użytku – powiedział z podstępnym uśmieszkiem.
Taaa.. pociąga mnie wizja spania nago w łóżku Cristiano Ronaldo. Samo spanie w domu CR7 brzmi podejrzanie, a co dopiero toples.
-Dobra. Śpisz na kanapie. – stwierdziłam i zamknęłam się w kiblu.
-Nie no, tak to się nie bawię
-Więc znajdź mi sypialnie albo sayonara kotku!
- Może się znajdzie jakaś czynna… - wywrócił oczami. Otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-Zawsze w ciebie wierzyłam Cris. – rzuciłam słodko z błyskiem w oku.
-Czuję się ograniczony we własnym domu. – westchnął i zniknął mi z pola widzenia.

Dobra… wcale nie jest aż tak uroczo jak mi się wydawało, bo on  na serio nie ma żadnych damskich ciuchów w domu. No dobra, to by było podejrzane, gdyby je miał. Cristiano przyniósł mi swoją wielka koszulkę, która sięgała mi do kolan, ale może to i lepiej bo nie miałam na sobie bielizny. Słowem czułam się nago w tym stroju. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i z nadzieją odnalezienia Portugalczyka bez GPES-a ruszyłam schodami na pierwsze piętro. Żeby zbytnio nie wysilać mózgu po prostu otwierałam wszystkie drzwi po kolei . Jedna sypialnia, druga sypialnia, trzecia sypialnia… po kilku znudziło mi się liczyć. I on niby nie ma wolnego łóżka w domu? Dobry żart.  Gdzie mogło go wciąć? Chyba się nie rozpłynął? No tak, nie pomyślałam, pewnie jest po prostu na dole! Jestem wyjątkowo tępym człowiekiem ze skłonnościami masochistycznymi.
No i jak przypuszczałam zastałam go w kuchni. Spojrzał na mnie z tajemniczym błyskiem w oku.
-Co się tak patrzysz? – Spytałam podejrzliwie podchodząc do Portugalczyka.
-A nic, tak sobie podziwiam. – odparł z bananem na twarzy. Ahaaa… rozumiem. Pewnie czegoś chce.
-Zostawię to bez komentarza. – ucięłam i wbiłam wzrok w patelnie. – Mam nadzieję, ze nie chcesz mnie otruć. – dodałam przyglądając się jej zawartości.
-Specjałem mojej mamusi nie da się otruć, Słońce – wyjaśnił.
-Właśnie Cris, twojej mamusi. Ty nią nie jesteś. – parsknęłam śmiechem i oparłam się o wyspę.
-Czepiasz się szczegółów. Aż takim beztalenciem nie jestem – fuknął obrażony.
-Oj no żartuje przecież – zrobiłam słodką minkę.
-Koniec tematu. – uciął kolejny raz tego dnia mierzwiąc mi włosy.

Wbrew moim obawom to danie było strawne, a nawet miłe dla podniebienia! Zadziwiające… no bo kto by się spodziewał, ze Cristiano Ronaldo umie gotować. Zaprowadził mnie do sypialni znajdującej się obok jego własnej, wiecie, tak zbiegiem okoliczności na pewno. Ściany były jasnofioletowe, a na środku stało wielkie łózko w stylu klasycznym. Uroczo. Była już druga w nocy, a ja naprawdę umierałam ze zmęczenia. Obawiałam się, że zaliczę zgon w misce z żarciem, ale na szczęście udało mi się dotrwać do tej chwili.
-Dobra, Cris, możesz już iść. – powiedziałam zakopując się w kołdrze.
-Okay, ale jakby co to wiesz gdzie mnie szukać…
-Tak, tak, w razie jakby naszła mnie ochota na dziki sex to twoje drzwi stoją otworem. Załapałam – wymruczałam już prawie przez sen.
-Normalnie czytasz w moich myślach. – powiedział, ale tego już nie słyszałam.

Obudziłam się lekko zdezorientowana. Minęła dłuższa chwila zanim załapałam gdzie jestem. Wysunęłam się z łózka i poczłapałam na dół. Jak przypuszczałam Cris  poszedł na trening zostawiając mi karteczkę obok śniadania. Super, zapomniałam mu powiedzieć, żeby kupił mi coś normalnego, bo nie mogę zapierdalać cały czas w jego koszulce z reprezentacji. Zjadłam i poszłam wsiąść otrzeźwiający prysznic. Kiedy myłam zęby usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie ten nie ogar czegoś zapomniał a teraz się dobija… Mógłby po prostu wejść a nie robić zamieszanie. Powlekłam się do drzwi i otworzyłam je mozolnie. Jednak po drugiej stronie czekała mnie niespodzianka. Stałam w samym ręczniku z rozczochranymi włosami ze szczoteczką do zębów w buzi przed jakąś starszą kobietą z walizkami, której nigdy na oczy nie widziałam. To się robi podejrzane.
-Kim pani jest? – Spytała nieznajoma świdrując mnie wzrokiem. To chyba ja powinnam zadać to pytanie!



niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 10 - "Konfrontacja"


