poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 21 - "Dzień dobroci dla zwierząt"

-Masz zamiar tam siedzieć? – usłyszałam głos zza ściany.
-Tak, dopóki stąd nie pójdziesz.- odparłam spokojnie. Siedziałam sobie na podłodze przy wannie i czytałam jakąś starą gazetę z udawanym zaabsorbowaniem.
-No to powodzenia. Czyli planujesz tam spać? – tym razem usłyszałam w tonie nutkę rozbawienia. Palant.
-Tak. W wannie. Jest bardzo wygodna. – powiedziałam oschle.
-A jak Cię coś tam wciągnie przez odpływ i co będzie?
-Czy Ciebie Aveiro w dzieciństwie straszyli, że cie WANNA WCIĄGNIE?! Boże...- jęknęłam i przejechałam dłonią po twarzy.
-No a Ciebie nie? – wymruczał niepewnie.
-Nie pogrążaj się i lepiej zamknij buzie. – zaśmiałam się cicho i zamknęłam gazetę. Nudno tu się robi chyba idę jednak poznęcać się nad ludźmi tam na zewnątrz. Wstałam i otworzyłam gwałtownie drzwi przywalając niechcący Crisowi.
-Ups. – puściłam klamkę  i szybko odsunęłam się z pola rażenia. – Nie bij tylko! – wypaliłam zasłaniając się poduszką. Aveiro spojrzał na mnie jak na ufo masując czoło.
-Miałaś przecież nie wychodzić. – jęknął siadając na łóżku.
-Oj no znudziło mi się już tam. Poza tym wnerwianie ciebie jest o wiele ciekawsze od szorowania dupą płytek w toalecie – wyszczerzyłam do niego zęby. Popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Chora jesteś. – bardziej stwierdził niż spytał.
-Nie. Ja się czuję wprost wyśmienicie gdybym jeszcze miała obydwie nogi sprawne to skakałabym z radości ale wiesz… w tym wypadku to troszkę utrudnia sprawę. – na zakończenie wywodu uśmiechnęłam się szeroko jak dziecko w przedszkolu.
-Boje się Ciebie. – podsumował. Zaśmiałam się .
-Czemu? Jestem miła.- powiedziałam z powaga. Właśnie. Jestem miła a miałam nie być. No i wszystkie wysiłki poszły na marne…
-Właśnie. I to jest straszne. – odparł. – Gadaj czego się tam nawdychałaś? – dodał podejrzliwie taksując mnie wzrokiem.
-Domestosa wiesz. –prychnęłam, a po chwili wybuchłam ponownie śmiechem.
-Ty się serio czegoś naćpałaś  i ja wcale Ci tego nie podałem.
-Nie prawda, nie psuj zabawy, no. – wywróciłam oczami. –Poczuj klimat! – wydarłam się  i rzuciłam na łóżko. – ale chwila chyba mi się chce jeść, idę na dół

Ja-szafka, szafka-ja. No dobra chyba będę zmuszona iść na dietę bo nie dotrę do moich ukochanych płatków, chociaż… mogłabym wejść na krzesło.. tak właśnie.
Wpakowałam się na nie z niewielkim trudem i stojąc na jednej nodze próbowałam wyciągnąć żarcie nie zabijając się po drodze.
-Co robisz?- usłyszałam głos za sobą.
-Nic szczególnego. – odparłam wywracając oczami.
-Spadniesz. – powiedział z rozbawieniem i przyglądał mi się uważnie.
-Cicho, nie mamrocz pod nosem. – mruknęłam i wyciągnęłam rękę po płatki ale ten kretyn ubiegł mnie i wziął je z półki. Spiorunowałam go wzrokiem i prawie nie rozbiłam wazonu na głowie. Tak, powstrzymałam się i udawałam opanowaną.
-Chciałam sama. – warknęłam i zachwiałam się na krześle gdyż za mocno wychyliłam się do przodu, a stojąc na jednej nodze to troszkę bardzo niebezpieczne bo akrobatą nie jestem. Już chciałam żegnać się z życiem, ale zamiast na  twardej podłodze wylądowałam na rękach Aveiro. Brawo, tego mi tylko brakowało.
