„Zastanawiam się nad tym czy jesteś
ślepy, czy raczej nie wiesz co znaczy ikonka zw” – odpisałam mu żartobliwie.
„Ups, nie zauważyłem. Co robiłaś??”
„No nie wiem, co można robić
wieczorem ;p”
„Czy to jest to o czym myślę? ;>”
„Tak, uprawiałam dziki sex z
murzynem. Lepiej ci? Hah ;d”
„I mnie nie zaprosiłaś? Nie no
obrażam się…”
„Dobra już, ogarnij się ;d Brałam
relaksująca kąpiel, lepiej?”
„Tyle czasu?”
„noo… godzinkę, to niewiele. Chyba”
„Jak dla kogo. Czekaj chwilkee.”
„okay” – Zwlekłam się z łóżka, żeby
poszukać ulubionych puchowych skarpetek, nie wiem co mnie naszło. Jednak nie
zdążyłam dojść do szafy, gdy byłam zmuszona odebrać połączenie na skype. Oho,
Cris. Pewnie musiał poprawić włosy zanim zadzwonił.
-No heej Mały – Wyszczerzyłam się do
kamerki i postawiłam lapcia na kolanach.
-Ty sama zmuszasz mnie do przykrych
interwencji kieszonkowa dziewczynko. – Odgryzł się żartobliwe. Wow, nie miał
nawet żelu na włosach, trzeba powiadomić media!
-Lepiej trzymaj język za zębami, bo będziesz
zbierać szczękę z podłogi, albo coś innego. – Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Okay, już przestaje. Ładna pidżamka
– powiedział znacząco poruszając brwiami. Parsknęłam śmiechem. No taa,
wyciągnęłam pierwsze co było na wierzchu czyli różowy t-schirt z jakimś durnym
napisem.
-Och dziękuję! Ten kolor jest
urzekający, prawda? W sam raz komponuje się z moją manią lalek barbie. –
zażartowałam.
-Fascynujące. Co robisz? – Zapytał.
Prawi go nie widziałam, znaczy tak w świetle ekranu wyłącznie. Mógłby zapalić
lampkę.
-Siedzę, gadam z tobą, myślę co
będzie jutro i takie tam. – Uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Jutro bardzo piękny dzień!
-Może wtajemniczysz mnie w powody
jego piękności? – zrobiłam najsłodsza minę jako umiałam.
-Wtedy już nie będzie to aż takie
piękne!
-Dzięki panie taktowny.
-Nie ma za co. Nie zapytasz co ja
robię?
-A
powinnam? – zaśmiałam się .
-No tak. – odpowiedział po chwili
zastanowienia.
-A więc co robisz.
-A nic takiego, nawet nie pytaj. –
odparł. Nie no nie mogę z nim.
-Boże, Cris, zwariuję z tobą kiedyś.
-Wzajemnie. A teraz wybacz skarbie,
ale spadam. Do jutra.
-ta do jutra. ”Skarbie” –
zakończyłam połączenie i zamknęłam lapcia.
Zielona trawa, szum drzew, miłe
wrażenie spełnienia i…
-Ja pierdole!- Wrzasnęłam nagle
otwierając oczy.
-Jest osoba bardzo inteligentną,
odznaczającą się wyjątkowym talentem..
-Fuck! Cris, co ty robisz w moim
łóżku?! – Czy moje poranki zawsze musza wyglądać tak dziwnie? No tak, będą
takie dopóki nie wyperswaduje ojcu „niani”. Już się zaaklimatyzowałam w
Madrycie, wiec nie ma co ciągnąć dziecinnych podchodów. – I nie musisz mi
cytować swojej biografii głąbie. – fuknęłam przyciągając się poduszka.
-Do wcale nie jest moja biografia,
tylko Messiego.
-taa, a ja to Maradona. – parsknęłam
śmiechem w poszewkę.
-Tak w ogóle to wstawaj mopsie,
czeka cię bardzo atrakcyjny dzień w moim towarzystwie. Czyż to nie urocza i
pociągająca wizja? – Spytał. Zamiast odpowiedzi dostał jaśkiem po głowie i na
tym się powinno się skończyć.
