poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 15 - "Nie, ona nie ma ochoty!"


-Bo mi na tobie zależy… Boże, po co ja to mówię i tak jutro nie będziesz o tym pamiętać. – powiedział wywracając oczami. Spojrzałam na niego trzeźwo… znaczy próbowałam, ale skończyło się jedynie na tym, że w ogóle nie ogarniałam co się dzieje. Ja pierdole co za życie. I jeszcze rzygać mi się chce… nie ma to jak odpowiednia sytuacja.
-Serio? – Spytałam cicho.
-Nie,  nie chce mi się w to pakować od nowa nie po tym co mi powiedziałaś. Po prostu nie mam ochoty, albo nie. Inaczej mam cholerną ochotę. Ale to nie ma sensu. Znudziło mi się bawić w te gierki. Dzisiaj tak jutro nie. Jak się w końcu zdecydujesz co chcesz możesz do mnie przyjść. Koniec. Przyjmijmy, że nic nie mówiłem. – uciął i odsunął się ode mnie.

Boże, moja głowa…. Czuje się, jakby po mnie walec przejechał kilka razy albo i lepiej. Nigdy więcej! Ściągnęłam kołdrę z głowy i podniosłam się nieporadnie. No tak, jak zwykle nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy znalazłam się tam gdzie mnie być nie powinno. Miałam wrażenie, ze zaraz zwymiotuję, ale to chyba normalne po takich ilościach alkoholu. Jestem idiotką, a na dodatek nic nie pamiętam. Teraz pozostaje mi modlić się, że nie zrobiłam nic kompromitującego. Po chwili zauważyłam, ze nie jestem sama . Na fotelu niedaleko łóżka siedział nie kto inny jak mr. Aveiro. Patrzył na mnie z ponurą miną i podał mi butelkę wody mineralnej.
-Znowu uciekłaś. – powiedział wymownie. Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Ale ja nie uciekłam, mam prawo do podejmowania własnych decyzji.
-Nie. – odparłam tempo. Parsknął śmiechem i pokręcił głową z irytacją.
-Myślisz, że ja w ogóle nie mam uczuć? – spytał ze złością.
-Zabrzmiało trochę jak z jakiegoś dramatu miłosnego…- wtrąciłam się nie myśląc nawet nad tym co mówię.
-Nie prowokuj mnie. – warknął wstając z miejsca.
-A co miałam zrobić? Siedzieć tam dalej i czekać na powrót twojej mamusi? – Popatrzyłam na niego podirytowana. – i tak to wszystko nie ma sensu…- westchnęłam i wbiłam wzrok w ścianę. – Skąd wiedziałeś gdzie jestem i w ogóle gdzie mnie zawiozłeś tym razem?
-Właściwie to nie ja. I wcale nie mówię, że mi się to podoba. – prychnął wykurzony. Mam się bać?
-Ahaa… może tak więcej szczegółów? – poprosiłam wywracając oczami.
-No więc nie wiedziałem gdzie jesteś, ale zanim trafiłem do Katiny byłem w kilku miejscach kolejno Iker, Sergio, Mou.. sporo tego. No ale w końcu mnie olśniło, bo to oczywiste, ze pojechałabyś do przyjaciółki jak większość dziewczyn. Kaka mi podpowiedział. – uśmiechnął się pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy.
-Dobra, teraz nie jestem w stanie wysilać mózgu, żeby to ogarnąć. – odparłam  - A teraz gadaj gdzie jesteśmy.
-W twoim domu . –  nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Podejrzane.
-Że co? Przecież ja nie mam swojego domu, znaczy miałam, ale dobra, nie ważne. – wypaliłam nieskładnie.
-No wiesz, mi się to wcale nie podoba. Nieodpowiednie otoczenie. – powiedział. Spojrzałam na niego unosząc znacząco brew.
-Przekonamy się jeszcze .Poza tym, nie musisz mnie śledzić ciągle, nie jestem dzieckiem. – wygarnęłam mu i wywlekłam się z łóżka. Miałam zamiar iść po jakąś tabletkę na ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem gdzie co jest. Boże, za co? Wyszłam na balkon i zaczerpnęłam świeżego powietrza. I gdzie tu ta nieprzyjemna okolica?? Łądne domki dużo zieleni… o jakiś przystojny sąsiad. Właśnie! STOP! Przyjrzałam się mu dokładniej uśmiechając uroczo. Zdałam sobie sprawę, że ZNOWU pokazuje się ludziom w samej bieliźnie. Czy ja już nigdy nie zmądrzeję? To chyba mi pozostanie do końca życia.  Szybko zanurkowałam do sypialni i spiorunowałam wzrokiem Portugalczyka który z rozbawieniem usiadł z powrotem w fotelu.
-Z czego tak się cieszysz? Nie musiałeś mnie rozbierać. – warknęłam pakując się pod kołdrę.
-Z tego co pamiętam, to ty chciałaś mnie wczoraj rozebrać, a nie ja ciebie. – odgryzł się z błyskiem w oku. Że co? Nie no niemożliwe, przecież ja tego zwyczajnie nie pamiętam!
-Ta jasne. – prychnęłam zakładając ręce na piersiach. Nie możliwe, nie po tym wszystkim. Miałam się nigdy więcej nie pakować w żadne sceny łózko we z mr. Aveiro w roli głównej!  No ale czego się nie robi po pijaku.
-Ale żeby nie było do niczego nie doszło. – uciął nagle poważniejąc. Odetchnęłam z ulgą. Ale chwila, coś tu było nie tak.
-Nadal jesteś na mnie obrażony? – spytałam przyglądając mu się badawczo. W sumie ja tez bym była, chociaż to przecież ja powinnam się wykurzać!
-Nie jestem. Po prostu szanuję twoje zdanie. – wyjaśnił.
-Myślę, ze chodzi o cos innego. Ale nie będę się z tobą kłócić.  Pokaż mi gdzie jest łazienka. – westchnęłam.


