wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 6- "Świerze powietrze robi dobrze każdemu."

Poczłapałam do kuchni w celu spożycia jakiegokolwiek posiłku. Byłam tak makabrycznie głodna, ze byłabym w stanie zjeść słonie. Jednak i tak nie chciało mi się robić nic bardziej zaawansowanego niż zapiekankę z mikrofalówki. Zgarnęłam swoje kulinarne arcydzieło i poszłam do pokoju. Wbiłam na skype’a i obczaiłam dostępnych znajomych. Dlaczego zawsze Cris i Iker są dostępni w tym samym czasie? Podejrzane… Ustawiłam na „zaraz wracam” i udałam się pod prysznic. Gdy wróciłam, czekała mnie lista nieodebranych połączeń i wiadomości, oczywiście od pana Aveiro.
„Zastanawiam się nad tym czy jesteś ślepy, czy raczej nie wiesz co znaczy ikonka zw” – odpisałam mu żartobliwie.
„Ups, nie zauważyłem. Co robiłaś??”
„No nie wiem, co można robić wieczorem ;p”
„Czy to jest to o czym myślę? ;>”
„Tak, uprawiałam dziki sex z murzynem. Lepiej ci? Hah ;d”
„I mnie nie zaprosiłaś? Nie no obrażam się…”
„Dobra już, ogarnij się ;d Brałam relaksująca kąpiel, lepiej?”
„Tyle czasu?”
„noo… godzinkę, to niewiele. Chyba”
„Jak dla kogo. Czekaj chwilkee.”
„okay” – Zwlekłam się z łóżka, żeby poszukać ulubionych puchowych skarpetek, nie wiem co mnie naszło. Jednak nie zdążyłam dojść do szafy, gdy byłam zmuszona odebrać połączenie na skype. Oho, Cris. Pewnie musiał poprawić włosy zanim zadzwonił.
-No heej Mały – Wyszczerzyłam się do kamerki i postawiłam lapcia na kolanach.
-Ty sama zmuszasz mnie do przykrych interwencji kieszonkowa dziewczynko. – Odgryzł się żartobliwe. Wow, nie miał nawet żelu na włosach, trzeba powiadomić media!
-Lepiej trzymaj język za zębami, bo będziesz zbierać szczękę z podłogi, albo coś innego. – Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Okay, już przestaje. Ładna pidżamka – powiedział znacząco poruszając brwiami. Parsknęłam śmiechem. No taa, wyciągnęłam pierwsze co było na wierzchu czyli różowy t-schirt z jakimś durnym napisem.
-Och dziękuję! Ten kolor jest urzekający, prawda? W sam raz komponuje się z moją manią lalek barbie. – zażartowałam.
-Fascynujące. Co robisz? – Zapytał. Prawi go nie widziałam, znaczy tak w świetle ekranu wyłącznie. Mógłby zapalić lampkę.
-Siedzę, gadam z tobą, myślę co będzie jutro i takie tam. – Uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Jutro bardzo piękny dzień!
-Może wtajemniczysz mnie w powody jego piękności? – zrobiłam najsłodsza minę jako umiałam.
-Wtedy już nie będzie to aż takie piękne!
-Dzięki panie taktowny.
-Nie ma za co. Nie zapytasz co ja robię?
-A  powinnam? – zaśmiałam się .
-No tak. – odpowiedział po chwili zastanowienia.
-A więc co robisz.
-A nic takiego, nawet nie pytaj. – odparł. Nie no nie mogę z nim.
-Boże, Cris, zwariuję z tobą kiedyś.
-Wzajemnie. A teraz wybacz skarbie, ale spadam. Do jutra.
-ta do jutra. ”Skarbie” – zakończyłam połączenie i zamknęłam lapcia.

Zielona trawa, szum drzew, miłe wrażenie spełnienia i…
-Ja pierdole!- Wrzasnęłam nagle otwierając oczy.
-Jest osoba bardzo inteligentną, odznaczającą się wyjątkowym talentem..
-Fuck! Cris, co ty robisz w moim łóżku?! – Czy moje poranki zawsze musza wyglądać tak dziwnie? No tak, będą takie dopóki nie wyperswaduje ojcu „niani”. Już się zaaklimatyzowałam w Madrycie, wiec nie ma co ciągnąć dziecinnych podchodów. – I nie musisz mi cytować swojej biografii głąbie. – fuknęłam przyciągając się poduszka.