Spojrzałam sceptycznie w lustro analizując każdy element mojej stylizacji. Nie, nie idę na żadną imprezę… po prostu coś mnie pokusiło, żeby zobaczyć jak Królewscy poradzą sobie z Barcą w Derbach. Może to nie najlepszy pomysł, żeby spotkać się z „Los Blancos”, a w szczególności gdy nie daje się znaku życia od pół roku. Tak, mówię o sobie. Sześć miesięcy bez kontaktów z ojcem i  piłkarzami, musza być nieźle wkorzeni, no ale nic na to nie poradzę, tak zdecydowałam. W sumie, to jest trochę nudno, a nawet trochę bardzo. Dom, praca, dom, praca i tak w kółko.  Sprawdziłam, czy nie zgubiłam biletów i wyszłam z domu. Miałam blisko do Camp Nou więc dotarłam w kilka minut. Było tłoczno. Moje miejsce znajdowało się  niedaleko ławki rezerwowych. Ja kto dobrze, że tu jest tyle ludzi, może mnie nie zauważą i nie będę musiała znosić wymówek. Miałam na sobie koszulkę  taką sama jak zawodnicy Realu Madrid, tyle, że zamiast nazwiska widniało moje imię i nazwisko - prezent urodzinowy z zeszłego roku.
Dobra, myślałam, ze znowu zacznę obgryzać paznokcie, jeśli w międzyczasie nie zejdę na zawał, bo Królewscy nie szaleli zbytnio… Przy drugim golu dla Barcy strzelonym przez Alvesa, miałam ochotę walnąć głową w ścianę, a potem iść tam do nich i powiedzieć to co myślę… po prostu zależało mi na tym, żeby wygrali, a na razie mecz kierował się ku porażce Galaktycznych. W momencie, kiedy sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy ruszyłam w stronę barierek przy murawie, nie powiem, że było łatwo. Zewsząd napierał na mnie tłum rozognionych fanów, masakra. Bałam się, ze zanim dotrę do celu, zostanę zmiażdżona. Zanim ktokolwiek zauważył wyskoczyłam na boisko i pobiegłam w stronę ławki rezerwowych. No dobra, na ochroniarzy nie musiałam długo czekać. Miałam jedynie szczęście, ze Iker właśnie schodził z bramki i jakimś cudem skapnął się kim jestem, a konkretnie stał tak przede mną z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie dowidział.
-Wiesz Iker, nie chce ci przeszkadzać, ale mógłbyś im powiedzieć żeby mnie puścili, bo zaraz zrobi się z tego wielka afera . – warknęłam próbując wyrwać się dwóm osiłkom, którzy niewzruszenie próbowali ściągnąć mnie z pola widzenia kibiców.
-Zostawcie moja córkę idioci! – usłyszałam za sobą. O nie… nie dobrze. Ochroniarze odsunęli się posłusznie, a ja teatralnie poprawiłam koszulkę.
-Ymmm… Cześć. – powiedziałam uśmiechając się nerwowo. Po minie trenera wywnioskowałam, że lepiej by było jakbym się stąd ewakuowała, ale zanim zdążył cos powiedzieć zawołał go ktoś ze sztabu szkoleniowego i musiał iść. Co się odwlecze to nie uciecze niestety. Na szczęście Iker ogarnął się w końcu i po prostu przytulił mnie do siebie. Nie wiem skąd ten nagły przypływ czułości.
-Idiotka.- powiedział puszczając minę. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Musiałam wyjechać.- odparłam smutno. – Coś mi do głowy strzeliło i tyle, a jakbym wam powiedziała, to byście mnie zamknęli w izolatce, albo jeszcze gorzej. Wasze pomysły są czasem przerażające. – wyjaśniłam bawiąc się bransoletkami.
-Tu się nie mylisz. – rzucił poważnie. -Chodź stąd bo zaraz redaktorzy Asa nas dorwą i będzie kiepsko. Ale wiesz, że to nie było śmieszne. Więcej tak nie znikaj. – westchnął i zaprowadził mnie do szatni Madridistów.
-Nie wracam do Madrytu. – powiedziałam grobowym tonem, gdy zeszliśmy z murawy. Teraz to było bardziej bolesne niż wcześniej.
-Tego zdążyłem się domyśleć, inaczej przyszłabyś na poprzedni mecz na Santiago Bernabeu, nie tutaj. – popatrzył na mnie wymownie.
-Ej no, ja tu próbuje być nieprzewidywalna, a ty i tak mnie rozgryziesz. – prychnęłam. On zawsze wie co ja chce zrobić…
-Bywa. Ale nie próbuj znowu kombinować bo nie chce mi się ciągle odciągać Mou od różnych dziwnych pomysłów, może nie będę ci mówił jakich. I tak już mu zaczynam podpadać.
-Dobra, nie mów. I tak nie chce wiedzieć chyba. Ale nie wchodzę do waszej szatni! – rzuciłam z uparta miną. Nie chce mi się oglądać „niektórych osób” w takim momencie. Nie planowałam w ogóle się z nikim z Królewskich spotykać.
-Jak chcesz. Nie będę cię zmuszać, ale jeżeli teraz zwiejesz to ostrzegam, że cię znajdę i na serio zamknę w izolatce – uśmiechnął się chytrze
-Tak, tak Ikuś. Znajdziesz i zamkniesz, załapałam. – parsknęłam śmiechem. Spojrzał na mnie z zastanowieniem.
-Jakaś taka spokojna jesteś, co oni ci tu zrobili. – westchnął. Widać nie zmieniłam się tylko z wyglądu. Sama nie widzę różnicy… no może pakuje się w mniej dziwnych sytuacji, ale na to to akurat nie będę narzekać.
-Oj, nie przesadzaj. Jestem taka jak wcześniej nie widzisz? Spójrz na mnie. – powiedziałam robiąc teatralny wyszczerz.
-Dobra, teraz już mam pewność, że cię nie podmienili, bo tak głupich min to nikt nie umie robić. – spiorunowałam go wzrokiem marszcząc brwi.
-Nie no, żartuję. Wybacz, ale chce iść pod prysznic. Jak chcesz to możesz iść ze mną. – odparł z błyskiem w oku.
-Ja tu sobie lepiej postoję z dala od Królewskich. To wyjdzie nam wszystkim na dobre. – zaśmiałam się i usiadłam na ławce.

