sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 12 - "Chowaj się, Iker, chowaj!"

-Erm… koleżanką Cristiano. – powiedziałam niewyraźnie w osłupieniu. Skapnęłam się, ze nadal mam szczoteczkę w zębach i szybko ją wyjęłam, żeby nie sprawiać wrażenie niedorozwoja.

-Koleżanka powiadasz? A nie żadna dziwka na jedną noc? – Spytała podejrzliwie. O mały włos a wyplułabym na nią resztki pasty .
-Nie! Skąd pani to przyszło do głowy?  - spojrzałam na nia z dziwnym wyrazem twarzy.
-Oj dziecko, dziecko. Myślisz, że ja nie znam mojego synka? A teraz bądź tak miłą i pomóż mi wnieść bagaże. – odparła i wcisnęła mi w ręce dwie wielkie walizy  o mało nie pozbawiając mnie jedynego okrycia wierzchniego jakiego miałam na sobie. Oszołomiona postawiłam je w salonie i  obserwowałam poczynania najprawdopodobniej matki Crisa.
-To ja się pójdę ubrać… - rzuciłam i zniknęłam w łazience. Ten idiota mógłby mi chociaż powiedzieć, ze spodziewa się odwiedzin. Szybko wciągnęłam na siebie moje szorty i jakąś koszulkę która leżała na szafce.
Gdy wyszłam pani Aveiro wyjmowała z torby puszki z żarciem, ciastami i temu podobnymi rzeczami. Patrzyłam na to sceptycznym wzrokiem.
-Biedny Cristiano musi  pewnie się tu głodzić. Od początku mu mówiłam, że powinnam z nim zamieszkać. – marudziła pod nosem. – Podejdź no tu kochana. – zwróciła się do mnie. –Opowiedz mi proszę jak poznałaś mojego syna. – rozkazała.
-Jestem córka Jose Mourinho a poznaliśmy się dzięki niemu. A w tym domu jestem tylko chwilowo, bo zalało mi mieszkanie. – wyjaśniłam poważnym tonem. Co tam jedno małe kłamstewko mnie nie zbawi.
-Rozumiem. Ciuchy też ci zalało? – Dopytywała się taksując mnie wzrokiem. Zapewne miała na myśli mój strój.
-Tak. Wszyściutko. Całe mieszkanie zniszczone. Na szczęście Cristiano był tak miły i przygarnął mnie na kilka dni. – wypaliłam z ożywieniem. Portugalka uśmiechnęła się do mnie z rozmarzeniem.
-Tak, tak. Gdyby jeszcze przestał się zadawać z tymi szczudlatymi nadętymi modelkami, to by było złote dziecko. No ale jest jak jest. – westchnęła teatralnie. No tak,  Ronaldo nie jest uosobieniem dobroci i posłuszeństwa – Nie wiesz, czy już zerwał z tą Iriną? Jej to już w ogóle nie lubiłam. Wegetarianka się znalazła! Zagłodziłaby rodzinę z takim podejściem! - fuknęła
Jaka Irina? Boże… nie jestem w temacie romansów mr. Aveiro i chyba nie chcę być.
-Tak, tak. Już dawno – powiedziałam mając nadzieję, że się nie mylę.
-To bardzo dobrze. Ty za to wyglądasz mi na porządna dziewczynę. – powiedziała.
-Cieszę się. – wyszczerzyłam zęby do mojej rozmówczyni i nalałam sobie soku pomarańczowego.
-Idealnie pasowałabyś do mojego syna! – stwierdziła, powodując u mnie nagły napad kaszlu wywołany zakrztuszeniem. – Spokojnie moje dziecko, tak tylko mówię – poklepała mnie po plecach terapeutycznie.
-Dziękuję – jęknęłam – Po prostu nigdy nad tym nie myślałam – wyjaśniłam zbierając się do kupy.
Ja z Cristiano? Wolne żarty… taki związek w ogóle nie ma przyszłości.
-Rozumiem kochana, ale macie jeszcze dużo czasu! – stwierdziła. Taa już to widzę, ciekawe na co jeszcze
-Jestem! Jak znowu zwiałaś to obiecuję, że jak cię znajdę to na serio przywiążę cię do łózka i zgwałcę- usłyszałam głos Portugalczyka i szczeka mi opadła. Miałam ochotę walnąć mu z patelni w tym momencie, bo jego mamusia uzna mnie za jakąś dziwkę.
