poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 20 - "Nie gadam z Tobą!"

-Ej no fajnie, że mnie się ktoś o zdanie spytał... - powiedziałam wkurzona. może ja nie chciałam nigdzie jechać? Serio nie miałam ochoty na kłótnie z ojcem akurat teraz, a byłam pewna, że to spotkanie będzie piekłem na ziemi. Słowem, mam troszkę przesrane, ale zawsze mogło być gorzej.
-W sprawie czego? - Sergio zrobił zdezorientowaną minę i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Wywróciłam oczami i  przejechałam ręką po twarzy.
-No nie wiem, domyśl się, użyj mózgu. - popukałam się w czoło. No dobra byłam troszkę wkurzona ale tylko troszkę.
-No chyba nam nie powiesz, że nas zostawisz z tym. - jęknął.
-Ale ze z czym? - popatrzyłam się na niego dziwnie. - ja tam tu żadnych problemów nie widzę chce tylko wrócić do domu i iść spać najlepiej na zawsze. Ja i łóżko duet idealny - rozmarzyłam się.
-Przyjemności potem najpierw obowiązki, idziemy- powiedział Cris  i popchnął mnie do samochodu - uważaj na nogę! - dodał troszkę za późno gdyż nie wiem jakim cudem zapomniałam o niej i prawie wyrznęłam orła na chodniku.
-Debil. - podsumowałam i obrzuciłam go morderczym spojrzeniem.
-Dajcie spokój chyba wszyscy tu są zmęczeni... - wtrącił się Iker.
-Kto jest ten jest ja tam jestem gotowy na wszystko. - zaśmiał się Sergio i wyszczerzył zęby.
-No oprócz Ramosa. - wywrócił oczami kapitan Królewskich.
-Dobra cicho koniec cyrków jedziemy, każda sekunda się liczy! - wypalił Ronaldo. Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.
-Czego ty się Dzieciaku naoglądałeś? - spytałam robiąc głupią minę.
-Serio chcesz wiedzieć?
-Nie, chyba wolę żyć w błogiej nie wiedzy. Dobra jedźmy już serio chce spać, moje łóżko na pewno za mną tęskni. - rzuciłam z niecierpliwością. - I gdzie Oliver? - spytałam po chwili namysłu. Pewnie już pojechał do domu. Też chcę, no! Dobra już nie dramatyzuje.

Staliśmy przed drzwiami domu mojego kochanego tatusia  i nikt nie był na tyle odważny żeby nacisnąć dzwonek. W sumie nie dziwie się, to była troszkę kiepska sytuacja.
-Ej, nie żeby coś, ale moglibyście w końcu się ruszyć, troszkę mi niewygodnie - powiedziałam uśmiechając się nieznacznie.
-No dobra, ale ja nie mówię! - wypalił Sergio i zrobił zacięta minę. No tak teraz będą się  o to kłócić, w sumie darmowy skecz mi zrobią, także nie mam na co narzekać.
-No bo Iker będzie. - powiedział Portugalczyk z pewnością i wyszczerzył szeroko zęby do Casillasa.
-Chyba sobie kpisz. - fuknął i spojrzał na niego z politowaniem.
-No a kto niby jak nie ty? Gin?
-No jasne, już lecę.... - prychnęłam. Pewnie byśmy się tak kłócili dalej gdyby drzwi nie otworzyły się z hukiem i nie stanął w nich Jose który nie wyglądał zbyt rozmownie...
-Yyy dzień dobry! - powiedzieli chórkiem Królewscy. Chciałam się niepostrzeżenie ewakuować, ale znowu prawie sie zwaliłam ze schodów, chyba jednak jestem masochistą. Kurde no ja chce być z powrotem sprawna fizycznie, wystarczy, że nie jestem umysłowo.
-Nie podlizujcie się. - mruknął Mou .
W sumie to była bardzo chwila bo oni ZAMILKLI. Kurde chyba powiadomię media. Wydarzenie wieku!
-Co wy tacy spokojni? Chorzy jesteście ? - spytał trener patrząc podejrzliwie na swoich podopiecznych.