Mecz zakończył się remisem, czyli nie tak źle. Druga połowę przesiedziałam w holu tępo wpatrując się w ścianę. Nie chciałam wychodzić, nie teraz. Może w ogóle. Tak wiem, jestem tchórzem. Poczekałam, aż wszyscy kibice opuszczą stadion i wyszłam na zewnątrz.
-Gin? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam  Crisa, który patrzył na mnie jakby nie był pewny, podobnie jak wcześniej Iker, z kim ma do czynienia.
-Nie, żadna Gin – odpowiedziałam spokojnie.
-Może jednak? – Dopytywał się przyglądając mi się uważnie. No nie mogę, czy oni na serio są aż tacy tępi? Jedyna różnica w moim wyglądzie jest to, że teraz włosy sięgają mi do połowy pleców i już ich nie prostuję. Może te pół roku wyczyściło im pamięć, nie wiem co innego mogłoby być przyczyną.
-Daj spokój, Cris, nie mam nastroju do kłócenia się z ludźmi. – rzuciłam i skierowałam się w stronę samochodu.
-Ej no, Mała, co oni ci tam zrobili?– dogonił mnie i przyjrzał mi się podejrzliwie.
-Zrobili mi pranie mózgu.  – odpowiedziałam zgryźliwie.
-Na to wygląda. – przyznał poważnym tonem.
-Przecież żartuję. – jęknęłam. Niech nie zaczyna znowu swoich wywodów bo się zabiję chyba. Nie dzisiaj, nie tutaj.
-No co ty, nie zauważyłem. – prychnął. Wywróciłam oczami i chciałam wsiąść do auta, ale ten idiota oparł się o drzwi
-Odsuń się, Aveiro, nie chce ci zrobić krzywdy. – spiorunowałam go wzrokiem. Chciałam jak najszybciej się stąd wynieść, zanim reszta Królewskich wysypie się ze stadionu.
-Ty? MI?! Pff, też coś. Chyba ja tobie. – parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego wymownie. – Teraz nie masz jak wrócić do swojego uroczego mieszkania w Barcelonie.
-Wielki problem, pójdę pieszo. – uśmiechnęłam się złośliwie –Poza tym, skąd wiesz, ze tu mieszkam? – Spytałam podejrzliwie.
-Doszedłem tego prostą metodą dedukcji. – wyjaśnił.
-To ty tak umiesz w ogóle?
-Dzięki, Gin. – prychnął obrażonym tonem.
-Proszę bardzo.- odpowiedziałam przymilnie. – A teraz wybacz, ale muszę iść. – dodałam wchodząc z powrotem na Camp Nou. Wiedziałam, że pójdzie za mną. Ruszyłam korytarzem szukając jakichś otwartych drzwi. Chwila.. ja chyba wcześniej byłam po drugiej stronie. Dobra tam, pewnie mam zwidy. Dobra, jest szatnia, lepsze towarzystwo wszystkich Królewskich niż tego jednego barana, ze tak powiem. Otworzyłam drzwi i zamknęłam za sobą. Uff… po wszystkim. Odwróciłam się z satysfakcją i stanęłam osłupiała. Nie może być, aż tak głupia nie jestem!
-Eee… Cześć wszystkim – powiedziałam, kiedy już pozbierałam szczękę z ziemi. –Chyba pomyliłam się o kilka numerów… - jęknęłam cicho.
Zamiast w szatni Madridistów znalazłam się w tej przeznaczonej dla Barcelony, szkoda, że nie posiadam możliwości znikania . Wprawdzie było tam zaledwie kilku piłkarzy, których rozpoznawałam z wyglądu.
-Cześć Wirgie. – odpowiedział jeden z nich, zdaje się, że Fabregas.
-eee, ty skąd… - zająkałam się.
-Koszulka. –  uśmiechnął się z rozbawieniem.
-A tak.. zapomniałam. – wywróciłam oczami.
-Co skłoniło córkę Mourinho do odwiedzenia naszej szatni? – Zapytał wysoki brunet stojący za Cesc’em.
-Może nie będę mówić, ale już się ewakuuję. – rzuciłam szybko odwracając się na pięcie. – Będę musiała skonfrontować się ponownie z tym idiotą. – jęknęłam.
-Nie no jak chcesz to możesz zostać, my się na pewno nie pogniewamy. – zaproponował Valdes.
-Co ty nie powiesz. – zaśmiałam się. – Pamiętajcie kim jestem – dodałam z błyskiem w oku.
-Eee… szatynką z niebieskimi oczami? – zasugerował błyskotliwie Fabregas .
-Zadziwiające! Jak na to wpadłeś? – spojrzałam na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
-Nieodrodna córeczka tatusia. – podsumował mnie Gerard, na co jego koledzy parsknęli śmiechem.
-Dobra, miło było, ale ja spadam, zanim oni mnie dorwą. – powiedziałam już na poważnie. Wiedziałam, ze Cris pójdzie do Ikera, a Iker to już strach się bać co wymyśli…
-A kto konkretnie? – zapytał Valdes.
-Nie chcesz wiedzieć, na serio. – stwierdziłam zgodnie z prawdą. W tym samym momencie, kiedy położyłam dłonie na klamce, drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wpadło dwóch dobrze mi znanych piłkarzy… zapewne domyślacie się kto. Tak, mr.  Aveiro i mr. Casillas. Z tym, ze ten pierwszy zatrzymał się na progu i spojrzał niechętnie na Katalończyków. Spróbowałam niepostrzeżenie wycofać się za Cesca, ale tym samym pogorszyłam jeszcze bardziej swoją sytuację. Zachowuję się jak dziecko. Żenada. Ja, Wirginia Mourinho boję się konfrontacji z Ikerem.
-W ogóle cię nie widzę- powiedział podirytowany. –Miałaś nie znikać. – dodał wymownie.
-Ups, chyba mi to umknęło. – odparłam tempo.
-Cris, powiedz jej coś… - jęknął kapitan Królewskich przejeżdżając ręką po twarzy.
-Gin, nie ładnie przedrzeźniać starszych. – rzucił Ronaldo ze złośliwym uśmieszkiem.
-Dzięki, kretynie. – prychnął Hiszpan. – może zamiast chować się za drzwiami wszedłbyś do środka? – dodał przymilnie.
-Do tych symulantów? Nigdy w życiu! – oburzył się opierając o framugę.
-Stul pysk portugalski lalusiu. Nikt cię tu nie zapraszał. – warknął Fabregas .
-Licz się że słowami hiszpański nie dorobie.- odgryzł się Aveiro. Patrzyłam na nich z dziwnym wyrazem twarzy. Na serio, z kim ja się zadaje.
-Zaraz twoje śliczne ząbki wylądują na podłodze. – wysyczał  Cesc .
-Spróbuj tylko mnie dotknąć to zobaczysz gwiazdki – prychnął Portugalczyk.
Korzystając z zamieszania wymknęłam się na korytarz i ruszyłam w stronę wyjścia. 