Okazało się, ze wszystkie moje rzeczy z Barcelony zostały przetransportowane do mojego nowego domu, który znajdował się dwie ulice dalej od willi ojca. No i wszystko jasne. Tatuś zawsze się we wszystko wtrąca, ale na razie wole się z nim nie kłócić. Jeszcze nie planuje tracić życia. Pewnie jakbym protestowała to by mnie zamknął u siebie. Nie ma to jak nadopiekuńczy rodzice. Czasem brakuje mi matki, ale cóż takie życie i nic na to nie poradzę. Swoją droga domek był uroczy. Idealny jak dla mnie, chociaż widać, ze ojciec wwalił to sporo kasy. Ubrałam się w szorty i przewiewną bluzkę, a następnie zeszłam na dół by zwiedzać pomieszczenia. Ostatecznie zatrzymałam się na tarasie i przyglądałam się z ukrycia temu przystojnemu sąsiadowi. Tak wiem,  nie mam co robić, ale on był taki słodki. Rozmawiał przez telefon. Dobra, co mi tam Cris się nie obrazi jak nawiąże nowe znajomości.
Podeszłam do ogrodzenia i pomachałam mu z uroczym uśmiechem. Spojrzał na mnie, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Odsunął komórkę od ucha i schował do kieszeni.
-Cześć nieznajoma – powiedział podchodząc do mnie.
-Cześć. – odparłam kokietując go wzrokiem.
-Nie widziałem cię tu jeszcze. – spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
-Mieszkam tu od dzisiaj. – zaśmiałam się . Mężczyzna miał ciemne włosy i w miarę jasną karnację. Nie wyglądał na Hiszpana, ale czy to ma znaczenie?
-To wszystko wyjaśnia. Oliver jestem – przedstawił się z tajemniczym uśmiechem.
-Wirginia. –odparłam.
-Może masz ochotę...
-Nie, ona nie ma ochoty. A jak chcesz ją przelecieć to będziesz miał ze mną do czynienia. – usłyszałam za sobą. No nie… tego już za wiele.
-Wcale nie! Przepraszam bardzo, ale to ja decyduje na co mam ochotę a na co nie. – warknęłam.
-I tak robisz to tylko po to żeby mnie wykurzyć. Brawo, udało ci się!- prychnął i już go nie było. Odprowadziłam go wzrokiem z dziwną miną i odwróciłam się do Olivera.
-Przepraszam.. – mruknęłam i szybko ulotniłam się stamtąd.