Czasem dziękuję za mój niski wzrost.. w takich sytuacjach jak ta jest niezwykle przydatny. No może gdybym nie walnęła niechcący kulą w doniczkę... no ale chciałam się troszkę przesunąć no i tam dużo kwiatków było...
Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem a ja wyszczerzyłam szeroko zęby .
-yyy to nie ja? - powiedziałam niepewnie wywołując zbiorowego facepalma.
-Boże dziecko co oni Ci zrobili? - krzyknął Mou patrząc na mnie jak na kosmitę.
-Nic mi nie jest to tylko... wypadek przy pracy - odparłam z powagą.
-Jasne, który to? - popatrzył podejrzliwie na Królewskich, którzy zrobili grobowe miny.
-Ale, że co? - spytał zdezorientowany Ramos.
-Ja pierdole...- jęknął Iker.
-Co, Ty?
-Nie, nie ja! - szybko wypalił Hiszpan.
-A kto? - Mou spiorunował ich wzrokiem. Dobrze, ze stałam z  tyłu.. Sergio pokazał dyskretnie palcem na Crisa za co dostał po łapach od Portugalczyka, no ale zostało to wychwycone przez siłę wyższą.
-RONALDO! Z tobą to już naprawdę same problemy. Chcesz mi córkę zabić?
-W życiu! - powiedział poważnym tonem.
-Ja przez was osiwieje no na prawdę. - jęknął ojciec. Ramos chyba powiedział, że to już się stało ale oberwał w łeb od Ikera. Całe szczęście Jose nie usłyszał.
-No i co ja mam teraz zrobić? - kontynuował patrząc znacząco na wszystkich po kolei.
-yyy, zapomnieć  o tym i iść spać. - podsunął Aveiro tonem znawcy.
-No chyba nie. Dobra idźcie porozmawiamy jutro. I jak jeszcze raz uszkodzicie moją córkę to pożałujecie, że sie  w ogóle urodziliście.

Odwieźli mnie do domu i w milczeniu opuścili. Kurde normalnie jak po pogrzebie. Ale dobra tam mi to pasuje. Chce odpocząć. Stęskniłam się serio za moim łóżeczkiem. Nie no czuję się jak jakiś no life marzący wyłącznie o spaniu 24h na dobę. Brawo dla mnie. Ale dobra tam. Chce windę w domu.
W sumie zastanawiałam się kiedyś  jak to jest kąpać się z nogą w gipsie... i jednak wolałabym pozostać w niewiedzy, ale niestety nie było mi to dane. Załóżmy, że to nie była wina Aveiro. Może nie będę opisywać szczegółów...  Po kilku nieumyślnych próbach samobójczych dotarłam do łóżka. Tak wiem, jestem niesamowita, udało się i nawet żyję!
Po godzinnym leżeniu i wpatrywaniu się w sufit zdecydowałam się wyleźć na balkon i rozkoszować Świerzym Hiszpańskim powietrzem. Usiadłam sobie w fotelu i patrzyłam w gwiazdy. Można by to uznać za romantyczne, gdybym nie robiła tego w samotności z butelką soku pomarańczowego. Przeniosłam wzrok na dom Olivera. w oknie naprzeciwko paliło się światło.. kurde chyba nie tylko ja mam problemy ze spaniem... albo tylko ja nie mam partnera na noc.
Oli wyszedł sobie spokojnie w samych bokserkach na balkon zapewne myśląc, że nikt go nie widzi...
-Spać dzieciaku - wydarłam się wstając i podchodząc do barierki. Spojrzał na mnie z dezorientacją  i uśmiechnął się cwaniacko.
-Wirgie bez eskorty? nie no szok. - zaśmiał się i oparł na balustradzie.
-Mhm, jesteś zabawny, naprawdę.- wyszczerzyłam się szeroko i odgarnęłam grzywkę na bok żeby mi nie ograniczała pola widzenia.
-No ja wiem.
-Ubrałbyś się a nie półnago łazisz, dzieci zgorszysz- powiedziałam .