-Tak wiem, już to ekhem.. przerabialiśmy. Poza tym chciałam ci powiedzieć, że masz gościa.. – rzuciłam.
-Mama?! – wychrypiał z niewyraźna miną. Nic tylko zawołać Ikera z lustrzanką, żeby uwiecznił ten moment !
-Myślałeś, ze jak sam nie przyjedziesz to ja cię nie znajdę? – Spojrzała na niego srogo.
-Erm.. nie miałem czasu. – wyjaśnił jąkając się.
-Już ja to widzę. No ale bardzo mądrze postąpiłeś przygarniając koleżankę pod dach, gdy była w trudnej sytuacji. – Ronaldo spojrzał na mnie pytająco na co dałam mu wyraźny znak żeby się nie odzywał.
-A tak, my z Gin jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach i kiedy przyszła do mnie taka przemoczona i zapłakana poczułem się za nią odpowiedzialny. – Co on kurwa bredzi?! Ja zapłakana? przemoczona? No tak, teraz wykorzysta sytuacje, żeby się wykazać swoja „dobrodusznością” . Przejechałam palcem po szyi ( czyt. Już nie żyjesz!)
-Nie no, Cris trochę ubarwia sytuację… - przerwałam mu.
-Może trochę. – wywrócił oczami.
-A więc jesteście najlepszymi przyjaciółmi? – Spytała Portugalka przyglądając się nam uważnie.
-Nasza znajomość jest nieco bardziej skomplikowana – wyjaśniłam opierając się o wyspę kuchenną.
-Ja i tak uważam, ze bylibyście piękna parą! No i w końcu doczekałabym się wnuków – w tym momencie spojrzała znacząco na Crisa.
-Tez jej to zawsze mówię! – przytaknął jej Aveiro za co dostał kuksańca w bok.
-Ja idę się położyć – powiedziałam i wymknęłam się z tego piekła na górę. Ufff…. To meczące jeżeli wszyscy zwracają się przeciwko tobie. Nie powiem, Cristiano jest przystojny a nawet bardzo, ale ja się nie nadaje do stałych związków. Nie minęło pięć minut jak do mojej sypialni wtargnął Portugalczyk. Spojrzałam na niego wymownie.
-Powiem ci tyle. Masz pięć sekund na ewakuację. – wysyczałam
-Oj no, nie przesadzaj dziecinko. – Zgromiłam go wzrokiem i wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. – dobra już nic nie mówię. Tak w ogóle to mam cię polubiła.
-To miło. – pokiwałam głową.
-To się bardzo rzadko zdarza.
-Czuję się zaszczycona – ironizowałam. – Nie musisz robić ze mnie ofiary losy przy twojej kochanej rodzicielce. – prychnęłam obrażona.
-Oj tam, nie mogłem się powstrzymać. Ale wiesz, to nie ja wymyśliłem tą bajeczkę z zalanym mieszkaniem, Słońce - wyszczerzył się i położył koło mnie na łóżku.
-Miałam jej powiedzieć, że jej synek uprowadził mnie bez mojej zgody? - Zapytałam z błyskiem w oku.
-Racja. Pozostańmy przy obecnej wersji. - przyznał mi rację po chwili zastanowienia.
-Tylko wiesz... lepiej żeby nie kontaktowała się z żadnym z Królewskich bo wtedy będziemy mieli przesrane na całej linii - powiedziałam. Znając Sergio zada jakieś kluczowe (i głupie) pytanie powodując globalną katastrofę.
-Eee...- mruknął wyciągając telefon i pisząc coś zawzięcie.
-Nawet nie pytam. - jęknęłam
-Lepiej dla ciebie.- uśmiechnął się tajemniczo. Pewnie planowali jakiś masowy nalot na moją osobę, lub coś w tym stylu. Na serio boje się wnikać czasem w ich pomysły . Pożyjmy w słodkiej niewiedzy!
-Tak w ogóle to szybko wróciłeś z treningu... - zaczęłam przyglądając mu się uważnie.