-Wyłaź stamtąd.
-Nie.
-Bo cię wyciągnę. – powiedział zirytowany.
-Dobra, ale nie śmiej się. Wygląda masakrycznie. – jęknęłam wyczołgując się spod kołdry.
-Daj spokój dla mnie zawsze wyglądasz ślicznie. – odparł.
-Mówisz to żeby mnie ugłaskać, znam cię Iker – rzuciłam ponuro opierając się o poduszki.
-No co ty, dzieciaku. – zaśmiał się i usiadł koło mnie.
-Dobra, ja wcale nie chce się kłócić. – westchnęłam  wbijając wzrok w sufit.
-Ktoś ci coś zrobił? – spytał. Spojrzałam na niego z zastanowieniem.
-Nie.. No co ty, czy ja wyglądam na osobę której można coś zrobić? – prychnęłam. A tak na serio to miałam dołka psychicznego a mój kręgosłup moralny był szczątkach. Właściwie to nawet nie wiem z jakiego powodu. Tak wszystko dziwnie się ułożyło. Czuje się odpowiedzialna za coś czego nawet nie jestem pewna.
-I znowu próbujesz się wykręcać. – wywrócił oczami i przytulił mnie do siebie. – Dobrze, ze wróciłaś w końcu. Nudno tu bez ciebie było. No i nie było kogo pilnować. – zaśmiał się.
-Już mi się to wszystko znudziło. Ta zabawa w nie wiadomo co. – powiedziałam po chwili namysłu. – To jest… dziwne – ciągnęłam. Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem i przybliżył się do mnie nie i dotknął delikatnie dłonią mojej twarzy. Wstrzymałam oddech i wlepiłam w niego przeszklone oczy. Do realności przywołało mnie ciche brzęczenie telefonu Hiszpana.
-Coś ci wibruje – zachichotałam. Wywrócił oczami i wyciągnął komórkę z kieszeni.
-Twój tatuś dzwoni – wypalił i zanim zdążyłam zareagować odebrał i przysunął mi aparat do ucha.
-Zabije cię kretynie! - prychnęłam
-Gin? Mnie?! Zbijesz? co?! dlaczego odbierasz telefon Ikera?! – usłyszałam po drugiej stronie.
-No ten… Nie ciebie! Tak mi się wyrwało.
-No ale nadal nie wiem czemu odbierasz telefon Ikera. Czy wy tam przypadkiem nie…
-Nie tato! O czym ty w ogóle myślisz. – jęknęłam. Casillas wyszczerzył się do mnie i założył ręce za głowę. Przejechałam palcem po szyi co miało oznaczać „już nie żyjesz”.
-Dobra, już o niczym. Musimy poważnie porozmawiać. Twoje zachowanie jest karygodne!
-Ja nie jestem dzieckiem!  I dzięki za mieszkanie…
-Dla mnie zawsze będziesz moja mało córeczką i doskonale o tym wiesz, a co z tym idzie będę się o ciebie troszczył do końca moich dni.
-To zabrzmiało jak groźba.
-Dziecko, ty mnie kiedyś wykończyć! Kończę, powiedz Ikerowi żeby się do mnie później odezwał jak tam skończycie.
-Dobra, na razie. – powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Normalnie zabiję cię! – wypaliłam do kapitana Królewskich i przywaliłam mu poduszka.
-No wiesz, ja miałem niezły ubaw. Warto było. – zaśmiał się.
-Jasne, jasne! Jak zawsze. Ja tu przezywam kryzys a ty jeszcze mi dowalasz finałową rozmowę z ojcem. Dziękuję ci! – prychnęłam, ale po chwili wybuchnąłem śmiechem. – No nie mogę, chyba cierpię na zachwianie emocjonalne – wykrztusiłam z siebie chichocząc.
-Nie powiem, że mi to nie odpowiada. – odparł przyglądając mi się z rozbawieniem.
-Dzięki za słowa otuchy. -  rzuciłam  odgarniając włosy z oczu.
-Nie ma za co. Zawsze do usług. – odpowiedział za co ponownie oberwał poduszką.
-A ja myślałam, ze chociaż ty nie jesteś aż tak wkurzająco jak Aveiro. – westchnęłam.
-Cris wcale nie jest aż taki wkurzający, chociaż czasem jak mu coś odbije… dobra nie negocjuje. – zakończył wywód.
-Czy ty się dzisiaj czegoś naćpałeś? – spytałam machając mu dłonią przed nosem.
-Nie, skąd! Po prostu bawi mnie to wszystko. – zaśmiał się.
-Czyli jestem aż tak zabawna, tak? – popatrzyłam na niego podejrzliwie.
-Myślę, ze ani tak ani nie cię nie zadowoli więc nie wiem. –odparł z błyskiem w oku.
-Za długo przebywasz w towarzystwie Ronaldo. Tak serio, serio mówię. Czas przejść na odwyk – zasugerowałam przyglądając się mu uważnie.
-Dobra, ja nie mówię kto tu powinien przejść na odwyk od niego. – powiedział poważnie.
-Wcale nie jestem od niego uzależniona i nie musze przechodzić na żadna terapię. – prychnęłam. Bo nie jestem przecież... przynajmniej tak mi się wydaje. Bym chyba wiedziała.
-Bym się nad tym na twoim miejscu zastanowił. – kontynuował dobitnie.
-Nawet jeśli to co. Chyba nie jesteś zazdrosny co? – spytałam konspiracyjnym szeptem przysuwając się do niego.
-Ja? Nie, mam przecież Sare. – stwierdził jakoś Tak mało przekonująco. Przyjrzałam się mu uważnie.
-koniec tematu. – mruknęłam i usiadłam po turecku. Milczeliśmy przez chwilę. Myślałam nad tym wszystkim. Ja chyba teraz za dużo myślę, a na dobre mi to nie wychodzi.
-I tak nic nie zmienia faktu, że jest beznadziejnie. Nie oszukujmy się. Moje życie uczuciowe znajduje się na poziomie morza. – westchnęłam. – Dobra, nie będę z ciebie robić psychoterapeuty bo się nie nadajesz. – dodałam z uśmiechem.
-Dzięki, Gin.  – prychnął wywracając oczami. Zaśmiałam się cicho.
-Nie ma za co. I jak się z tym czujesz? – spytałam powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
-Godzisz w moje ego. – stwierdził udając obrażonego.
-tak, tak, jasne. Przepraszam, że uraziłam. – wyszczerzyłam się i pokazałam mu język.
-Ja z tobą oszaleje dzisiaj – wypalił kręcąc głową.
-I o to chodzi.  – podsumowałam poruszając znacząco brwiami. Popatrzył na mnie tajemniczo. – Ej, co oni tam odpierdalają na zewnątrz? – zapytałam po chwili wsłuchując się w odgłosy. Wyszłam na balkon i wychyliłam się za balustradę prawie przez nią wypadając. – Ale faza, sąsiad robi imprezkę! – wypaliłam i już mnie nie było. Szybko zbiegłam na dół ciągnąc za sobą Ikera.
-Chyba nie zamierzasz tam iść? – obrzucił mnie pytającym spojrzeniem.
-Masz jakieś wątpliwości? Ale chwila musze się doprowadzić do porządku.

~`~

Tu macie sypialnie Gin dla jasności :D [LINK]
No i znowu zawaliłam... yhm... ale obiecuje, ze nastepny rozdział pojawi się w weekend teraz już na pewno ;D  Tutaj wystapiły znowu małe komplikacje-,- No ale w końcu udało sie. Taki troche zamulony, no ale to taki jakby przerywnik do reszty... 

Tę notkę dedykuje Patrycji, która olśniła mnie co do powyższego tekstu D; No bo bez niej byłoby przecież nudno :*

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 14 - " W czym problem?"