-Won Cris, jest szósta rano, chce
spać. – powiedziałam z groźbą w głosie. Wakacje, coś pięknego, możliwość
zarywania nocy i przesypiania dni, a tu przyjdzie taki mr. Aveiro… argh, nie
mogę.
-O niee, tak nie ma. Ja tu poświęcam
ci moje 24h a ty mnie odtrącasz? Ranisz moje uczucia. – dramatyzował
-Tak, tak, tak to już wiemy, ale
teraz wybacz, ale padam z nóg i chcę spać, mam przeliterować? S.P.A.Ć.
-Ja rozumiem, możesz spać, ale nie
teraz. Poza tym jest czwarta a nie szósta.
-Wcale sobie nie pomagasz. –
wymruczałam już przez sen.
-Jak nie chcesz po dobroci, to
wyciągnę cię stad siłą- rzucił i poczułam, że tracę grunt pod sobą.
-Cris, idioto, puszczaj, na serio,
gryzę! – ostrzegłam. No ale jak wiadomo ten nie ogar ma naturalne skłonności
robienia innym na złość ( to tak jak ja) i wcale nie planuje mnie w ogóle
słuchać. Świetnie. Zaczynam już powoli trzeźwo myśleć. – Dobra, już okay, pójdę
z tobą gdzie tam tylko chcesz. – poddałam się i przestałam okładać go rękami.
-Serio? W takim razie czeka nas mały
spacerek- odpowiedział wcale nie zamierzając mnie puścić.
-W takim stroju? W RÓŻOWEJ koszulce?
Błagam cię.
-Kto o tej porze wstaje z łóżka by oglądać
cię w różowej koszulce a’la barbie?. – parsknął śmiechem.
-Niech pomyśle… na przykład ty!
-To już było ustawione słońce. A
teraz wychodzimy. Mou chyba się nie pogniewa, jak… - urwał, gdy zobaczył samego
„the special one” we własnej osobie, przed sobą.
-Ups!- wymknęło mi się. Dałam
Crisowi znak, ze jak mnie nie puści to zginie z rąk własnego trenera, niezależnie
czy klub wydał na niego kilkadziesiąt milionów czy nie.
-Cześć Jose. Piękny dziś mamy dzień,
prawda?- Wypalił wypuszczając mnie na ziemie. Ojciec łypnął na niego
podejrzliwym wzrokiem, a potem przeniósł swoje spojrzenie na bogu winną mnie.
Nikt nie chce być w skórze osoby która wyciągnęła go z łóżka. A ja niestety brałam
w tym współudział. O słodki Jezu.
-Na pewno. Mogę wiedzieć co wy dwoje
tu odstawiacie? – Zapytał z udawaną grzecznością.
-Idziemy na spacer. – odparł szybko
mr. Aveiro z bananem na twarzy. Spojrzałam na niego dziwnie. Albo on jest
idiota, albo samobójcą. Albo i tym i tym. Wyjdzie w praniu.
-Spacer?! O czwartej rano? Mózg wam
wyparował? – wysyczał. Patrząc na to z boku sytuacja mogłaby się wydawać
komiczna. Ronaldo ze swoją niezniszczalną pewnością siebie i Jose w kraciastej
pidżamie i laczkach. Nic tylko zrobić sweet focie i wrzucić na twittera. Ramos
by tak zrobił.
-Nie, świeże powietrze robi dobrze
każdemu. – zrobił minę znawcy.
-Może nie skomentuje co ci robi
dobrze- powiedziałam, tak, żeby usłyszał mnie tylko CR7. Rzucił mi znaczące
spojrzenie.
-Jeżeli usłyszę jeszcze raz,
jakikolwiek dźwięk, najcichsze piśnięcie, to..
-Dobra, dobra, rozumiemy. Do później!-
wypalił Ronaldo i wyciągnął mnie z domu zanim skapnęłam się o co chodzi.
-Gdzie mnie ciągniesz?- spytałam
zdezorientowana.
-Zobaczysz…