-Ja chce z tylu!!- Darłam mordę do
Ramosa, który pakował się na moje ukochane miejsce. – Nie siedzę więcej z tym
idiotą na jednej linii – dorzuciłam siadając koło Ikera.
-Cześć Ikuś- Uśmiechnęłam się do
niego słodko – Piękny dziś mamy dzień.
-Co chcesz tym razem? – parsknął
śmiechem.
-Nic, chce po prostu usłyszeć twój
głos – odparłam nie przestając suszyć zębów.
-Nie mogę z tobą. Co kombinujesz? –
Zapytał podejrzliwie.
-Mogę cię wykorzystać jako poduszkę?
Przez tego debila z przodu nie śpię od czterech godzin. – powiedziałam wskazując
kciukiem na Crisa.
-Dobra, nie wnikam…
-Czyli tak? Kocham cię normalnie. –
cmoknęłam go w policzek i skuliłam się na siedzeniu wtulając w rękaw kapitana
Królewskich.
Nie wiem jakim cudem ale obudziłam
się w nieznanym łóżku . Tak wiem, brzmi dwuznacznie. Powoli zaczęły do mnie
docierać odgłosy z otoczenia. Czy ja przypadkiem nie byłam przed chwila w
aucie? A tak, już ogarniam. Wstałam z łózka i rozejrzałam się wkoło.
Znajdowałam się w pokoju jakiegoś domku letniskowego nieopodal jeziora
otoczonego lasem. Tak nazywamy Crisowe pojęcie „Na łonie natury”. Przebrałam
się w bikini i wyszłam na taras. Była piękna pogoda, delikatny wietrzyk muskał
ciało, po prostu idealny dzień na opalanie. Rozłożyłam ręcznik nad brzegiem i
przymknęłam oczy. Trochę relaksu nikomu nie zaszkodzi w końcu, prawda? Wsłuchałam
się w szum drzew starając się rozluźnić. Prawie mi się to udało, ale skapnęłam
się, że ktoś coś do mnie mówi. Ocknęłam się z zamyślenia.
-Dobra, Iker, Cris czy Sergio,
przyznawać się kto śmiał zakłócić mój spokój. – wymruczałam pod nosem. Nie
zabrzmiało to tak groźnie jak miało, ale wisi mi to.
-Zgaduj – odpowiedział mi znajomy
głos.
-Tak panie Casillas, wiem, że to ty.
– uśmiechnęłam się z nieznacznym rozbawieniem. Nie planowałam otwierać oczu bo
po co.
-To dobrze. – Odparł. Poczułam się,
że kładzie się koło mnie.
-Dlaczego dobrze?- Spytałam
automatycznie.
-Nie ważne – uchyliłam nieznacznie
powieki by spojrzeć na mojego rozmówcę. Przyglądał mi się uważnie w skupieniu.
-Nad czym myślisz? Zapytałam
opierając się na łokciach. Spojrzałam na niego badawczo próbując wniknąć w
umysł kapitana Królewskich.
-To nie na twoją głowę, Wirginio –
uśmiechnął się tajemnicza. Na mojej twarzy pojawił się ledwo widoczny grymas.
-Uważasz, że jestem na to za głupia?
– zadałam pytanie świdrując go wzrokiem. Co jak co, ale braku inteligencji nikt
mi nie zarzuci, wiecie, skromność odziedziczyłam po ojcu.
-Nie. Po prostu z tym musze sobie
sam poradzić. – skwitował. Zmarszczyłam nos z rozbawienia.
-Ta wiem, ty masz same takie sprawy
na głowie.- położyłam się na brzuchu szczerząc do niego zęby.
-Próbujesz mnie przedrzeźniać?-
Zapytał a w jego oczach zauważyłam niebezpieczny błysk.
-Nie, skąd! Ja? Nigdy! –
zaśmiał się i założyłam okulary na oczy.
Oznaczało to zamknięcie tematu.
-Niech ci będzie, tym razem ci
odpuszczę.- zmierzwił mi włosy i wstał.
-Ej, Iker- wypaliłam siadając po
turecku. Odwrócił się w moją stronę.
-Mam taka małą prośbę… - zaczęłam
robiąc słodką minkę. Wywrócił oczami i parsknął śmiechem.
-Co tym razem?
-Mógłbyś posmarować mi plecy? Sama
nie dam rady a do bycia spaloną skwara też mnie zbytnio nie ciągnie. –
Popatrzyłam na niego maślanymi oczami.
-No dobra. – westchnął i usiadł koło
mnie.
-Dzięki Ikuś. – rozpromieniłam.
Odgarnęłam włosy z karku i przysunęłam się do niego. Drgnęłam lekko gdy jego
ciepłe palce dotknęły mojej skóry. Mam nadzieję, ze tego nie zauważył… Wczułam się w powolne ruchy jego dłoni. Nie
powiem, to było bardzo przyjemne, chociaż bardziej przypominało masaż niż
wcieranie kremu z filtrem UV. Nie przeszkadzało mi to. Kiedy skończył
odwróciłam się uśmiechnęłam do niego delikatnie.