-Postaw mnie! – rozkazałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie ma za co. – wyszczerzył się, ale nadal mnie nie puścił. Ja nie wiem czy on jest upośledzony czy coś ale zdrowy na umyśle na pewno nie, żeby takich prostych komend nie pojmować to trzeba być totalnym kretynem, no ale nad czym ja się zastanawiałam przecież to Ronaldo.
-Uff, przeszło ci w końcu. – odstawił mnie na ziemie i uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Ale, że co niby? – popatrzyłam na niego z dezorientacją.
-Nic, nic Mała. – zmierzwił mi włosy i jakby nigdy nic poszedł do salonu i rozwalił się na mojej kanapie. Bosko, a ja nadal nie czaje o co chodzi. Dobra tam szczególik. Płatki mam i życie staje się piękniejsze.
-Sam jesteś mały. Chce nutelle. – wypaliłam nawet nie wiem czemu.
-Nutelle? – Cris popatrzył na mnie z lekko zmarszczonymi brwiami. I co jeszcze? – zaśmiał się.
-I frytki. – dodałam z pełną powagą.
-Ahaa, jeszcze jakieś zamówienia? – zaśmiał się .
-Nie, bo potem będę rzygać. – odparłam z powagą.
-Ja nie mogę z Tobą Gin już. – teraz to już w ogóle wybuchnął śmiechem. Nie no bardzo zabawne.
-To była aluzja żebyś mi to przyniósł. – wyszczerzyłam zęby do niego i założyłam ręce na piersiach. - ode chciało mi się płatków. – jęknęłam i odsunęłam paczkę. – No plosee – zrobiłam słodkie oczka. Spojrzał na mnie jakby nie wiedział czy żartuje czy mówię serio.
-No dobra. – westchnął zaraz wraca. – Idę Ci po tą nutellę..
-I frytki! – wcięłam mu się w słowo.
-No i frytki, chociaż nie wiem kto je nutelle z frytkami.
-Nutelle później, teraz frytki dużo frytek. – powiedziałam z błyszczącymi oczami.
-No dobrze – uśmiechnął się z lekka zdezorientowany i wyszedł z domu.
-Kurde ja to mam zachcianki jak baba w ciąży. – westchnęłam do siebie. Powlekłam się do łóżka kontynuując marzenia o windzie.
Włączyłam sobie TV i tempo wpatrywałam się w ekran pstrykając palcami jak dziecko z ADHD. Nie no ja tak w miejscu nie mogę siedzieć, w ogóle tak jakoś dziwnie spokojnie, idę do Olivera. Albo będę się do niego drzeć z balkonu żeby było bardziej pomysłowo. Może przyjdzie.
-Oliver głąbie o sąsiadach się nie zapomina! – krzyczałam wychylając się przez barierkę. Postałam tak pięć minut jeszcze i w końcu zaczęłam się irytować.
-Oliver, głupi głupku, wiem, że mnie słyszysz. Bo po Ciebie pójdę. – wypaliłam. – No dobra nie to niee – fuknęłam, ale w tym momencie ktoś zasłonił mi oczy rękami.
-Kto zgasił światło? – jęknęłam zdezorientowana  i zaczęłam obmacywać osobę za mną.
-To taki nowy rodzaj gry wstępnej czy jak? –zaśmiał się mężczyzna. Puścił mnie  i odwrócił do siebie.
-Głupi, przez ciebie sobie prawie gardło zdarłam. – wypaliłam pretensjonalnie dziobiąc go palcem w klate.
-Oj no chciałem cię troszkę po wkurzać. – zmierzwił mi włosy. – jak noga? – spytał.
-Działa , ale troszkę boli, no i ogranicza  . – westchnęłam.
-To dobrze, że działa. – zaśmiał się.
-Nom, ale ja się pytam gdzie są moje frytki?
-Jakie frytki? – spytał ze zdziwieniem.
-No te po które poszedł Cris i które chcę zjeść. – wyjaśniłam rzeczowym tonem.
-Powiadasz, że chcesz zjeść? Kurde nie spodziewałem się tego.
-Ej, nie nabijaj się ze mnie! – trąciłam go łokciem
-Nie nabijam się wcale. – wyszczerzył do mnie zęby.