Dla Meg :*

 Drżącymi dłońmi odpinała guzik jego spodni spodni, by po chwili mocować się z suwakiem Podniecenie mrowiło w każdym calu jego ciała.  Nie miał już siły na głupie gierki i nie potrafił się dłużej kontrolować. Ściągnął z niej resztki bielizny i ułożył się między jej udami. Nie przestawał pieścić dłońmi jej krągłych piersi i całować nabrzmiałych warg. Wiedział jak na nią działa. Złapał ją za biodra i nabił na siebie szybkim ruchem wywołując głośny jęk, co jeszcze bardziej go podnieciło. Jej ciało otworzyło się na niego i witało jak kawałek którego brakowało do pełni układanki .Przycisnęła rozpalone ciało do umięśnionego torsu kochanka, a ten zacząłem się w niej poruszać długimi, regularnymi pchnięciami, Nie odrywając wzroku od jej twarzy. Miała zaróżowione policzki i spierzchnięte wargi lekko rozchylone w ekstazie co doprowadzało go niemalże do bólu. Ale czuł satysfakcje. Miał ją – kruchą i bezbronną pożądającą go bezgranicznie. Wiedział to, chociaż tego nie okazywała. Od początku. Sterczące sutki ocierały się o wilgotną od potu  skórę mężczyzny potęgując uczucie spełnienia. Zaczął się w niej zatracać, wyłączył wszelkie hamulce łapiąc ją za nadgarstki i przyciskając do blatu. Z jej ust wydobył się jęk bólu, ale nie zważał na to. Był teraz samcem alfa. To on ją miał, nikt inny. Obserwował jak jej ciało wygina się w łuk targane dreszczami. Podciągnął ją w górę i przycisnął wargi do jej słodkich, nabrzmiałych ust przygryzające je delikatnie i pieszcząc zwinnym językiem. Chciał widzieć jej oczy. Zmusił ją do uniesienia powiek, które ukazały przyciemnione podnieceniem tęczówki. To wystarczyło by doprowadzić go do epicentrum rozkoszy. Wiedział, że czuła to samo.  Wbijała paznokcie w jego łopatki pozostawiając czerwone pręgi, ale podobało mu się to Wypełnił ją całą i ciężko dysząc oparł dłonie na blacie podpierając się, by nie upaść. Uśmiechnął się z satysfakcją  złożył na jej kuszący wargach delikatny pocałunek.


Spojrzałam na niego przeszklonymi oczami, a kąciki moich ust uniosły się lekko. Czułam się… dziwnie? Nie to mało powiedziane - Czułam jakbym miała rozpaść się na drobniutkie kawałeczki. Mimo iż wszystko mnie bolało, byłam zadowolona… chwila! Ja nie powinnam być zadowolona! Ten idiota przed chwilą mnie… no dobra nie zgwałcił mnie… sama chciałam, no ale lepiej zwalić winę za swoją nieudolność na innych, prawda? Tak, to właśnie ja! No ale nie zawsze trzeba się zachowywać tak egoistycznie. Dosyć tępych przemyśleń, nie miałam siły wysilać mózgu.
-Nic nie powiesz? – Spytał Portugalczyk muskając ustami moje wargi. Zaplotłam dłonie na jego szyi przeciągając się lekko z błogim uśmiechem, ale nic nie odpowiedziałam. – No tak? – wywrócił oczami, ale i tak wyszczerzył się ukazując rządek białych zębów.
-Przez ciebie przez miesiąc nie będę mogła normalnie siadać. – parsknęłam śmiechem uwieszając się na nim i siadając wygodnie na blacie.
-No i o to chodziło. – mruknął mi do ucha łapiąc mnie w talii. – No ale przyznasz, ze jestem niezły. -  na jego twarzy pojawił się huncwocki uśmieszek. Nie no… ta jego skromność mnie dobija. No i co mam niby mu powiedzieć? Nie, skąd do było najlepsze trzydzieści sekund mojego życia! Nie no żartuje…
-prawie nie poczułam. – zażartowałam pokazując mu język.
-Nie no obrażam się! – prychnął odsuwając się ode mnie. Mimowolnie zjechałam go wzrokiem od stup do głów. Idealne ciało… nie jedna dałaby się pokroić… no i ja chyba też… boże co ja gadam.
-Daj spokój głupku. Zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do niego. Co tam, że ledwo sięgałam mu do ramion. Był takim moim wielkim misiem. Ale tylko teraz.  Przejechałam dłońmi po jego rzeźbionej klacie z podziwem. – Masz ciało niemalże jak Edward Cullen – zachichotałam. Spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Rozumiem czuły punkt. – Wiesz, ze go nie cierpię matole… - zaśmiałam się, ale zaraz zdałam sobie sprawę, ze znowu palnęłam głupstwo – przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Wyglądasz jak bezkonkurencyjny bóg seksu. Lepiej? -  spytałam patrząc na Crisa błyszczącymi oczami.
-Nie rób takich min jak nie chcesz z powrotem wylądować tam gdzie wcześniej. – odparł z powagą.
-Pomyślę, a teraz wybacz, ale idę się wykąpać. – wypaliłam.
-Nie no! A ja chciałem się jeszcze z tobą pobawić… - nie dokończył bo dostał w łeb. -Jesteś bezlitosna – jęknął, kiedy zamknęłam mu przed nosem drzwi do kibla.
Teraz miałam chwilę dla siebie… na serio wszystko mnie bolało. Dlaczego ja nie mogłam sobie wybrać jakiegoś drobnej postury faceta? Dobra… wiem… to nie ten typ. Tacy mięśniacy są najlepsi. No ale jedno pytanie. Czy ja coś czuję do tego nieogarniętego matoła, który tak naprawdę przeleciał mnie tylko po to, żeby zrobić to przed Ikerem? Może zabrzmiało to bardzo przedmiotowo, ale tak właśnie było… Ale nigdy więcej…  Napuściłam wody do wanny i zanurzyłam się w gorącej cieczy pozbawiając się wszelkich niepotrzebnych myśli.