-Albo ktoś tu późno wstał. Patrzyłaś w ogóle na zegarek? -zapytał z rozbawieniem.
-Yyyy... nie. - stwierdziłam zażenowana
-Idiotka - uciął złośliwie, za co dostał w łeb poduszką.
-Licz się ze słowami , matole - prychnęłam i wpakowałam się na niego. -Kobiety mają wyższość - dodałam triumfalnie.
-Zawsze wiedziałem, że wolisz być na górze. - parsknął śmiechem.
-Zaraz się dowiesz jak smakuje moja pięść, Słońce - wysyczałam milutko.
-Wolałbym spróbować czegoś innego - poruszył znacząco brwiami.
-To se próbuj u tej swojej Iriny. - prychnęłam.
-Ja tu mówiłem o lodach śmietankowych tylko. Masz kosmate myśli!
-Ja ci zaraz dam kosmate myśli niewyżyty samcu alfa. - odgryzłam się robiąc zafochaną minę.
-I tak wiem, że mnie kochasz. – wyszczerzył do mnie zęby.
-Oj tak, bardzo.- wywróciłam oczami.
-No ale wiesz, nie musiałaś aż zakładać koszulki z napisem "I love CR7", wystarczyło powiedzieć. - ciągnął, a w jego oku pojawił się niebezpieczny błysk. CO?! Jaka znowu koszulka ...
-Kretyn! Specjalnie to tam położyłeś! - wydarłam się na niego. Wiedział, że rano nie myślę i nie zwracam uwagi na szczegóły.
-No wiesz, nie myślałem, że ją założysz. - parsknął śmiechem.
-Już ja widzę te twoją niewinność! - mruknęłam wykurzona. Paradowałam przed jego matką w takim stroju. Kompromitacja to moje drugie imię.
-Oj no nie fochaj się, wyglądasz  w niej słodko - powiedział i przekręcił się, ze to teraz on przyciskał mnie do materaca. Tak wiem, to brzmi dziwnie. - Ale wiesz..
-Tak, tak wiem, bez niej jeszcze lepiej. - dokończyłam za niego za śmiechem.
-Właśnie. - uśmiechnął się tajemniczo.
-Miażdżysz mnie.. - jęknęłam.
-Posiedzimy tak sobie dopóki nie zrozumiesz, kto tu rządzi. - wyjaśnił .
-To oczywiste, że ja. - odparłam.
-Chyba chciałaś powiedzieć, oczywiście, że ty!
-Wmawiaj to sobie, a ja poczekam. - pokazałam mu język i założyłam ręce na piersiach. Mimowolnie podążył wzrokiem za moimi dłońmi.
- O nie, tak się nie bawię, - mruknął łapiąc mnie za nadgarstki i przygwożdżając ja do łóżka. - żądam należytej uwagi - dodał.
-Nie wystarczą ci media robiące wszystko, żeby wyciągnąć coś z twojego życia prywatnego? - Zapytałam unosząc nieznacznie brwi.
-Oni to mnie gówno obchodzą. - powiedział cicho przybliżając swoją twarz do mojej.
-Co robisz? - spytałam lekko zdezorientowana.
-Skupiam na sobie twoją uwagę. Teraz nie widzisz świata poza mną – uśmiechnął się z triumfem
-Zabawne, Aveiro - chciałam jakoś wypełznąć spod niego , ale niestety wszelkie próby okazały się daremne.
-Nie wierć się tak.- prychnął zirytowany. - Mi też nie jest zbyt wygodnie, bo ciągle musze uważać żeby cię nie zgnieść.
-Urzekła mnie twoja historia, słońce. Poza tym nie jestem, aż tak krucha, żeby się rozpaść pod twoim ciężarem. - wyjaśniłam.
-Wyczuwam aluzje z podtekstem seksualnym.- wyszczerzył się do mnie podstępnie. Oj tak. Cały Ronaldo.
-Ty wszędzie widzisz podteksty seksualne, więc nic w tym nowego. - parsknęłam śmiechem. W tym momencie do pokoju wparowała do pokoju matka Crisa o mało nie powodując u mnie zawału serca. Na szczęście mr. Aveiro był równie zdziwiony, wiec wykorzystałam sytuacje i zepchnęłam go z siebie.