-Jasne, jasne. – trąciłam go biodrem i usiadłam w fotelu.
-Długo będę musiała chodzić z tym gipsem? – spytałam ze ślepą nadzieją, że może jednak niedługo będę mogła go ściągnąć.
-No troszkę tak. – odparł po chwili namysłu. Popatrzyłam na niego z zastanowieniem. Chwila…
-Który dzisiaj?
- trzeci luty, a co? – usiadł naprzeciwko mnie na łóżku i przyglądał mi się uważnie.
-pojutrze piąty… - zaczęłam.
-Brawo. Sam bym się nie domyślił. Co w związku z tym?
-Ja pierdole! – wypaliłam i gwałtownie w stałam  co nie było wcale dobrym pomysłem. – auu…- jęknęłam.
-uważaj. – mruknął Oliver przytrzymując mnie na wszelki wypadek. – Ty to się do nieumyślnego samobójstwa w końcu doprowadzisz coś tak czuje.
-Nie, ale zapomniałam!- marudziłam dalej. –Ale chwila… w sumie do niczego mnie nie zobowiązuje…
-Weź Ty powiedz o co chodzi bo już się zgubiłem. – powiedział smutno.
-Dobra, później Ci wyjaśnię, wieczorem się o to pomartwię. – uśmiechnęłam się szeroko. - Chodź na dół. -  pociągnęłam Oliego za rękę i używając go jako wspomagacza poruszania się na terenie nierównym dotarłam na parter. Tak wiem, jestem niesamowita. No i zastałam tam Crisa który rozmawiał z jakąś kobietą, która wyglądała hmm… mało zachęcająco.
-O nie – jęknął Oliver przejeżdżając ręką po twarzy. Spojrzałam na niego z dezorientacją.
-Gin, ta pani twierdzi, że zakłócasz ciszę nocną. – wyjaśnił Ronalda jakby sam nie wierzył w to co mówi.
-Ja?! – prychnęłam. – kiedy.
-No chyba nie ja, przecież tu nie mieszkam. – warknęła .
-No spokojnie bez nerwów, pogadamy o tym później, do widzenia…- wtrącił się Aveiro wypchnął ją z mieszkania  i zamknął drzwi na klucz. – Co za baba. – jęknął i usiadł przy stole. Zaśmiałam się i podeszłam do niego.
-Nawiedzona. Dobra, mniejsza  o nią. – powiedziałam patrząc na niego znacząco. Przez chwile gapił się na mnie jakby nie czaił o co chodzi ale w pewnym momencie na jego twarzy pojawił się błysk zrozumienia.
-Ahh no tak prawie bym zapomniał.
-No właśnie. O moich frytkach.
-Ja was nie czaje najpierw się kłócicie  potem jesteście dla siebie mili. – parsknął śmiechem mój kochany sąsiad.
-Ta, teraz tylko czekać na wybuch. – zawtórował mu Cris i widząc moją zbulwersowaną miną przytulił mnie do siebie. O nie, tak nie ma.
-Ej nie pozwalaj sobie! – rzuciłam i dźgnęłam go palcem w brzuch. Oliver patrzył na mnie jakbym była tykającą bombą. Nigdy nie pojmę facetów. Jestem nie miła to mają focha a jak już najdzie mnie dzień dobroci dla zwierząt to we wszystkim widzą podstęp.
-Ja idę a wy się tu nie pozabijajcie. – rzucił Oli szczerząc zęby i wyszedł z mieszkania. Bosko. Zostawił mnie z Aveiro. Zdrajca. Dobra, czas przystąpić do akcji.
-Cris… - zaczęłam zaplatając mu ręce na szyi. Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany ale po chwili uśmiechnął się cwaniacko.
-Nom? – mruknął kładąc rękę na moim udzie.
-Zrób mi frytki. – mruknęłam robiąc słodkie oczka, na co Portugalczyk wybuchnął śmiechem.
-Wiedziałem. – Westchnął. – Ty zawsze jesteś miła jak coś chcesz.
-No jestem kobietą, nie? Przyzwyczaj się. – wyszczerzyłam do niego zęby .
-No dobra, zrobię Ci te frytki, Mała. – wywrócił oczami.
-Taak? – spojrzałam na niego robiąc wielkie oczy.