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 9 - "Witaj nowe życie!"


Usiadłam na ławce pod domkiem i oparłam się o drewnianą ścianę starając się  myśleć logicznie, ale jakoś mi to nie szło. Po prostu chciało mi się niesamowicie spać. W tej sytuacji dojście do łóżka na piętrze graniczy z cudem, bo znając moje szczęście zaliczę zgon po drodze. Posiedzę sobie tutaj i poczekam aż mi przejdzie.

Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, jedyne czego jestem aktualnie pewna to intensywny ból głowy. Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Na dworze panował półmrok. Właśnie – znowu obudziłam się w łóżku. Tak wiem, brzmi dziwnie, a raczej normalnie. Co może być w tym nadzwyczajnego? Może właśnie to, że ostatnim widokiem jaki zapamiętałam było… właściwie co to było? Las? Jezioro? Wszystko jedno, nie chce mi się wysilać mózgu.
-Witaj śpiochu- usłyszałam nad głową.- minęło trochę czasu zanim ogarnęłam, że ktoś do mnie coś mówi.  Przetoczyłam się na druga stronę i podniosłam się na poduszkach. Obok mnie siedział Iker i przyglądał mi się uważnie. Uśmiechnęłam się do niego jeszcze przez sen.
-Hola…- odpowiedziałam przeciągając się. – Może już nie będę pytać jak się tu znalazłam…- dodałam cicho.
-Okay, przemilczę to – odpowiedział z rozbawieniem. Powoli zaczynały do mnie dochodzić wspomnienia z zeszłego wieczoru.
-Ja pierdole- mruknęłam przyciskając poduszkę na twarz. Wyszłam na kolejną bezmózga laskę, która uległa urokowi Crisa…  -Boże, Iker, czy ja naprawdę jestem aż taka głupia?- Zapytałam żałośnie.
-Chodź tu – Rzucił. Podczołgałam się do niego z ponurym wyrazem twarzy. Przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego ciepłe ramiona.
-Dałam mu się pocałować.- westchnęłam zaciskając usta. – A przecież doskonale wiedziałam, że nic dla niego nie znaczę, nie chcę być dziewczyną do zaliczenia, nawet nie wiem czy cokolwiek do niego czuję. – ciągnęłam bezbarwnym tonem.
-Każdy ma chwilę słabości, Gin. To wcale nie musi być nic zobowiązującego – odpowiedział trzeźwo. Spojrzałam na niego z zastanowieniem. Fakt, nie musi, ale lubię mieć wszystko pod kontrola i nie dawać wszystkim wkoło satysfakcji przez moją nieudolność w stanie upojenia. Tak wiem, dziwnie to ujęłam.
-Jestem pierdolonym egoistą, myślę tylko o sobie i zadręczam cię moimi przemyśleniami, dziwne, ze w ogóle mnie jeszcze słuchasz, ja bym zgłupiała -  uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Czego się nie robi dla ulubionej córki trenera. – zaśmiał się  gładząc mnie po policzku.
-Nie masz zbyt dużego wyboru bo ma jedną. – rzuciłam z rozbawieniem.
-Dobra, nie łap mnie za słówka. – odgryzł się  przewracając wymownie oczami.
-Ktoś musi. – mruknęłam sennie.
-Dobra, śpij już, bo i tak gadasz głupoty.- stwierdził przykrywając mnie kołdrą. Mruknęłam coś w wyrazie aprobaty i zasnęłam.