-Dzieci to o tej porze śpią. - uśmiechnął się do mnie diabelsko. Znalazł się mądrala.
-Weź weź, głupi jesteś i tyle- rzuciłam pukając się w czoło. - Ale sexi mrr. - zachichotałam.
-Idiotka. Weź ty idź już spać .- parsknął śmiechem.
-Ja ci tu komplement rzucam, a ty mi spać karzesz, co za ułomne dziecko.- wywróciłam oczami.
-Z ciebie. Dobra ja idę spać .- powiedział  - Bajo - posłał mi całusa  i  już po chwili otoczyła mnie ciemność. Kurde jak to złowrogo brzmi. Teraz powinien tu się znaleźć jakiś psychopata... albo nie, już mi starczy jeden na całe życie.
-Pff no bajo bajo.- opadłam na fotel z miną cierpiętnicy.

Dobra, nie powiem, że spanie w fotelu jest najwygodniejsze... kości bolą. Kurde czuję się jak jakaś emerytka z osteoporozą czy czymś tam. Chciałam sobie jak zwykle skocznym krokiem udać do łazienki, no ale jak wiadomo z gipsem to troszkę bardzo niemożliwe .  No ale trzeba sobie jakoś radzić.
Gdy wchodziłam do sypialni inteligentnie zauważyłam, że ktoś w niej jest (moje oko niczego nie przegapi o nie) ... dobra nie trzeba być Holmes'em żeby dostrzec mr. Aveiro leżącego sobie wygodnie na łóżku z jakimś romansem (!?) w ręku.
-Serio?- powiedziałam tempo . Spojrzał na mnie jakby to wszystko było najnormalniejszą rzeczą jaka mogła się przydarzyć i uśmiechnął się cwaniacko.
-A może tak buziak na powitanie czy coś w tym stylu? - spytał nie przestając sie szczerzyc. Opętało go coś czy jak?
-Chory jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Całe szczęście, że zdążyłam się już ubrać, przynajmniej w tej kwestii czuję się komfortową. Bo sprawnością fizyczna nie grzeszę.
-Nie, skąd czuję się wprost świetnie! - rzucił. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Ahaa...- wypaliłam jak do psychopaty. Po chwili przypomniał mi się jeden kluczowy fakt - CO TY TU DO CHOLERY ROBISZ?! - wydarłam się.
-pokutę odprawiam. - zaśmiał się i odłożył książkę.
-Że co proszę? A co ja ksiądz ? w zakonie żyjemy?
-No chyba nie. - zaprzeczył z determinacją.
-No więc co pierdolisz? Ogarnij się. I tak mam cię już dość. Gadaj co chcesz i sayonara. - powiedziałam zniecierpliwiona  i zacisnęłam usta w wąską kreskę.
-No niestety nie sayonara. - zaśmiał sie. - Wrzuć na luz, mi też się nie chce tu siedzieć. Ale obowiązki... - westchnął. Ej, coś tu jest nie tak, on tak jakoś dziwnie to mówił. Mam bardzo złe przeczucia.  Słowem, coś mi tu śmierdzi.
-Nadal nie ogarniam. - wywróciłam oczami i założyłam ręce na piersiach.
-No ja cię w to wrobiłem to i ja muszę teraz wspierać w trudnych chwilach. - wyjaśnił rzeczowym tonem.
-że co proszę? - spytałam cicho.
-No przeze mnie teraz jesteś yy... niesprawna fizycznie, jakkolwiek głupio to brzmi.
-Za to ty jesteś niesprawny umysłowo dlatego poradzę sobie sama  o niebo lepiej. a teraz żegnam, tam sa drzwi jakbyś zapomniał - pokazałam palcem wyjście .
-O nie, już  i tak mam przypał u Mou. Nigdzie nie idę. Zresztą jak pójdę to ci monitoring zrobi i będzie kolorowo - zaśmiał się. O nie, tylko nie to. DLACZEGO JA?
-Nie gadam z Tobą- warknęłam i zastraszałam się z powrotem w kiblu.