-No tak, tak.
-Kocham Cię normalnie! – wypaliłam i pocałowałam go  krótko w usta. Kurde co ja robię, może ja serio się czegoś naćpałam. Dobra, na pewno. Albo noga w gipsie oddziałuje tak na mój mózg…
Szybko odsunęłam się od niego zmieszana.

-tak, wiem. Nie mnie a frytki, Głuptasie. – powiedział dziwnym tonem ale po chwili się uśmiechnął

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 20 - "Nie gadam z Tobą!"

-Ej no fajnie, że mnie się ktoś o zdanie spytał... - powiedziałam wkurzona. może ja nie chciałam nigdzie jechać? Serio nie miałam ochoty na kłótnie z ojcem akurat teraz, a byłam pewna, że to spotkanie będzie piekłem na ziemi. Słowem, mam troszkę przesrane, ale zawsze mogło być gorzej.
-W sprawie czego? - Sergio zrobił zdezorientowaną minę i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Wywróciłam oczami i  przejechałam ręką po twarzy.
-No nie wiem, domyśl się, użyj mózgu. - popukałam się w czoło. No dobra byłam troszkę wkurzona ale tylko troszkę.
-No chyba nam nie powiesz, że nas zostawisz z tym. - jęknął.
-Ale ze z czym? - popatrzyłam się na niego dziwnie. - ja tam tu żadnych problemów nie widzę chce tylko wrócić do domu i iść spać najlepiej na zawsze. Ja i łóżko duet idealny - rozmarzyłam się.
-Przyjemności potem najpierw obowiązki, idziemy- powiedział Cris  i popchnął mnie do samochodu - uważaj na nogę! - dodał troszkę za późno gdyż nie wiem jakim cudem zapomniałam o niej i prawie wyrznęłam orła na chodniku.
-Debil. - podsumowałam i obrzuciłam go morderczym spojrzeniem.
-Dajcie spokój chyba wszyscy tu są zmęczeni... - wtrącił się Iker.
-Kto jest ten jest ja tam jestem gotowy na wszystko. - zaśmiał się Sergio i wyszczerzył zęby.
-No oprócz Ramosa. - wywrócił oczami kapitan Królewskich.
-Dobra cicho koniec cyrków jedziemy, każda sekunda się liczy! - wypalił Ronaldo. Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.
-Czego ty się Dzieciaku naoglądałeś? - spytałam robiąc głupią minę.
-Serio chcesz wiedzieć?
-Nie, chyba wolę żyć w błogiej nie wiedzy. Dobra jedźmy już serio chce spać, moje łóżko na pewno za mną tęskni. - rzuciłam z niecierpliwością. - I gdzie Oliver? - spytałam po chwili namysłu. Pewnie już pojechał do domu. Też chcę, no! Dobra już nie dramatyzuje.

Staliśmy przed drzwiami domu mojego kochanego tatusia  i nikt nie był na tyle odważny żeby nacisnąć dzwonek. W sumie nie dziwie się, to była troszkę kiepska sytuacja.
-Ej, nie żeby coś, ale moglibyście w końcu się ruszyć, troszkę mi niewygodnie - powiedziałam uśmiechając się nieznacznie.
-No dobra, ale ja nie mówię! - wypalił Sergio i zrobił zacięta minę. No tak teraz będą się  o to kłócić, w sumie darmowy skecz mi zrobią, także nie mam na co narzekać.
-No bo Iker będzie. - powiedział Portugalczyk z pewnością i wyszczerzył szeroko zęby do Casillasa.
-Chyba sobie kpisz. - fuknął i spojrzał na niego z politowaniem.
-No a kto niby jak nie ty? Gin?
-No jasne, już lecę.... - prychnęłam. Pewnie byśmy się tak kłócili dalej gdyby drzwi nie otworzyły się z hukiem i nie stanął w nich Jose który nie wyglądał zbyt rozmownie...
-Yyy dzień dobry! - powiedzieli chórkiem Królewscy. Chciałam się niepostrzeżenie ewakuować, ale znowu prawie sie zwaliłam ze schodów, chyba jednak jestem masochistą. Kurde no ja chce być z powrotem sprawna fizycznie, wystarczy, że nie jestem umysłowo.