***

Kapitan Królewskich przyglądał się uważnie wtulonej w niego dziewczynie i wsłuchiwał się w skupieniu w jej  równomierny oddech. Był wkurzony, sam nie wiedział dlaczego, co było dla niego absolutną nowością. Musiał to sobie poważnie przemyśleć. Zsunął delikatnie niebieskooką na poduszki i odgarnął jej włosy z twarzy. Uśmiechnął się, gdy złapała go za rękę mrucząc coś pod nosem przez sen. Położył się obok i oparł na łokciu. Mimo bardzo późnej pory, a raczej wczesnego ranka nie był zmęczony. Chciał po prostu zostać tu i patrzeć na nią.

***

Razi… Ja pierdole, kto nie zasłonił okna… Wczołgałam się głębiej pod kołdrę i skuliłam w kłębek. Po kilku minutach spędzonych w tej pozycji zdecydowałam się wyczołgać na powierzchnie i stanąć twarzą w twarz ze słońcem. Cóż za odwaga, prawda? Usiadłam nieporadnie na łóżku i przetarłam oczy. Spojrzałam na siebie krytycznie. -No tak, mogłam się tego spodziewać- mruknęłam do siebie. Czas wziąć prysznic. Starałam się nie zrobić nic Ikerowi jak wychodziłam z łóżka, no ale udało mi się  niechcący wbić mu łokieć w żebra.
-Ja pierdole, Gin – jęknął. Zrobiłam niewyraźną minę i szybko ześlizgnęłam się na podłogę.
-Przepraszam. – powiedziałam szybko przykrywając go pod brodę kołdrą. – Śpij dalej, mnie tu nie było.. – dodałam.
-Dobra, dobra, nie musisz ze mnie robić mumii.
-Oj, źle ci?- Zapytałam z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie, no co ty, wszystko jest okay, dopóki nie przeprowadzasz zamachu na moje życie. – odparł złośliwie.
-Cicho, nic nie było – zaśmiałam się. – A teraz wybacz, ale idę się umyć. -  rzuciłam  i weszłam do łazienki.
 Jak ja kocham długie, gorące kąpiele. Oparłam głowę o brzeg wanny i rozkoszowałam się przyjemnym zapachem mango i granatu.
-Nie za dobrze ci? – wyrwał mnie z zamyślenia głos mr. Aveiro.
-Byłoby lepiej gdybyś się stąd wyniósł – Odcięłam się. Jak to dobrze, że tu jest dużo bąbelków… Czułam się skrepowana  w jego obecności ,a  to chyba normalne, że w takich sytuacjach pragnie się samotności.
-Postoję sobie, popatrzę… - rzucił opierając się o ścianę. Kurwa, za co?
-Jak miło z twojej strony – ironizowałam zanurzając się głębiej pod wodę .
-Ej, gdzie wcięło Ramosa? – Wypalił Iker wpadając z impetem do pomieszczenia. Oboje z Ronaldo spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem.
-Rano przyjechała po niego jakaś laska. Chyba nowa, bo jeszcze jej nie zdążyłem bliżej poznać.
-Chyba przelecieć, a nie bliżej poznać. – wtrąciłam się z uroczym uśmieszkiem.
-To też.. znaczy, nie, no wiesz, za kogo ty mnie masz?! – Obruszył się.
-Na pewno chcesz wiedzieć? – Spytałam z błyskiem w oku.
-Dobra nie mów – uciął wywracając oczami.
-Ogarnijcie się, dzieci. – zaśmiał się Casillas. – A wracając do tej nowej „dziewczyny” Sergio, to chyba nazywa się.. czekaj, Katie, lub coś w tym stylu, ale nie wygląda na zbyt inteligentną.
-Co ty masz do jej wyglądu, ma duże cycki, czego chcieć więcej. – stwierdził Cris.
-Dobra, chłopcy, nie chcę wam przeszkadzać, ale ja tu siedzę NAGO i chce wyjść wiec get out, albo pożałujecie, ze się w ogóle urodziliście -  wypaliłam wkurzona. – Może jeszcze konferencje prasową tu zwołacie. – Dorzuciłam wymownie.
-Nie przeszkadzaj sobie, możesz spokojnie wychodzić. -  powiedział kochany kapitan Królewskich.
-I ty Iker przeciwko mnie? Ja pierdole, z kim ja żyję chociaż zamknijcie oczy i się odwróćcie – jęknęłam z rezygnacją. Musze dopisać kolejny punkt do mojej listy rzeczy koniecznych do zrobienia, koło „Nie spać w samej bieliźnie” , czyli „Zawsze zamykaj się w łazience!”. Byłam już przyzwyczajona, że u siebie mam swoją toaletę i nikt mi tam nie włazi bez pozwolenia i czasem o takich szczegółach jak „zamek” po prostu zapominam.
Owinęłam się w ręcznik i chrząknęłam znacząco, co miało znaczyć, ze mogą już wrócić do poprzedniej czynności, a sama wymaszerowałam do pokoju i przekręciłam klucz w drzwiach. Uff… w  końcu święty spokój. Ubrałam się, wysuszyłam włosy i doprowadziłam do ogólnego stanu używalności.