-Nie przeszkadzajcie sobie – powiedziała Dolores . – Czego to się nie widziało i nie robiło w młodości. – westchnęła. Ja pierdole, normalnie szczeka mi opadła.
-Mamo?!- jęknął Ronaldo.
-No co? Myślisz, że ja nigdy nie miałam faceta?- spytała oburzona, a ja mało nie zakrztusiłam się powietrzem. Ta kobieta mnie powala. – Ja od początku wiedziałam, że wy dwoje jesteście razem, ale to bardzo dobrze. Ile można czekać na wnuki?
-Co?! MY RAZEM?! Nie, nie… - wypaliłam.  
-Jakie wnuki?!- Cristiano popatrzył na swoją rodzicielkę z dezorientacją.
-Właśnie? Żadnych dzieci przed trzydziestką! – zgodziłam się z Portugalczykiem.
-To ty je w ogóle chcesz mieć? – Spytał mnie ze zdziwieniem.
-Na pewno nie z tobą Matole! – warknęłam.
-Dobra, dobra, starej Dolores nie oszukacie. Ja już wiem swoje, Kochanieńka. – powiedziała pani Aveiro proroczo.
-Ale… - zaczęłam, ale ta zbyła mnie tylko gestem dłoni, życzyła nam miłego dnia i opuściła pomieszczenie.
-Zabiję cię Aveiro…. Teraz twoja matka będzie rozpowiadała wszystkim o naszym rzekomym związku – prychnęłam. – Spadaj do siebie! -  rzuciłam i zepchnęłam go z łózka.
-Jest cool, dopóki nie ogłosi tego na twitterze – stwierdził darując sobie pakowanie się z powrotem na materac.
-To ona ma twittera? – Spytałam ze zdziwieniem. W tym wieku? Nie no ona na serio jest nieprzewidywalna.
-Noo i w dodatku spamuje na nim moimi najbardziej kompromitującymi zdjęciami i udokumentuje wszystkie bieżące fakty e swojego życia średnio co godzinę. – podsumował szczerząc zęby.
-Tak jak Iker na facebooku?
-Gorzej. – wypalił po chwili namysłu. No to faktycznie jest źle.

Dwójka Hiszpanów wparowała do mieszkania Portugalczyka bez czekania na zaproszenie. Oni wszędzie czuli się jak u siebie.
-Coś tu tak podejrzanie cicho.. – mruknął Sergio Ramos przyglądając się podejrzliwie otoczeniu.
-Mam nadzieję, ze się nie pozabijali tutaj – odparł Iker Casillas.
-Jakby co to już obiecałem Gin, że kupię jej kwiaty w razie czego. Więc nie ma co się martwić. – rzucił obrońca Królewskich.
-Jakie przyrzeczenia. – parsknął śmiechem bramkarz.
-Bo moje. Dobra..  RONALDO GDZIEKOLWIEK JESTEŚ, MASZ TU PRZYJŚĆ BO INACZEJ SAMI CIĘ TU ŚCIĄGNIEMY! –darł się Ramos, za co dostał w łeb od kolegi z reprezentacji.
-Zamknij mordę kretynie! A jak to jakiś podstęp?
-Taaa, mówię ci Iker, zamach, ZAMACH. – prychnął Sergio wywracając oczami.
-Cicho! Ktoś idzie! – wypalił starszy i wepchnął obrońcę za kanapę, a następnie sam się tam pakując.
Wsłuchiwali się uważnie w powolne kroki na schodach. Stuk, stuk, stuk…
-Boże… ciśnienie mi skoczyło. – jęknął. W końcu ich oczom ukazała się niska, krępa postać.
-Ronaldo to to nie jest… Wirgie tez nie, bo jest chudsza… - dedykował młodszy z Hiszpanów.
-Co ty nie powiesz.
-Chowaj się Iker, chowaj! – wypalił Ramos ściągając swojego kumpla za głowę.
-Puszczaj mnie ty kretynie! – warknął Casillas próbując mu się wyrwać.
Zajęci kłótnią nie zauważyli jak owa postać podeszła do nich od tyłu  z wałkiem do ciasta  i znokautowała ich w ciągu kilku sekund.