-Dzięki – powiedziałam cicho
przyglądając mu się uważnie. Zauważyłam, ze jego twarz zmieniła wyraz.
- Musze już iść – mruknął, jakby nie
kontaktował co się dzieje wokół.
-ee.. okay- odpowiedziałam zbita z
tropu. Odprowadziłam go wzrokiem marszcząc brwi. Co go ugryzło?
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy różne
rzeczy. Sergio piekł wszystko po kolei co było w zasięgu ręki. Módlmy się, żeby
nie dostał po tym niestrawności. Siedziałam z boku, rozmyślając nad wszystkim.
-Gin, lamusie, chodź do nas- rzucił
Cris ciągnąc mnie do Ramosa. Dałam mu się poprowadzić i zajęłam miejsce na
kocu. Było gorąco… bardzo gorąco. Mimo, że miałam na sobie cienki top z przewiewnego
materiału i spodenki, czułam, że zaraz się rozpuszczę, masakra.
-Ja ci dam lamusa. – naciągnęłam mu
czapkę na oczy. Odkręcił ją daszkiem do tyłu, tak jak najbardziej lubił i
wyszczerzył do mnie zęby. Odpowiedziałam mu diabelskim uśmiechem i ściągnęłam
go siłą na ziemie koło siebie.
- Ty szatanie mały. – powiedział przyciągając
mnie do siebie i obejmując w pasie. Zarumieniłam się nieznacznie. Czułam jego
mięsnie wokół siebie. W jakimkolwiek starciu siłowym moje szanse były równe
zero.
Moje wszelkie opory do tulenia się
do wszystkich wkoło. ( Czyt. Iker,
Sergio, Cris) pękły, gdy Królewscy wygrzebali skądś wino i piwo. Tak, wiem. Upijanie
się z trzema facetami na jakimś odludziu nie jest najlepszym pomysłem, no ale
znacie mój zdrowy rozsądek, którego praktycznie nie ma. Kiwaliśmy się spleceni ramionami śpiewając „We
are the champions” i hity Hiszpańskiego Disco. Co tam, że nasz fałsz
przechodził wszelkie granice strawności.
-I jeszcze jeden i jeszcze raz!!
Darł się obrońca Galaktycznych kończąc kolejną z rzędu butelkę whisky.
Przestałam liczyć kilka kolejek temu… I tak mój kontakt z otoczeniem malał proporcjonalnie
do spożytego alkoholu. Po jakimś czasie skapnęłam się, ze mr. Aveiro gdzieś zniknął.
Dziwne. Rozejrzałam się wkoło skupiając się na otoczeniu. Zostawiłam
Hiszpanów i poszłam do domku. Tam tez go
nie było, dziwne… Przeszłam się w stronę jeziorka. Dostrzegłam ciemna sylwetkę
przy pomoście. Ruszyłam w tamta stronę wolnym krokiem. Trochę mi się w głowie, kręciło i tyle, nie
miałam ochoty wyrżnąć orła, ale i tak poślizgnęłam się i zjechałam na dół na
dupie. Przyjmijmy, że trawa była śliska. Usłyszałam nad sobą śmiech Crisa.
Spojrzałam na niego z dołu.
-Nie szczerz się tak, tylko pomóż mi
wstać- rzuciłam próbując się podnieść. Pociągnął mnie za ręce i postawi na ziemi.
-Dzięki - mruknęłam otrzepując się z
piachu.
-Stęskniłaś się za mną? – Zapytał. W
jego głosie dało się słyszeć nutę satysfakcji. Niespecjalnie go widziałam, w
tych ciemnościach, jedynie niewyraźny zarys sylwetki.
-Ta chciałbyś- odpowiedziałam z rozbawieniem.
-Nie chciałam mieć cię na sumienia, jakbyś się tu gdzieś utopił. –
wytłumaczyłam podchodząc do brzegu i spoglądając na gładką taflę jeziora.
-Tak, tak, tłumacz się, ja i tak
wiem, że się o mnie martwiłaś, prawda, Mała?- Podszedł do mnie i położył dłonie
na moich biodrach.
-Jasne, możesz to sobie tłumaczyć w
ten sposób – zaśmiałam się i zrobiłam krok do tyłu co nie było najlepszym
pomysłem. W jednej chwili straciłam grunt pod nogami. Przez chwile nie mogłam
oddychać, nabierając wody do ust. Wypłynęłam
na powierzchnie krztusząc się i machając chaotycznie rękami. Poczułam, ze ktoś
mnie złapał i wyciągnął na brzeg.
-Idiota- wychrypiałam kaszląc. – Poradziłabym sobie sama….
-Jesteś pijana, na ziemi sobie nie
radzisz, a co dopiero w jeziorze- Odgarnął mi włosy z zaróżowionych policzków.
-Nie tylko ja. – odcięłam się trochę
niepewnie.