-Nie podlizujcie się. - mruknął Mou .
W sumie to była bardzo chwila bo oni ZAMILKLI. Kurde chyba powiadomię media. Wydarzenie wieku!
-Co wy tacy spokojni? Chorzy jesteście ? - spytał trener patrząc podejrzliwie na swoich podopiecznych.
Czasem dziękuję za mój niski wzrost.. w takich sytuacjach jak ta jest niezwykle przydatny. No może gdybym nie walnęła niechcący kulą w doniczkę... no ale chciałam się troszkę przesunąć no i tam dużo kwiatków było...
Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem a ja wyszczerzyłam szeroko zęby .
-yyy to nie ja? - powiedziałam niepewnie wywołując zbiorowego facepalma.
-Boże dziecko co oni Ci zrobili? - krzyknął Mou patrząc na mnie jak na kosmitę.
-Nic mi nie jest to tylko... wypadek przy pracy - odparłam z powagą.
-Jasne, który to? - popatrzył podejrzliwie na Królewskich, którzy zrobili grobowe miny.
-Ale, że co? - spytał zdezorientowany Ramos.
-Ja pierdole...- jęknął Iker.
-Co, Ty?
-Nie, nie ja! - szybko wypalił Hiszpan.
-A kto? - Mou spiorunował ich wzrokiem. Dobrze, ze stałam z  tyłu.. Sergio pokazał dyskretnie palcem na Crisa za co dostał po łapach od Portugalczyka, no ale zostało to wychwycone przez siłę wyższą.
-RONALDO! Z tobą to już naprawdę same problemy. Chcesz mi córkę zabić?
-W życiu! - powiedział poważnym tonem.
-Ja przez was osiwieje no na prawdę. - jęknął ojciec. Ramos chyba powiedział, że to już się stało ale oberwał w łeb od Ikera. Całe szczęście Jose nie usłyszał.
-No i co ja mam teraz zrobić? - kontynuował patrząc znacząco na wszystkich po kolei.
-yyy, zapomnieć  o tym i iść spać. - podsunął Aveiro tonem znawcy.
-No chyba nie. Dobra idźcie porozmawiamy jutro. I jak jeszcze raz uszkodzicie moją córkę to pożałujecie, że sie  w ogóle urodziliście.

Odwieźli mnie do domu i w milczeniu opuścili. Kurde normalnie jak po pogrzebie. Ale dobra tam mi to pasuje. Chce odpocząć. Stęskniłam się serio za moim łóżeczkiem. Nie no czuję się jak jakiś no life marzący wyłącznie o spaniu 24h na dobę. Brawo dla mnie. Ale dobra tam. Chce windę w domu.
W sumie zastanawiałam się kiedyś  jak to jest kąpać się z nogą w gipsie... i jednak wolałabym pozostać w niewiedzy, ale niestety nie było mi to dane. Załóżmy, że to nie była wina Aveiro. Może nie będę opisywać szczegółów...  Po kilku nieumyślnych próbach samobójczych dotarłam do łóżka. Tak wiem, jestem niesamowita, udało się i nawet żyję!
Po godzinnym leżeniu i wpatrywaniu się w sufit zdecydowałam się wyleźć na balkon i rozkoszować Świerzym Hiszpańskim powietrzem. Usiadłam sobie w fotelu i patrzyłam w gwiazdy. Można by to uznać za romantyczne, gdybym nie robiła tego w samotności z butelką soku pomarańczowego. Przeniosłam wzrok na dom Olivera. w oknie naprzeciwko paliło się światło.. kurde chyba nie tylko ja mam problemy ze spaniem... albo tylko ja nie mam partnera na noc.
Oli wyszedł sobie spokojnie w samych bokserkach na balkon zapewne myśląc, że nikt go nie widzi...
-Spać dzieciaku - wydarłam się wstając i podchodząc do barierki. Spojrzał na mnie z dezorientacją  i uśmiechnął się cwaniacko.
-Wirgie bez eskorty? nie no szok. - zaśmiał się i oparł na balustradzie.
-Mhm, jesteś zabawny, naprawdę.- wyszczerzyłam się szeroko i odgarnęłam grzywkę na bok żeby mi nie ograniczała pola widzenia.