Znowu zaliczyłam zgon na siedzeniu w aucie. Musieliśmy w końcu wcześniej wyjechać, bo przecież o trzynastej zaczynał się trening. Jak to dobrze, że ja nie musze na niego iść i znosić towarzystwo Crisa. Nie miałam zbytnio ochoty się do niego odzywać od owego pocałunku, pomijając głupia sytuacje w kiblu. Po prostu wykorzystał moją chwilę słabości, byłam pijana, on nie ( ktoś w końcu musiał prowadzić samochód), a to mówi samo za siebie.
Poza tym, mam dość ciągłego kontrolowania, nie jestem przecież dzieckiem. Wydarzenia z przeszłości nie mogą ciągle odbijać się na moim życiu, bo to nie na tym polega.
Królewscy odwieźli mnie pod dom i pojechali na Santiago Bernabeu. Współczuje im trochę…No ale sami chcieli – biwak na łonie natury.
Mam również kilka rzeczy do zrobienia. Po pierwsze – musze pogadać z Ikerem, po drugie – znaleźć sobie mieszkanie i pracę, niekoniecznie w Madrycie.
Wiem, uciekam - znowu. Tak jak wtedy. Nie chce do tego wracać, ale to jednak ciągnie się za mną, niezależnie od mojego przyzwolenia.

Wpakowałam resztę rzeczy do bagażnika i wsiadłam do samochodu. Spojrzałam z nostalgia na dom i zmarszczyłam brwi. Może nie będą mi mieli tego za złe… może. Wzięłam klucze od mieszkania w Barcelonie z sejfu, wiec przynajmniej miałam gdzie mieszkać.
Witaj nowe życie!

~*~

Ykhym! A więc przemawiam do was - po raz pierwszy... Notka stosunkowo inna patrząc na poprzednie rozdziały, no ale wszystko idzie zgodnie z planem :) Dziękuje wszystkim za komentarze, które mnie niesamowicie motywują do tworzenia  i dają ogólny pogląd na to, jak inni odbierają moje słowa :D Obawiam się trochę waszej opinii na temat tego wpisu, który wywołuje u mnie spore wątpliwości, ale jest również wstępem do nowej ery - ery innej Gin. Może nie aż tak drastycznie odmiennej od tej obecnej, ale jednak. Kurde.. nie będę wam tu filozofować, bo nie umiem ;p Jeśli chcecie to piszcie na gg - podane w zakładce kontakty :D Pozdrawiam ;p
PS. Happy birthday Schlieri and Eden :*

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 8 - "Jestem Idiotką"


-Ja chce z tylu!!- Darłam mordę do Ramosa, który pakował się na moje ukochane miejsce. – Nie siedzę więcej z tym idiotą na jednej linii – dorzuciłam siadając koło Ikera.
-Cześć Ikuś- Uśmiechnęłam się do niego słodko – Piękny dziś mamy dzień.
-Co chcesz tym razem? – parsknął śmiechem.
-Nic, chce po prostu usłyszeć twój głos – odparłam nie przestając suszyć zębów.
-Nie mogę z tobą. Co kombinujesz? – Zapytał podejrzliwie.
-Mogę cię wykorzystać jako poduszkę? Przez tego debila z przodu nie śpię od czterech godzin. – powiedziałam wskazując kciukiem na Crisa.
-Dobra, nie wnikam…
-Czyli tak? Kocham cię normalnie. – cmoknęłam go w policzek i skuliłam się na siedzeniu wtulając w rękaw kapitana Królewskich.

Nie wiem jakim cudem ale obudziłam się w nieznanym łóżku . Tak wiem, brzmi dwuznacznie. Powoli zaczęły do mnie docierać odgłosy z otoczenia. Czy ja przypadkiem nie byłam przed chwila w aucie? A tak, już ogarniam. Wstałam z łózka i rozejrzałam się wkoło. Znajdowałam się w pokoju jakiegoś domku letniskowego nieopodal jeziora otoczonego lasem. Tak nazywamy Crisowe pojęcie „Na łonie natury”. Przebrałam się w bikini i wyszłam na taras. Była piękna pogoda, delikatny wietrzyk muskał ciało, po prostu idealny dzień na opalanie. Rozłożyłam ręcznik nad brzegiem i przymknęłam oczy. Trochę relaksu nikomu nie zaszkodzi w końcu, prawda? Wsłuchałam się w szum drzew starając się rozluźnić. Prawie mi się to udało, ale skapnęłam się, że ktoś coś do mnie mówi. Ocknęłam się z zamyślenia.
-Dobra, Iker, Cris czy Sergio, przyznawać się kto śmiał zakłócić mój spokój. – wymruczałam pod nosem. Nie zabrzmiało to tak groźnie jak miało, ale wisi mi to.
-Zgaduj – odpowiedział mi znajomy głos.
-Tak panie Casillas, wiem, że to ty. – uśmiechnęłam się z nieznacznym rozbawieniem. Nie planowałam otwierać oczu bo po co.
-To dobrze. – Odparł. Poczułam się, że kładzie się koło mnie.
-Dlaczego dobrze?- Spytałam automatycznie.
-Nie ważne – uchyliłam nieznacznie powieki by spojrzeć na mojego rozmówcę. Przyglądał mi się uważnie w skupieniu.
-Nad czym myślisz? Zapytałam opierając się na łokciach. Spojrzałam na niego badawczo próbując wniknąć w umysł kapitana Królewskich.
-To nie na twoją głowę, Wirginio – uśmiechnął się tajemnicza. Na mojej twarzy pojawił się ledwo widoczny grymas.
-Uważasz, że jestem na to za głupia? – zadałam pytanie świdrując go wzrokiem. Co jak co, ale braku inteligencji nikt mi nie zarzuci, wiecie, skromność odziedziczyłam po ojcu.
-Nie. Po prostu z tym musze sobie sam poradzić. – skwitował. Zmarszczyłam nos z rozbawienia.
-Ta wiem, ty masz same takie sprawy na głowie.- położyłam się na brzuchu szczerząc do niego zęby.
-Próbujesz mnie przedrzeźniać?- Zapytał a w jego oczach zauważyłam niebezpieczny błysk.
-Nie, skąd! Ja? Nigdy! – zaśmiał  się i założyłam okulary na oczy. Oznaczało to zamknięcie tematu.
-Niech ci będzie, tym razem ci odpuszczę.- zmierzwił mi włosy i wstał.
-Ej, Iker- wypaliłam siadając po turecku. Odwrócił się w moją stronę.
-Mam taka małą prośbę… - zaczęłam robiąc słodką minkę. Wywrócił oczami i parsknął śmiechem.
-Co tym razem?
-Mógłbyś posmarować mi plecy? Sama nie dam rady a do bycia spaloną skwara też mnie zbytnio nie ciągnie. – Popatrzyłam na niego maślanymi oczami.
-No dobra. – westchnął i usiadł koło mnie.
-Dzięki Ikuś. – rozpromieniłam. Odgarnęłam włosy z karku i przysunęłam się do niego. Drgnęłam lekko gdy jego ciepłe palce dotknęły mojej skóry. Mam nadzieję, ze tego nie zauważył…  Wczułam się w powolne ruchy jego dłoni. Nie powiem, to było bardzo przyjemne, chociaż bardziej przypominało masaż niż wcieranie kremu z filtrem UV. Nie przeszkadzało mi to. Kiedy skończył odwróciłam się uśmiechnęłam do niego delikatnie.
-Dzięki – powiedziałam cicho przyglądając mu się uważnie. Zauważyłam, ze jego twarz zmieniła wyraz.
- Musze już iść – mruknął, jakby nie kontaktował co się dzieje wokół.
-ee.. okay- odpowiedziałam zbita z tropu. Odprowadziłam go wzrokiem marszcząc brwi. Co go ugryzło?