-Jak widzisz, jeszcze umiem ustać w
miejscu, w przeciwieństwie do niektórych osób – poklepał mnie po plecach i
usiadł koło mnie na trawie.
-A myślisz, że ja nie?- Oburzyłam
się i zrobiłam zadziorną minę.
-To chyba widać.- parsknął śmiechem.
– Jesteś cała mokra- dodał lustrując mnie wzrokiem. Nie widziałam jego oczu, ale po prostu czułam
je na sobie. To było krępujące…
-Wiesz.. nie chcę nic mówić, ale ty
też. – zachichotałam i wycisnęłam wodę z koszulki.- Płynę normalnie, ale
przynajmniej jest chłodno. – westchnęłam opierając się na łokciach.
Siedzieliśmy tak w milczeniu
obserwując gwiazdy.. tak wiem, ja i spokojne siedzenie na dupie – to nie jest
normalne.
-Idę się przejść – powiedziałam.
Wstałam i ruszyłam w stronę lasu… tak wiem, o tej porze włóczenie się po
dzikich zaroślach niekoniecznie jest bezpieczne., ale miałam taką wewnętrzną
potrzebę. Przemoczona ruszyłam wolnym krokiem przed siebie niespecjalnie zwracając
uwagę na otoczenie. Wirowało mi w głowie… Wiedziałam, że i tak Cris za mną
pójdzie, to było w jego stylu. Odruchowo chciałam wsunąć dłonie do kieszeni,
ale tylko przejechałam rękami po udach. No tak, jestem w szortach. Westchnęłam
cicho. Nawet nie zauważyłam, kiedy otoczyły mnie drzewa… Byłam zbyt pogrążona w
bezsensownych myślach. Wokół panowała cisza. Słyszałam jedynie szelest gałęzi
pod stopami. Mało brakowało a znowu bym się wywaliła o wystający korzeń.
Soczyście przeklinając ominęłam przeszkodę i usiadłam na niewielkiej polanie.
Tu było tak inaczej – spokojnie, trochę bardziej jak w Paryżu. Bardziej
kochałam Madryt, to oczywiste, ale czasem potrzebowałam kilku czynników, by
odświeżyć stare wspomnienia. Nie jestem pewna czy chciałam je wyciągać na
wierzch. Nie wszystkie były przyjemne. I ta jedna rzecz o której chciałam
zapomnieć…
-Gin, nie chowaj się.. – usłyszałam obok
siebie głos Cristiano. Podskoczyłam i uniosłam głowę.
-Nie robię tego. – Odparłam nad
wyraz spokojnie, nie w moim stylu.
-Wstawaj i idziemy stąd – powiedział
pomagając mi wstać.
-Ykhym.. wypadałoby. Już się
zaczynało robić strasznie- zaśmiałam się nerwowo. Przyciągnął mnie do siebie i
przytulił.
-Teraz lepiej?- Zapytał z
rozbawieniem. Pokiwałam głową. – to dobrze.- Spojrzałam na niego zagadkowo. Wiem,
że byłam trochę podpita. Nie dużo… chyba. No dobra, może trochę więcej, skoro
właśnie dałam się mu ponownie przytulić.
Był ode mnie sporo wyższy. Nasze oczy
się spotkały. Doskonale wiedziałam co chce zrobić, to było w jego stylu. Powinnam
uciec.. tak, zdecydowanie powinnam wracać do domku kempingowego. Ale nie
robiłam tego. Objął mnie w tali i nieznacznie podniósł do góry, jednocześnie
pochylając się w moją stronę. W momencie
kiedy jego wargi zetknęły się z moimi, poczułam ciepło rozchodzące się po moim
ciele. Chociaż spodziewałam się tego pocałunku, zaskoczył mnie… Pozwoliłam jego
językowi wtargnąć bezczelnie do moich ust. Smakowałam go namiętnie unosząc się
na palcach i wplatając dłonie w jego mokre włosy. Drżałam delikatnie. Dominacja
jego ciała nad moim była ogromna, ale również niesamowicie podniecająca. Pieścił
moje wargi z pasją, powoli przenosząc je niżej, znacząc na mojej skórze palący
ślad. Otaczała mnie woń jego perfum i whisky, zamykająca nas w oddzielnym
świecie. Przycisnął mnie do drzewa,
kora nieznacznie wbijała się w moje plecy, ale nie czułam tego. Powodował, że
chciałam czuć więcej, brać i dawać. Pragnęłam tylko, żeby nie przestawał, zatraciłam
się do końca w przyjemności, cieple jego
rozpalonego ciała i żarliwości pocałunków .
Jednak musiałam to przerwać, po
prostu musiałam…
-Nie Cris, przepraszam ja tak nie
mogę.. – odepchnęłam go od siebie i pobiegłam w stronę ogniska, zostawiając zdezorientowanego
Portugalczyka za sobą.
Jestem głupią idiotką… tak, jestem
idiotką.