-Wstawaj śpiochu…- usłyszałam, ale niezbyt to do mnie docierało. Nie miałam siły podnieść powiek, więc mruknęłam z niezadowoleniem wtulając głowę w poduszkę… chwila, chwila… w poduszkę? Wymacałam rękami teren . Ewidentnie znajdowałam się w pościeli! A wydawało mi się, ze przed chwilą leżałam w wannie… dobra, może coś mnie ominęło. Otworzyłam z niechęcią oczy i wygrzebałam się spod kołdry, by po chwili z powrotem wrócić na poprzednią pozycję, z powodu tego, że po prostu byłam naga. Rozejrzałam się w koło momentalnie trzeźwiejąc i ujrzałam szeroko uśmiechniętego Crisa . Miał na sobie jedynie jeansy. Przeniosłam automatycznie wzrok na jego umięśniony tors… boże co ja w ogóle robię ?! Jestem tempa.
-Jak ja tu.. – spytałam nieskładnie.
-Zasnęłaś w wannie i nie chciałem cię budzić. – mruknął odgarniając mi włosy z twarzy.
-Ta jasne, a raczej szukałeś kolejnej okazji żeby mnie obmacać. – zaśmiałam się. Spojrzał na mnie skupionym wzrokiem.
-To też, ale kierowałem się  innymi priorytetami – odparł z błyskiem w oku.
-To super. Ale wiesz, to, ze uprawialiśmy seks nie  robi z nas pary. – powiedziałam po chwili namysłu. Musieliśmy to sobie przecież wyjaśnić.
-Nie? – popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-No nie. – ucięłam z dziwnym wyrazem twarzy. – To był tylko jeden raz. – Rzuciłam spuszczając wzrok.
-Czyli mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Dobrze dedukuję? – Spytał lekko podirytowany.
-Tak mniej więc. – westchnęłam. Teraz z chęcią zapadłabym się pod ziemię, na serio.. no ale to chyba zrozumiałe, ze nie powinnam być z facetem tylko dlatego, ze się z nim przespałam… no ale  to co powinnam i to co chce, to są dwie różne sprawy… a właśnie w tym problem, że ja kompletnie nie wiem czego chcę.  – Wiesz, że nic miedzy nami nie ma… - zaczęłam.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, ze gdyby tak było, to teraz rozmawialibyśmy w ogóle inaczej, po tym co zrobiłem. – powiedział bezbarwnym tonem i wyszedł z pokoju.

Nie mogę tu dłużej zostać, mam wrażenie, ze coś się zmieniło, nie wiem, co, ale to po prostu czuć. Spakowałam do torby wszystkie swoje rzeczy, a było ich nie wiele, ubrałam się i wyprowadziłam mój ukochany samochód z garażu. Dobra… do Barcelony nie mam po co wracać bo i tak straciłam już pracę… Wypadałoby wrócić do ojca, no ale w takiej sytuacji to lepiej nie. Nie jestem masochistą… jeszcze nie. Pozostaje mi jedno wyjście. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Katiny.
-Halo? – usłyszałam głos w słuchawce.
-Hej, tu Gin
-Ooo Gin, jak ja cię dawno nie widziałam, co tam u ciebie?
-Za dużo opowiadania na telefon, mogę wpaść? Ale tak wiesz… na kilka dni, wytłumaczę ci to później.
-No jasne! Zrobimy sobie babski wieczór. – odpowiedziała entuzjastycznie wywołując u mnie napad śmiechu.
-Jasne, co tylko chcesz. Do zobaczenia za dziesięć minut!

Katina mieszkała w sporym, pomarańczowym domku niedaleko mojego ojca. Oczywiście od razu jak to ona rzuciła się na mnie z ogromnym entuzjazmem, ale ja jakoś tak nie miałam ochoty się śmiać... wiem dziwne, zimowa depresjo witaj! Nie chciałam myśleć o żadnym wydarzeniu z ostatnich kilku dni, o dzisiejszym meczu realu też . Po prostu potrzebowałam chwilowej izolacji od świata sportu. Widać pół roku nie wystarczyło.
-Boże, Gin, wyglądasz jakby cię cos trafiło. – podsumowała mnie moja kochana przyjaciółka.
-Złapałam bakcyla złego humoru – ucięłam
-Ta jasne. I po co było się wlec do tej Barcelony na te pół roku? Źle ci było. – Spytała zapraszając mnie do salonu .
-Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. – odparłam konspiracyjnym szeptem.
-A co cię tak na taką tajemniczość wzięło? - spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem. – W ciąży to ty nie jesteś, raczej, więc o co chodzi?.
-Ciekawe jak długo… jak tak dalej pójdzie to wszystko będzie możliwe. – usiadłam na kanapie i wbiłam wzrok w ścianę przed sobą.
-Boże ty jesteś  ciąży? – Wypaliła o mało nie spadając z sofy.
-Ta kurde, z tobą chyba. – zaśmiałam się i spojrzałam na nią z  rozbawieniem.
-No czekaj, może chociażby z Crisem, Ikerem, Sergio, Alvaro.. – wymieniała.
-Boże, skąd te pomysły w ogóle! Sama bym na to nie wpadła.
-To ty w ogóle nie czytasz tych gazet plotkarskich? – Katina obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Dzieciaku, ja kilka dni temu wróciłam do Madrytu! Myślisz, ze znam wszystkie hot newsy z pierwszej strony? – Spytałam ze śmiechem.
-No wiesz … Gdzie ty żyjesz. -   powiedziała i wyszła do kuchni by po chwili wrócić z dwoma filiżankami kawy.
-Boże, czuje się tak staro… - jęknęłam.
–Dlaczego? – zdziwiła się i spojrzała na mnie jak na nienormalną.
-No zwykle w tym wieku to się pije co innego, a my ewoluowałyśmy na wyższy etap spożywania  kawy. – poruszyłam znacząco brwiami.
-Zrozumiałam… - zachichotała.