-No ja wiem.
-Ubrałbyś się a nie półnago łazisz, dzieci zgorszysz- powiedziałam .
-Dzieci to o tej porze śpią. - uśmiechnął się do mnie diabelsko. Znalazł się mądrala.
-Weź weź, głupi jesteś i tyle- rzuciłam pukając się w czoło. - Ale sexi mrr. - zachichotałam.
-Idiotka. Weź ty idź już spać .- parsknął śmiechem.
-Ja ci tu komplement rzucam, a ty mi spać karzesz, co za ułomne dziecko.- wywróciłam oczami.
-Z ciebie. Dobra ja idę spać .- powiedział  - Bajo - posłał mi całusa  i  już po chwili otoczyła mnie ciemność. Kurde jak to złowrogo brzmi. Teraz powinien tu się znaleźć jakiś psychopata... albo nie, już mi starczy jeden na całe życie.
-Pff no bajo bajo.- opadłam na fotel z miną cierpiętnicy.

Dobra, nie powiem, że spanie w fotelu jest najwygodniejsze... kości bolą. Kurde czuję się jak jakaś emerytka z osteoporozą czy czymś tam. Chciałam sobie jak zwykle skocznym krokiem udać do łazienki, no ale jak wiadomo z gipsem to troszkę bardzo niemożliwe .  No ale trzeba sobie jakoś radzić.
Gdy wchodziłam do sypialni inteligentnie zauważyłam, że ktoś w niej jest (moje oko niczego nie przegapi o nie) ... dobra nie trzeba być Holmes'em żeby dostrzec mr. Aveiro leżącego sobie wygodnie na łóżku z jakimś romansem (!?) w ręku.
-Serio?- powiedziałam tempo . Spojrzał na mnie jakby to wszystko było najnormalniejszą rzeczą jaka mogła się przydarzyć i uśmiechnął się cwaniacko.
-A może tak buziak na powitanie czy coś w tym stylu? - spytał nie przestając sie szczerzyc. Opętało go coś czy jak?
-Chory jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Całe szczęście, że zdążyłam się już ubrać, przynajmniej w tej kwestii czuję się komfortową. Bo sprawnością fizyczna nie grzeszę.
-Nie, skąd czuję się wprost świetnie! - rzucił. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Ahaa...- wypaliłam jak do psychopaty. Po chwili przypomniał mi się jeden kluczowy fakt - CO TY TU DO CHOLERY ROBISZ?! - wydarłam się.
-pokutę odprawiam. - zaśmiał się i odłożył książkę.
-Że co proszę? A co ja ksiądz ? w zakonie żyjemy?
-No chyba nie. - zaprzeczył z determinacją.
-No więc co pierdolisz? Ogarnij się. I tak mam cię już dość. Gadaj co chcesz i sayonara. - powiedziałam zniecierpliwiona  i zacisnęłam usta w wąską kreskę.
-No niestety nie sayonara. - zaśmiał sie. - Wrzuć na luz, mi też się nie chce tu siedzieć. Ale obowiązki... - westchnął. Ej, coś tu jest nie tak, on tak jakoś dziwnie to mówił. Mam bardzo złe przeczucia.  Słowem, coś mi tu śmierdzi.
-Nadal nie ogarniam. - wywróciłam oczami i założyłam ręce na piersiach.
-No ja cię w to wrobiłem to i ja muszę teraz wspierać w trudnych chwilach. - wyjaśnił rzeczowym tonem.
-że co proszę? - spytałam cicho.
-No przeze mnie teraz jesteś yy... niesprawna fizycznie, jakkolwiek głupio to brzmi.
-Za to ty jesteś niesprawny umysłowo dlatego poradzę sobie sama  o niebo lepiej. a teraz żegnam, tam sa drzwi jakbyś zapomniał - pokazałam palcem wyjście .
-O nie, już  i tak mam przypał u Mou. Nigdzie nie idę. Zresztą jak pójdę to ci monitoring zrobi i będzie kolorowo - zaśmiał się. O nie, tylko nie to. DLACZEGO JA?
-Nie gadam z Tobą- warknęłam i zastraszałam się z powrotem w kiblu.