Wieczorem  rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy różne rzeczy. Sergio piekł wszystko po kolei co było w zasięgu ręki. Módlmy się, żeby nie dostał po tym niestrawności. Siedziałam z boku, rozmyślając nad wszystkim.
-Gin, lamusie, chodź do nas- rzucił Cris ciągnąc mnie do Ramosa. Dałam mu się poprowadzić i zajęłam miejsce na kocu. Było gorąco… bardzo gorąco. Mimo, że miałam na sobie cienki top z przewiewnego materiału i spodenki, czułam, że zaraz się rozpuszczę, masakra.
-Ja ci dam lamusa. – naciągnęłam mu czapkę na oczy. Odkręcił ją daszkiem do tyłu, tak jak najbardziej lubił i wyszczerzył do mnie zęby. Odpowiedziałam mu diabelskim uśmiechem i ściągnęłam go siłą na ziemie koło siebie.
- Ty szatanie mały. – powiedział przyciągając mnie do siebie i obejmując w pasie. Zarumieniłam się nieznacznie. Czułam jego mięsnie wokół siebie. W jakimkolwiek starciu siłowym moje szanse były równe zero.
Moje wszelkie opory do tulenia się do wszystkich wkoło. ( Czyt. Iker, Sergio, Cris) pękły, gdy Królewscy wygrzebali skądś wino i piwo. Tak, wiem. Upijanie się z trzema facetami na jakimś odludziu nie jest najlepszym pomysłem, no ale znacie mój zdrowy rozsądek, którego praktycznie nie ma.  Kiwaliśmy się spleceni ramionami śpiewając „We are the champions” i hity Hiszpańskiego Disco. Co tam, że nasz fałsz przechodził wszelkie granice strawności.
-I jeszcze jeden i jeszcze raz!! Darł się obrońca Galaktycznych kończąc kolejną z rzędu butelkę whisky. Przestałam liczyć kilka kolejek temu… I tak mój kontakt z otoczeniem malał proporcjonalnie do spożytego alkoholu. Po jakimś czasie skapnęłam się, ze mr. Aveiro gdzieś zniknął. Dziwne. Rozejrzałam się wkoło skupiając się na otoczeniu. Zostawiłam Hiszpanów  i poszłam do domku. Tam tez go nie było, dziwne… Przeszłam się w stronę jeziorka. Dostrzegłam ciemna sylwetkę przy pomoście. Ruszyłam w tamta stronę wolnym krokiem.  Trochę mi się w głowie, kręciło i tyle, nie miałam ochoty wyrżnąć orła, ale i tak poślizgnęłam się i zjechałam na dół na dupie. Przyjmijmy, że trawa była śliska. Usłyszałam nad sobą śmiech Crisa. Spojrzałam na niego  z dołu.
-Nie szczerz się tak, tylko pomóż mi wstać- rzuciłam próbując się podnieść. Pociągnął mnie za ręce i postawi na ziemi.
-Dzięki - mruknęłam otrzepując się z piachu.
-Stęskniłaś się za mną? – Zapytał. W jego głosie dało się słyszeć nutę satysfakcji. Niespecjalnie go widziałam, w tych ciemnościach, jedynie niewyraźny zarys sylwetki.
-Ta chciałbyś- odpowiedziałam z rozbawieniem. -Nie chciałam mieć cię na sumienia, jakbyś się tu gdzieś utopił. – wytłumaczyłam podchodząc do brzegu i spoglądając na gładką taflę jeziora.
-Tak, tak, tłumacz się, ja i tak wiem, że się o mnie martwiłaś, prawda, Mała?- Podszedł do mnie i położył dłonie na moich biodrach.
-Jasne, możesz to sobie tłumaczyć w ten sposób – zaśmiałam się i zrobiłam krok do tyłu co nie było najlepszym pomysłem. W jednej chwili straciłam grunt pod nogami. Przez chwile nie mogłam oddychać, nabierając wody do ust.  Wypłynęłam na powierzchnie krztusząc się i machając chaotycznie rękami. Poczułam, ze ktoś mnie złapał i wyciągnął na brzeg.
-Idiota- wychrypiałam  kaszląc. – Poradziłabym sobie sama….
-Jesteś pijana, na ziemi sobie nie radzisz, a co dopiero w jeziorze- Odgarnął mi włosy z zaróżowionych policzków.
-Nie tylko ja. – odcięłam się trochę niepewnie.
-Jak widzisz, jeszcze umiem ustać w miejscu, w przeciwieństwie do niektórych osób – poklepał mnie po plecach i usiadł koło mnie na trawie.
-A myślisz, że ja nie?- Oburzyłam się i zrobiłam zadziorną minę.