-Do wcale nie jest moja biografia, tylko Messiego.
-taa, a ja to Maradona. – parsknęłam śmiechem w poszewkę.
-Tak w ogóle to wstawaj mopsie, czeka cię bardzo atrakcyjny dzień w moim towarzystwie. Czyż to nie urocza i pociągająca wizja? – Spytał. Zamiast odpowiedzi dostał jaśkiem po głowie i na tym się powinno się skończyć.
-Won Cris, jest szósta rano, chce spać. – powiedziałam z groźbą w głosie. Wakacje, coś pięknego, możliwość zarywania nocy i przesypiania dni, a tu przyjdzie taki mr. Aveiro… argh, nie mogę.
-O niee, tak nie ma. Ja tu poświęcam ci moje 24h a ty mnie odtrącasz? Ranisz moje uczucia. – dramatyzował
-Tak, tak, tak to już wiemy, ale teraz wybacz, ale padam z nóg i chcę spać, mam przeliterować? S.P.A.Ć.
-Ja rozumiem, możesz spać, ale nie teraz. Poza tym jest czwarta a nie szósta.
-Wcale sobie nie pomagasz. – wymruczałam już przez sen.
-Jak nie chcesz po dobroci, to wyciągnę cię stad siłą- rzucił i poczułam, że tracę grunt pod sobą.
-Cris, idioto, puszczaj, na serio, gryzę! – ostrzegłam. No ale jak wiadomo ten nie ogar ma naturalne skłonności robienia innym na złość ( to tak jak ja) i wcale nie planuje mnie w ogóle słuchać. Świetnie. Zaczynam już powoli trzeźwo myśleć. – Dobra, już okay, pójdę z tobą gdzie tam tylko chcesz. – poddałam się i przestałam okładać go rękami.
-Serio? W takim razie czeka nas mały spacerek- odpowiedział wcale nie zamierzając mnie puścić.
-W takim stroju? W RÓŻOWEJ koszulce? Błagam cię.
-Kto o tej porze wstaje z łóżka by oglądać cię w różowej koszulce a’la barbie?. – parsknął śmiechem.
-Niech pomyśle… na przykład ty!
-To już było ustawione słońce. A teraz wychodzimy. Mou chyba się nie pogniewa, jak… - urwał, gdy zobaczył samego „the special one” we własnej osobie, przed sobą.
-Ups!- wymknęło mi się. Dałam Crisowi znak, ze jak mnie nie puści to zginie z rąk własnego trenera, niezależnie czy klub wydał na niego kilkadziesiąt milionów czy nie.
-Cześć Jose. Piękny dziś mamy dzień, prawda?- Wypalił wypuszczając mnie na ziemie. Ojciec łypnął na niego podejrzliwym wzrokiem, a potem przeniósł swoje spojrzenie na bogu winną mnie. Nikt nie chce być w skórze osoby która wyciągnęła go z łóżka. A ja niestety brałam w tym współudział. O słodki Jezu.
-Na pewno. Mogę wiedzieć co wy dwoje tu odstawiacie? – Zapytał z udawaną grzecznością.
-Idziemy na spacer. – odparł szybko mr. Aveiro z bananem na twarzy. Spojrzałam na niego dziwnie. Albo on jest idiota, albo samobójcą. Albo i tym i tym. Wyjdzie w praniu.
-Spacer?! O czwartej rano? Mózg wam wyparował? – wysyczał. Patrząc na to z boku sytuacja mogłaby się wydawać komiczna. Ronaldo ze swoją niezniszczalną pewnością siebie i Jose w kraciastej pidżamie i laczkach. Nic tylko zrobić sweet focie i wrzucić na twittera. Ramos by tak zrobił.
-Nie, świeże powietrze robi dobrze każdemu. – zrobił minę znawcy.
-Może nie skomentuje co ci robi dobrze- powiedziałam, tak, żeby usłyszał mnie tylko CR7. Rzucił mi znaczące spojrzenie.
-Jeżeli usłyszę jeszcze raz, jakikolwiek dźwięk, najcichsze piśnięcie, to..
-Dobra, dobra, rozumiemy. Do później!- wypalił Ronaldo i wyciągnął mnie z domu zanim skapnęłam się o co chodzi.
-Gdzie mnie ciągniesz?- spytałam zdezorientowana.
-Zobaczysz…