-Czy ty jesteś pewna, że chcesz tam
iść?- Spytał się Iker patrząc na mnie z niezdecydowaniem. Ewidentnie mu to nie
pasowało. Ale co ja się tam będę martwić co mu pasuje a co nie. Jest imprezka,
trzeba się bawić! Zdecydowałam się założyć granatową mini i czarne szpilki,
czyli mój ulubiony zestaw. Wszystko co w odcieniach niebieskości nie jest mi
obce. Koniec filozfowania.
-No jasne! – odparłam malując rzęsy.
-Nie nie… ale ja się nie zgadzam!
Poza tym nie pójdziesz tam w takim stanie! – prychnął wywracając oczami.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
-Ale, że jak? Co ty gadasz Iker.
Włącz mózg. – zaśmiałam się i poprawiłam grzywkę.
-Dobrze wiem co mówię jak zawsze. –
odparł z determinacją. Tak, tak, oni wszyscy wszystko wiedzą. Ahh ci Królewscy.
-Dobra, koniec dyskusji. Idziemy –
wypaliłam i skierowałam się w stronę wyjścia. – No chodź! Nie zjedzą cię. –
dodałam gdy zobaczyłam, ze nadal stoi tam gdzie wcześniej z podirytowaną mina.
-Chyba żartujesz. – powiedział
zacięcie.
-Dobra, jak tam chcesz. Będziesz
żałować. – odparłam i wyszłam z domu.
-Ej no dobra, jednak idę. Ktoś musi
cię tam pilnować. – westchnął dołączając do mnie.
-Ha! Wiedziałam, że to zrobisz. –
parsknęłam śmiechem.
-Bardzo śmieszne. Jak Cris się
dowie..
-A gówno mnie obchodzi czy on się
dowie czy nie.– prychnęłam.
-Jak tam uważasz. – mruknął wkładając
ręce do kieszeni. Nie no ja jego bardziej nie ogarniam niż tego nie ogara
Ronaldo… właśnie, a jak już mowa o nim to tak jakoś dziwnie jest… Dobra, nie
czas teraz na rozmyślanie.
-I go crazy, crazy, baby, I go
crazy, You turn it on, Then you're gone, Yeah you drive me ! – darłam się razem
z resztą z tym, że w przeciwieństwie do nich stałam na stole razem z Oliverem.
Co tam, ze oboje byliśmy trochę podchmieleni. Dogadywałam się z nim o niebo
lepiej niż za Aveiro.
-Złaź stamtąd! – usłyszałam obok
siebie. Odwróciłam się w tamtym kierunku ze śmiechem uwieszając się na moim
towarzyszu. Przede mną stał Cris razem z Ramosem i Pepe i patrzył na mnie z
mordem w oczach. Sergio i Kepler już nie, oni mieli inne zajęcia ( czytaj.
Suszenie kłów do jakiejś blondyny przechodzącej obok. Faceci…)
-Chyba kpisz. – odparłam i
powróciłam do śpiewania. Nie będzie mi rozkazywał co mam robić. W ogóle skąd on
tu się wziął?! Iker zabiję cię! Niech ja go tylko znajdę to zobaczy co to
znaczy narazić się córce Jose Mourinho.
-Masz to zrobić w tej chwili, albo
ci pomogę! – kontynuował zirytowany szukając poparcia w swoich towarzyszach,
ale oni już gdzieś wyparowali. I dobrze mu tak!
-I co mi zrobisz? – parsknęłam
śmiechem i pokazałam mu język. Wywrócił oczami i bezceremonialnie ściągnął mnie
na dół i przerzucił przez ramie co nie było dla niego zbytnim problemem
zważając na masę zarówno jego jak i moją. Ale i tak zabiję!
-Już do końca cię popierdoliło? Puszczaj
mnie, kretynie! – wrzeszczałam
przyciągając wzrok ludzi obecnych na imprezie. Wszyscy przyglądali nam
się z rozbawieniem. Nie no Ronaldo
wszędzie musi urządzić jakąś scenkę, nie wytrzyma jak chodź przez chwile nie
będzie w centrum uwagi. Wyniósł mnie na zewnątrz nie zważając na moje protesty
i wrzucił do basenu.
-Może to cię otrzeźwi – rzucił
złośliwie. O mało nie zakrztusiłam się wodą. Było masakrycznie zimno i mokro,
nie no ja mu coś dzisiaj zrobię chyba! Wynurzyłam się na powierzchnie i
podpłynęłam do brzegu.
-Nienawidzę cię! – prychnęłam.
Chciał mi pomóc wyjść, ale odepchnęłam jego ręce. Zebrało się na wyrzuty
sumienia?
-Teraz spadaj do domu. – rzucił
uśmiechając się z satysfakcją.
-Ta jasne, chyba cię pogięło. Ja tu
zostaje a ty więcej nie wtrącaj się w moje życie! – wychrypiałam i wyszłam z
basenu. Odszukałam w tłumie Olivera zostawiając Aveiro samemu sobie i zaciągnęłam
do mojego do domu. Przebiorę się i będzie po sprawie.
-Przepraszam za Aveiro. – mruknęłam grzebiąc w szafie. Na serio głupio się czułam.
-Nie no spoko. – Uśmiechnął się i
podszedł do mnie. – może założysz to? – spytał biorąc z półki jeden z kompletów
bielizny od Ronaldo.
-Chciałbyś. – zaśmiałam się.