-To chyba widać.- parsknął śmiechem. – Jesteś cała mokra- dodał lustrując mnie wzrokiem.  Nie widziałam jego oczu, ale po prostu czułam je na sobie. To było krępujące…
-Wiesz.. nie chcę nic mówić, ale ty też. – zachichotałam i wycisnęłam wodę z koszulki.- Płynę normalnie, ale przynajmniej jest chłodno. – westchnęłam opierając się na łokciach.
Siedzieliśmy tak w milczeniu obserwując gwiazdy.. tak wiem, ja i spokojne siedzenie na dupie – to nie jest normalne.
-Idę się przejść – powiedziałam. Wstałam i ruszyłam w stronę lasu… tak wiem, o tej porze włóczenie się po dzikich zaroślach niekoniecznie jest bezpieczne., ale miałam taką wewnętrzną potrzebę. Przemoczona ruszyłam wolnym krokiem przed siebie niespecjalnie zwracając uwagę na otoczenie. Wirowało mi w głowie… Wiedziałam, że i tak Cris za mną pójdzie, to było w jego stylu. Odruchowo chciałam wsunąć dłonie do kieszeni, ale tylko przejechałam rękami po udach. No tak, jestem w szortach. Westchnęłam cicho. Nawet nie zauważyłam, kiedy otoczyły mnie drzewa… Byłam zbyt pogrążona w bezsensownych myślach. Wokół panowała cisza. Słyszałam jedynie szelest gałęzi pod stopami. Mało brakowało a znowu bym się wywaliła o wystający korzeń. Soczyście przeklinając ominęłam przeszkodę i usiadłam na niewielkiej polanie. Tu było tak inaczej – spokojnie, trochę bardziej jak w Paryżu. Bardziej kochałam Madryt, to oczywiste, ale czasem potrzebowałam kilku czynników, by odświeżyć stare wspomnienia. Nie jestem pewna czy chciałam je wyciągać na wierzch. Nie wszystkie były przyjemne. I ta jedna rzecz o której chciałam zapomnieć…
-Gin, nie chowaj się.. – usłyszałam obok siebie głos Cristiano. Podskoczyłam i uniosłam głowę.
-Nie robię tego. – Odparłam nad wyraz spokojnie, nie w moim stylu.
-Wstawaj i idziemy stąd – powiedział pomagając mi wstać.
-Ykhym.. wypadałoby. Już się zaczynało robić strasznie- zaśmiałam się nerwowo. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Teraz lepiej?- Zapytał z rozbawieniem. Pokiwałam głową. – to dobrze.- Spojrzałam na niego zagadkowo. Wiem, że byłam trochę podpita. Nie dużo… chyba. No dobra, może trochę więcej, skoro właśnie dałam się mu ponownie przytulić.
Był ode mnie sporo wyższy. Nasze oczy się spotkały. Doskonale wiedziałam co chce zrobić, to było w jego stylu. Powinnam uciec.. tak, zdecydowanie powinnam wracać do domku kempingowego. Ale nie robiłam tego. Objął mnie w tali i nieznacznie podniósł do góry, jednocześnie pochylając się w moją stronę.  W momencie kiedy jego wargi zetknęły się z moimi, poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele. Chociaż spodziewałam się tego pocałunku, zaskoczył mnie… Pozwoliłam jego językowi wtargnąć bezczelnie do moich ust. Smakowałam go namiętnie unosząc się na palcach i wplatając dłonie w jego mokre włosy. Drżałam delikatnie. Dominacja jego ciała nad moim była ogromna, ale również niesamowicie podniecająca. Pieścił moje wargi z pasją, powoli przenosząc je niżej, znacząc na mojej skórze palący ślad. Otaczała mnie woń jego perfum i whisky, zamykająca nas w oddzielnym świecie.   Przycisnął mnie do drzewa, kora nieznacznie wbijała się w moje plecy, ale nie czułam tego. Powodował, że chciałam czuć więcej, brać i dawać. Pragnęłam tylko, żeby nie przestawał, zatraciłam się do końca w  przyjemności, cieple jego rozpalonego ciała i żarliwości pocałunków .
Jednak musiałam to przerwać, po prostu musiałam…
-Nie Cris, przepraszam ja tak nie mogę.. – odepchnęłam go od siebie i pobiegłam w stronę ogniska, zostawiając zdezorientowanego Portugalczyka za sobą.
Jestem głupią idiotką… tak, jestem idiotką.