-Mężczyźni to ewidentnie kretyni!! – darłam się opróżniając kolejny kieliszek wódki.
-Dokładnie! Wykorzystać i rzucić… tylko to się liczy. – wtórowała mi Katina. Kręciło mi się lekko w głowie, ale o dziwo miałam o wiele lepszy humor. Po co się przejmować takimi idiotami?
-Cicho, ktoś dzwoni do drzwi. – zaśmiała się Hiszpanka.
-Pewnie dostawca pizzy .- stwierdziłam po chwili namysłu, która trwała około pięciu minut. Boże, dlaczego tak ciężko mi się myślało? Przeszłam chwiejnym krokiem na korytarz i pociągnęłam za klamkę. Przede mną stał jakiś facet.. boże wszystko mi miga przed oczami… nie ogarniam w ogóle.
-Dzień dobry panu! – wypaliłam chichocząc i opierając się o framugę drzwi.
-Jezu Gin, myślałem, ze znowu mi do Barcelony poleciałaś. – odparł mój rozmówca. Spojrzałam na niego z dezorientacją.
-Ja się nigdzie do Barcelony nie wybieram. A my się w ogóle znamy? – Spytałam starając ogarnąć otoczenie, ale w ogóle mi to nie szło. Przecież jest tak pięknie, po co przejmować się takimi głupstwami?
-Cris, nie pamiętasz mnie. – odpowiedział.
-Znałam jednego Crisa, a raczej Cristiano. -  zaśmiałam się i zrobiłam krok w jego stronę lekko się chwiejąc.
-Jesteś zalana w trupa. – stwierdził przytrzymując mnie. Zachichotałam i oplotłam dłonie na jego szyi.
-Wiesz, Cris? Jesteś uroczy. – mruknęłam stajać na palcach i składając na jego ustach delikatny pocałunek. Odwzajemnił go, jednak po chwili odepchnął mnie lekko od siebie.
-Skarbie, nie rób tego. – powiedział spokojnie odgarniając niesforny kosmyk z mojego policzka. Uśmiechnęłam się błogo i zachwiałam na nogach.
-Nie lubisz mnie? – Popatrzyłam na niego z paniką. No tak. Wykorzystać i zostawić!
-oczywiście, że tak, głuptasie. – Boże… dlaczego świat się kręci? Dlaczego akurat teraz?
-To w czym problem? – Spytałam delikatnie wsuwając dłonie pod jego koszulkę  .

~*~

Ja nic nie mówię! Dobra.. z części jestem zadowolona, a z drugiej już mniej -,- Ogólnie to przepraszam, ze tak późno, ale wystąpiły drobne komplikacje.  No i taki krótszy troche.. Następny będzie za to dłuższy przynajmniej sie postaram. przepraszam za opóźnienia w czytaniu waszych blogów, no ale taka sytuacja .. Na pewno nadrobię :) Pozdrawiam :*





niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 13 - "Czego ode mnie oczekujesz?"

-Tak w ogóle kupiłem ci kilka ciuchów – powiedział Cris przynosząc mi do pokoju z tuzin torebek.

