-Wirgie, Gin… ej!..- Ewidentnie ktoś coś do mnie mówił i
szturchał mnie w ramię. A może to tylko sen? A może nawiedzony house?
Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie, kiedy już obczaiłam, że nade mną
wisi para czarnych oczu zaczęłam drzeć mordę. Jednak napastnik zasłonił mi usta
ręka. Gdy już się opanowałam skapnęłam się, że to tylko Kaka i w końcu mogłam
mówić. Spojrzałam na niego niewyraźnie.
-Boże, co ty tutaj robisz? – wychrypiałam rozglądając się
wkoło.
-Jakie Boże, to tylko ja.- zaśmiał się – Niania Kaka do
usług- nie no mu chyba coś na mózg padło.
-Jaka niania? –Spytałam tempo? Nie oczekujcie, ze dwie
minuty po przebudzeniu będę myśleć w miarę normalnie.
-Niania, wynajmuje się ją do pilnowania dzieci. – wyjaśnił
rzeczowo.
-Czy ja wyglądam na małe dziecko? – powiedziałam wymownie.
-No raczej nie, ale Mou po wczoraj chce cię mieć na oku.
Będziemy mieli dzienne zmiany.
-Chyba sobie jaja robisz?- wychrypiałam. To jest nierealne,
nawet mój kochany tatuś by na to nie wpadł.
-No co ty, myślisz, że w normalnym przypadku przyłaziłbym tu
o dziesiątej rano?- Popatrzył na mnie z politowaniem
-Poddaje się, zabij mnie teraz, albo umrę z ograniczeń. –
założyłam kołdrę na głowę w geście sygnalizującym koniec rozmowy i depresję. Ale
chwila, chwila. Skoro teraz mam Kakę, to wykorzystam go jako szofera, zgarnę po
drodze Katinę i jedziemy na zakupy. Mój zakupoholizm jest nieokiełznany. A Mou
zostawił mi kartę kredytową w razie nagłych przypadków. Szybko zerwałam się z
łóżka i sprintem zbiegłam na dół ( po drodze przywalając głową w drzwi).
-KAKA!- Darłam się od schodów.
-Czego?- spytał wyłażąc z kuchni. Uśmiechnął się tylko
głupkowato. Zrobiłam jedna z min typu co-cię-tak-bawi. –Wiesz, trzeba było od
razu powiedzieć, że liczysz na coś więcej…
-Ej! Nie pozwalaj sobie. O co ci chodzi? – No dobra, chyba
już zaczynałam kapować. Spojrzałam w ogromne lustro. O nie.. kompromitacja,
szczyt kompromitacji. Potrzeba ewakuacji natychmiastowa!
-Zaraz wracam!- wypaliłam i z prędkością światła wróciłam do
pokoju. Brawo Gin, oby tak dalej, pokazuj się wszystkim facetom w samej
bieliźnie. Założyłam luźną sukienkę w kwiatki rozczesałam włosy i spokojnie
wróciłam na dół.
-Lepiej?- Spytałam ironicznie. Spojrzał na mnie szczerząc
zęby.
-jak mam być szczery wole poprzednią wersje. – odpowiedział
znawczym tonem.
-Spadaj zboczeńcu. Czeka cię dzisiaj ciężki dzień.
–Powiedziałam z błyskiem w oku.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Dopytywał się podejrzliwie.
-Shopping słońce! – Wydarłam się. Ahh ta panika w jego
oczach, ten wyraz twarzy…
-O nie… zaraz się odwołam do władz- skomlał. Prawie mi się o
żal zrobiło. Prawie. Nie ma litości.
-Nie będzie aż tak źle. Będziesz służyć wyłącznie za
tragarza. Ja z Katiną załatwimy resztę.
-Z jaką Katiną?- Spojrzał na mnie pytająco.
-A co to spowiedź jest? – ironizowałam.
-Nie, ale szybka jesteś. Jeden dzień, a już pewnie poznałaś połowę miasta – zmierzwił mi włosy i rozwalił się
przed TV. Faceci…
-Zależy w czym, mruknęłam szczerząc żeby podstępnie.
Napisałam Eska do Kat że zajedziemy po nią o dwunastej. Załatwiłam poranna
toaletę. Wolałam już pozostać w sukience, do tego buty na koturnie, żeby nie
wyglądać na aż takiego kurdupla jakim jestem. No i oczywiście moje ukochane
oksy. Zaliczyliśmy kilka minutek spóźnienia, ale Hiszpanka tez nie należała do
punktualnych. Przedstawiłam ją Kace ( pomińmy, że patrząc się na niego
zaliczyła totalną zawiechę).