-Aż się boję. – odparłam żartobliwie.
-Wątpisz w mój gust? – zapytał podejrzliwie.
-Nie, skąd.. – uśmiechnęłam się do niego uroczo i zabrałam się za rozpakowanie. Tak jak myślałam w większości były to kuse sukienki z głębokim dekoltem, koronkowa bielizna, jakieś zestawy erotyczne ?! Okay…
-I ja mam w tym chodzić po domu? – Popatrzyłam na niego z politowaniem.
-Tak dla mnie, jakbyś mogła. – wyszczerzył się wręczając mi szpilki i czarną mini. -Zakładaj. TERAZ – zażądał.
-Oj, no dobra. – wywróciłam oczami i pokazałam mu język.
-Ty lepiej uważaj, bo będziesz paradować w samej bieliźnie – zaśmiał się. Oj tak, tak, po moim trupie.
-Przy Dolores? Pojebało cię Dziecinko? – popukałam się palcem w czoło.
-Eee tam, ona chodzi spać po wieczorynce. A, i dzisiaj wieczorem jednak jedzie do siostry bo stwierdziła, że nie będzie nam przeszkadzać. – poinformował mnie z zadowoleniem. Jak on kocha to swoją mamusię. Normalnie jestem w  szoku.
-To miło. Będziesz miał większe pole manewru. – powiedziałam dobitnie i weszłam do łazienki.
-Żebyś wiedziała, Skarbie. – odpowiedział tajemniczym głosem. Już się boję co on tam planuje.
Popatrzyłam krytycznym wzrokiem na ciuchy… coś czuję, ze jak Dolores mnie tak zobaczy to będzie miała o co się martwic. No ale co tam. Wzięłam szybki prysznic i zabrałam się za ubieranie. Jak na złość okazało się, ze sukienka ma zamek na plecach i mimo wszelkich starań nie mogłam jej zapiąć. Cholera.
-Może pomóc? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się momentalnie i zobaczyłam nie kogo innego jak mr. Aveiro. –Nie wiesz, że się puka i nie wchodzi bez pozwolenia?
-A ty nie wiesz, że się zamyka drzwi ? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Zabiję, normalnie zabiję.
-Od dawna tu jesteś? – westchnęłam wywracając oczami.
-Przed chwilą wszedłem – wyszczerzył się podchodząc do mnie.
-Taa, już to widzę. – zaśmiałam się. –Zrób coś z tym cholerstwem – jęknęłam odwracając się do niego tyłem.
-Zobaczę co da się zrobić- odparł z nutą złośliwości w głosie, po czym podszedł do mnie i pociągnął za suwak.- gotowe – stwierdził i położył mi dłonie na ramionach –Może jakaś taka mała rekompensata za wysiłek się należy?- mruknął muskając ustami płatek ucha. Nieświadomie wstrzymałam oddech starając się zachować zimną krew.
-Taki dekoracyjny siniaczek pod oczkiem? – Odwróciłam się do niego i odgarnęłam włosy na plecy i spoglądając na niego zadziornie.
-Miałem na myśli trochę mniej brutalne rozwiązania. – odparł poważnie. Uniosłam delikatnie brew dając mu do zrozumienia, że ma mówić trochę jaśniej. Najwyraźniej załapał. – No na przykład mały, namiętny całus w usta? – zasugerował kładąc dłonie na moich pośladkach. Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo i przesunęłam jego ręce tak, ze teraz obejmował mnie w talii. Wywrócił oczami, ale mimo to uśmiechnął się uwodzicielską. Odwzajemniłam grymas i uniosłam się na palcach starając się dosięgnąć jego twarzy.
-W twoich snach, Aveiro. – szepnęłam mu do ucha w chwili gdy myślał, ze faktycznie chcę go pocałować. Popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Nie masz serca- jęknął wywołując u mnie śmiech. Tak wiem – bezlitosna ja. To chyba mam po tatusiu… nie no żartuję przecież. Tak w ogóle albo mi się wydawało, albo słyszałam Ramosa…. Nie no nie możliwa mam omamy. On by się nigdzie nie czaił i przylazł tu po prostu. Pewnie to moja chora wyobraźnia.
-Kto nie ma ten nie ma. – powiedziałam z rozbawieniem pokazując mu język. – A teraz chodź na dół, jestem niesamowicie głodna. Zjadłabym krokieta z grzybami- westchnęłam patrząc znacząco na Ronaldo mając nadzieję, że załapał aluzje.
-Dobra, pomyślę co się da zrobić. – odparł zrezygnowany. Wiedziałam, ze mam  nieodparty urok osobisty.
-Jak miło- wypaliłam radośni. – Za to może dostaniesz całusa – dodałam tajemniczo się uśmiechając.
-Twoja łaskawość jest porażająca- parsknął śmiechem przyciągając mnie do siebie ponownie
-Łapy przy sobie, bo zaraz znowu wtargnie tu twoja mamuśka i będzie miała poważne powody do zmartwienia.
-Oj tam, na pewno będzie zadowolona – mruknął.
-Właśnie to mnie przeraża. Idziemy! – załapałam go za rękę i wyciągnęłam z  pokoju. Zeszliśmy do kuchni popychając się wzajemnie i pękając ze śmiechu. Dolores wtargnęła do pomieszczenia trzymając w ręku wałek do ciasta (?!)
-Skarbie, jacyś dwaj mężczyźni chyba chcieli cię okraść, ale spokojnie już ich unieszkodliwiłam – oznajmiła siadając przy stole. Popatrzyłam znacząco na Crisa.
-Jak to mama  ich unieszkodliwiła? – Zapytał podejrzliwie Portugalczyk unosząc znacząco brew.
-No tak się porządnie zamachnęłam i się udało – odparła z zadowoleniem wymachując wałkiem jak kijem bejsbolowym.
- Ronaldo, zabiję cię! – dobiegł nas przytłumiony głos z pomieszczenia obok. Szybko wbiegliśmy do salonu i naszym oczom ukazała się dwójka Królewskich trzymających się za głowę. O dziwo siedzieli za kanapa… co oni tam  w ogóle robili? Tego nikt nie wie, bo takich dziwnych i głupich pomysłów jak Hiszpanie to nikt nie ma.
-Co ty trzymasz w domu?! Chyba konkurencji z naszej strony w jutrzejszym meczu nie musisz się obawiać, żeby pragnąć naszej śmierci – jęknął Sergio wdrapując się na sofę. Pomogłam mu, a następnie Ikerowi usiąść i spojrzałam z wyrzutem na mr. Aveiro.
-Mama przyjechała. – westchnął Cristiano patrząc, czy Dolores przypadkiem się tu nie kieruję.
-Oj, wyrazy współczucia. Ale ona nas przecież zna. –prychnął Casillas masując czoło
-No ale kto wam kazał idioci bawić się z nią w chowanego? – Spytałam z politowaniem.
-Ale tak pod wpływem emocji wyszło. – wypalił Ramos z powagą.
-Rozumiem. Zobaczyliście Dolores i tak was posrało, że postanowiliście wleźć za kanapę… dobrze dedukuję? – parsknęłam śmiechem. No nie mogę, na serio skąd im to przyszło do głowy?
-Tak mniej więcej. Spanikowaliśmy! – prychnął obrońca Królewskich.
-Przez twój pusty łeb teraz będę miał guza. Kretyn. – warknął Iker wywracając oczami.
-A kto mi tu z zamachem wyjeżdżał? – oburzył się Sergio piorunując wzrokiem bramkarza.
-Nie przypominam sobie niczego takiego – fuknął el Santo. Pewnie bym dalej tego słuchała, ale zdecydowałam się przynieść cos tym nie ogarom bo na serio będą mieli urocze dodatki na jutrzejszym meczu. Na szczęście Ronaldo był w posiadaniu pokaźnego zapasu okładów chłodzących. Dzięki ci Panie! W międzyczasie Dolores zgarnęła walizy i skierowała się w stronę wyjścia.
-A mamę gdzie niesie? – Zapytał Cris na jej widok.
-Ucieka z miejsca zbrodni – parsknął śmiechem Sergio za co dostał w łeb od Portugalczyka.
-Przepraszam kochani, ale córka czeka. – wykręciła się machając do nas na pożegnanie.
-Szybka wizyta…- stwierdził Casillas kiedy Dolores opuściła dom.
-Pewnie się bała co jej zrobicie po tej akcji z wałkiem. – zachichotałam i wpakowałam się między Hiszpanów na sofę, żeby mieć do nich lepszy dostęp.
-Pokaż się, dzieciaku – powiedziałam do Ikera. Spojrzał na mnie wymownie. Przyłożyłam mu do skroni zimny okład .  Przyglądał mi się uważnie, ale nic nie mówił. Poleciłam Crisowi, żeby to samo zrobił z Sergio. Obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem i zafochany o mało nie przywalił biednemu Ramosowi układem w głowę. Nie wiem na serio co go ugryzło... no ale rozszyfrowanie humorków Cristiano Ronaldo graniczy z cudem, więc nie mam się czym przejmować. Przeniosłam wzrok na Ikera i uśmiechnęłam się do niego wesoło.
-Następnym razem obierzcie inną taktykę w starciu z Dolores - powiedziałam.
-Skąd mogliśmy wiedzieć, że to ona. Kto wie co Ronaldo trzyma w tym labiryncie sypialni - odparł.
-Też nie wiem. Chyba musze zrobić małe śledztwo... - stwierdziłam spoglądając kątem oko na naburmuszonego Portugalczyka.
-Co on taki wkurzony chodzi? - spytał Hiszpan podążając za moim wzrokiem,
-Spytaj się go. Może tęskni do mamusi - zaśmiałam się.
-Wybieraliście się na jakąś imprezę? -Iker spojrzał na mnie pytająco.
-Nie, skąd ten pomysł? - zdziwiłam się. A no tak, zapomniałam, że mam na sobie małą czarną. Już ogarniam.
-Tak tylko się pytam - uśmiechnął się tajemniczo kładąc dłoń na mojej talii. - Wyglądasz uroczo. - podsumował z błyskiem w oku. Zarumieniłam się nieznacznie.
-Dzięki, ale to nie był mój pomysł. - wytłumaczyłam. - Tak to jest wysłać Ronaldo na zakupy- westchnęłam.
-Dobra. Wy już chyba musicie się zbierać. Mamy dużo rzeczy do roboty. - Odezwał się Ronaldo. Sergio chciał chyba coś powiedzieć, ale kiedy napotkał piorunujący wzrok Portugalczyka mienił zdanie.
-Dobra, dobra. Wpadniemy jutro- wywrócił oczami obrońca.