Wylądowałyśmy w centrum handlowym. Raj normalnie. Tyle
sukienek i butów… skończyło się na godzinie spędzonej w przymierzalni, ale to
dopiero pierwszy sklep! Ricardo wymięknął po piętnastu minutach pytania który
kolor bardziej do mnie, lub do Kat pasuje. Tak szczerze to chyba mu współczuje.
Potem musiał to nosić za nami przez resztę czasu. W końcu znalazłam moje
wymarzone granatowe buciki na dwudziesto centymetrowym obcasie i platformie.
Oczywiście sznurowane. I Od razu ma się te 175 wzrostu. Z Galerii wyszliśmy
koło dwudziestej, zapakowani po czubek głowy. Mało brakowało a rąbnęłabym głową
w słup. To były emocjonujące zakupy, koło piętnastej musieliśmy chować się za
manekinami bo Kakę dopadła banda napalonych lasek. W każdym razie nie czuje
nóg.
-Umieram!- rozwaliłam się na tylnym siedzeniu z ulgą.
-Mówiłem, że to nie był dobry pomysł.- mądrzył się
Brazylijczyk.
-Ale ja nie mówię, że mi się nie podobało, po prostu nogi
mnie bolą ale warto było.
-W końcu kupiłam sukienkę na wesele- rzuciła Katina z
błyskiem w oku.
-No! I to jest piękne, Piąteczka! – Przybiłyśmy łapki i
spojrzałyśmy na Kakę z wyższością i satysfakcją
-Baby..- westchnął z rozżaleniem.
-Uważaj nianiu. Cóż za brak pokory!- Udałam oburzenie. Jak
ja lubię się z nim droczyć.
-Nie narażaj się- mruknął z zaciętą miną.
-łoo, rozumiem. A może jak wrócimy będziesz tak miły i
zrobisz mi masaż stópek?- Obdarzyłam go spojrzeniem kota ze Shreka
-Chciałabyś – odparł ironicznie.
-No pewnie, wiec jak będzie? – Żeby podkreślić wagę sytuacji
pomachałam mu noga przed nosem, na ile tylko mogłam ( czyt. Zaklinowałam ja
miedzy siedzeniami, niechcący ) .
- Morata może ci zrobić- rzucił szczerząc żeby.
-Nie znam, chyba… - zrobiłam głupkowata minę i zabrałam
stopę.
-To poznasz, spokojnie. Jutro na nianio-dyżurze- zaśmiał się
złowieszczo. Szturchnęłam Katinę znacząco.
-To ja rozumiem. Ale przypomnę ci o masażu wieczorem,
spokojnie nie musisz się o to martwić.- poklepałam go po ramieniu.
-tatuś cię nie nauczył, ze nie można rozpraszać kierowcy?
–Spojrzał na mnie w lusterku przednim.
-Nie, nic mi o tym nie wiadomo.- Uśmiechnęłam się słodko.
Traktowałam Kakę jak starszego brata. Zawsze potrafił poprawić nastrój i to
było piękne. – Kat, wpadaj jutro do mnie, robimy impre- zaśmiałam się.
-I to rozumiem.- przybiłyśmy żółwika i resztę drogi
przesiedziałyśmy gadając o ciuchach i chłopakach. Biedny Ricardo musiał nas
słuchać.
***
-Ej no… zlituj się i pomóż mi to zanieść.- jęczałam włażąc
na górę już chyba po raz dziesiąty a paczek nie ubywało.
-Mam focha.- odpowiedział sucho robiąc obrażoną minę.
-Fochasz się? Na mnie?- spytałam patrząc na niego niewinnie.
-Nie, na księdza. – ironizował.
-A, to okay, nie będę ci przeszkadzać. Powiem tylko ojcu, że
niania nie wypełnia obowiązków służbowych.- rzuciłam obojętnie. Ahh moje
kochane stopki, jutro chyba nie wstanę z łóżka.
W końcu Kakuś się zlitował i zaniósł mi resztę ciuchów na
górę.
-Normalnie kocham cię, teraz jesteś już zwolniony, możesz
wracać do dzieci – wyszczerzyłam do niego zęby i zamknęłam się w pokoju.