Poszłam do kuchni i nalałam sobie soku. Przyglądałam się uważnie zawartości szklanki delikatnie marszcząc czoło. Dziwny dzień... naprawdę bardzo dziwny. Mr. Aveiro usiadł po drugiej stronie stołu i utkwił we mnie swoje czekoladowe oczy. Spojrzałam na niego pytająco.
-Co cię ugryzło? - zapytałam spokojnie.
-Mnie? Nic.- odparł oschle.
-Przecież widzę. Zachowujesz się dziwnie- stwierdziłam cicho. Nie podobał mi się ton jego głosu.
-Sprawia ci aż taką przyjemność bawienie się ze mną w kotka i myszkę? -wypalił ze złością wstając z krzesła,
-Nic takiego nie robię. - oburzyłam się również podnosząc się z miejsca. W ogóle skąd on wyciągnął taki wniosek?
-Nic?- podszedł do  mnie, a ja cofnęłam się mimowolnie wywołując podirytowany uśmiech na jego twarzy. - Boisz się mnie, co?- zapytał przysuwając się do mnie. W miarę ja był coraz bliżej ja robiłam krok w tył, aż oparłam się plecami o ścianę. Stąd nie ma ucieczki. - Tak myślałem- prychnął.
-Czego ode mnie oczekujesz? - powiedziałam hardo zadzierając głowę. Napotkałam jego ciemne oczy patrzące na mnie władczo z góry. Niemalże widziałam w nich małe iskierki złości. Miał racje. Bałam się. Przerażał mnie, ale jednocześnie powodował, że moje serce zaczynało bić mocniej i tego właśnie nie mogłam pojąć,
-Teraz zrobimy to, co ja chcę. - mruknął kładąc dłonie na moich biodrach. Wiedziałam co chce zrobić, ale wiedziałam też, że nie zdołam mu w tym przeszkodzić, niezależnie od tego jak bardzo bym tego chciała.  Przesunął palce wyżej i rozpiął zamek sukienki nie spuszczając ze mnie wzroku. Miałam wrażenie, ze sprawia mu to ogromną satysfakcję. Stałam nieruchomo wpatrując się w niego rozszerzonym źrenicami .
-Uroczo- szepnął z satysfakcją pozbawiając mnie okrycia wierzchniego. Pochylił się i złożył krótki pocałunek na moich ustach zostawiając gorący ślad, Przesuwał dłonie po moim ciele pobudzając wszystkie zmysły. Bawił się chcąc pokazać swoją władzę nade mną. Wiedział, jak na mnie działa i to perfidnie wykorzystywał. Oboje oddychaliśmy szybko wpatrując się w siebie jak zahipnotyzowani. Nieświadomie rozchyliłam wargi chcą poczuć ponownie jego smak. Uśmiechnął się z satysfakcją. Z łatwością uporał się z zapięciem stanika i ściągnął go zdecydowanym ruchem dłoni. Objął mnie, złapał za nadgarstki, a później gwałtownie przycisnął do ściany.
-Ładnie pachniesz- mruknął mi do ucha. Składał na moim karku gorące pocałunki rozpalając mnie do granic możliwość. Jęknęłam cicho odchylając głowę do tyłu. Przyciągnął mnie do siebie i posadził na blacie stołu wpijając się w moje wargi, wsuwając swój język głęboko i odnajdując mój. Jego palce zsunęły się po ramionach w kierunku piersi, a ja czułam jak jego ciało drży i słyszałam głośne bicie serca. Objęłam go udami i przycisnęłam do siebie. Wsunęłam dłonie między nasze ciała i niezdarnie rozpinałam guziki jego koszuli. Pomógł mi ją zdjąć, a ja błądziłam palcami, po jego idealnie wyrzeźbionym torsie. Nie byłam w stanie utrzymać ich w jednym miejscu. Tracąc kontrolę nad sobą pozwoliłam im przesuwać się po jego plecach, brzuchu, szyi, włosach. Wiłam się pod nim, niespokojnie, pragnąc go do granic wytrzymałości…


~*~

Dobra.... ten rozdział nie należał do najlepszych w mim wykonaniu. Ne jestem z niego ani trochę dumna bo wyszedł tak jakoś dziwnie... Dedykuję go Dominice , Dorocie, Ynes i Sonei, za ich wytrwałość  i mobilizacje do tworzenia nowych notek  :*