-No jasne. – odparł z błyskiem w oku. Odłożyłam to na półkę
i wzięłam seledynową sukienkę.
-Może być? – spytałam patrząc na
niego tajemniczo.
-Mi pasuje. Chociaż ty i w tak we
wszystkim będziesz wyglądać cudownie. –
powiedział siadając na łóżku i opierając się o poduszki. Uśmiechnęłam się do
niego uroczo i zniknęłam w łazience. Wzięłam szybki prysznic, umyłam żeby,
wysuszyłam włosy i założyłam koronkową stanik i majtki. Na chwile zapominając o
moim towarzyszu wyszłam sobie swobodnie do sypialni i zabrałam się za sukienkę.
-Wszystkim nowo poznanym facetom
pokazujesz się w samej bieliźnie? – usłyszałam i o mało nie zeszłam na zawał.
-Jezu.- jęknęłam podskakując gwałtownie.
-Nie, to tylko ja.
-Zapomniałam, ze tu jesteś. –
przyznałam się zdezorientowana. Poczułam, ze moje poliki przybierając barwę
soczystej wiśni. Boże, za co?
-Jeżeli z takimi konsekwencjami to w
sumie możesz częściej tak zapominać. – wyszczerzył się za co dostał poduszką.
-Nie licz na to. Pomóż mi to zapiąć.
– wskazałam na zamek. Podszedł do mnie i pociągnął za suwak. Na koniec
pocałował delikatnie moje ramię.
-Dziękuję. – odparłam zawstydzona.
Nie no pierwszy chłopak, który mnie onieśmiela.
Trzeba powiadomić prasę.
-Do usług. – uśmiechnął się.
-W sumie my możemy nigdzie stad nie
iść. – powiedziałam z błyskiem w oku.
-Jestem za.
-Czekaj, chyba mam jakiegoś szampana
na dole, a może i dwa. – dodałam i zeszłam po schodach na parter. Gubiąc się
kilka razy w końcu trafiłam do spiżarni i zgarnęłam kilka butelek trunków.
Zaniosłam to wszystko do sypialni przy pomocy Olivera no i zaczęło się. Opowiedziałam
mu osobie, potem zamieniliśmy się rolami opróżniając w międzyczasie sporo kieliszków.
-Wiesz, ze czasem mam ochotę stąd
wyjechać. – westchnęłam opierając się o niego i obracając w dłoni butelkę.
-Oderwać się od rzeczywistości… w sumie
co nam stoi na drodze? – Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
-No w sumie… - zachichotałam i poderwałam
się z miejsca. – Polecimy do Tajlandi, albo do Meksyku, albo do Norwegii. –
mówiłam z ożywieniem.
-Albo na biegun północny… -
przedrzeźniał mnie.. Obdarzyłam go znaczącym
spojrzeniem.
-Nie. Tam nie jest fajnie. –
odparłam jak mała dziewczynka.
-no co ty nie powiesz. A myślałam,
ze jednak jest. No rozumiesz, ten śnieg lód, pingwiny, misie polarne. –
wyliczał patrząc na moja minę.
-Idź ty misiu polarny. Jak chcesz to
zapierdalaj na te swoją Grenlandie czy co. – zachichotałam.
-Nie no nie wierze, jestem idiotką. –
zaśmiałam się. Oliver spojrzał na mnie z błyskiem w oku i zwrócił się do
kobiety za lada.
-Poproszę dwa bilety. – powiedział puszczając
mi oczko. Uśmiechnąłem się do niego słodko i trochę zachwiałam się na nogach.
Podtrzymał mnie za rękę.
-Dokąd?
-Yyyy, a dokąd są najbliższe loty? –
spytałam.
-Do Szwajcarii, Polski i Rosji za
pół godziny. – poinformowała nas. Popatrzyłam znacząco na chłopaka.
– Ej, a ta Polska to gdzie jest?
-Nie wiem, ale to chyba gdzieś koło
Finlandii przypuszczam. Ja bym wybrał Rosje. – zasugerował. Zachichotałam i przekazałam
to kasjerce. Spojrzała na nas jak na idiotów i wręczyła dwa bilety.
-Jezu, moja głowa – jęknęłam powoli otwierając
oczy. Rozejrzałam się wkoło z dezorientacją. Kurde, chyba mi się coś śni, nie
możliwe, żebym była w samolocie. Co ja biorę do cholery? Chciałam wstać, ale
zachwiałam się i z powrotem wylądowałam na dupie.
Nie no znowu mi się film urwał.
Otworzyłam powoli oczy i rozmasowałam kark. Zamrugałam kilkakrotnie i
rozejrzałam się w koło.
-Ja pierdole! – wypaliłam. Skąd ja się
wzięłam w taksówce? Nie no na serio mam jakieś porąbane sny, najpierw samolot
teraz to…
-Spokojnie.. – usłyszałam koło siebie.
Odwróciłam się gwałtownie. Obok mnie siedział Oliver, który również wyglądał na
lekko zdezorientowanego.
-Zaraz wyrzygam, dajcie mi wysiąść! –
jęknęłam.
-To powiedz temu kolesiowi, ja nie
znam ruskiego . – rzucił brunet z kwaśną miną.
- Po co ci ruski? Ej, proszę pana.. –
zaczęłam zwracając się do kierowcy. Odpowiedział mi w jakimś dziwnym języku. Ja
pierdole.
-Kurwa, gdzie ja jestem! –
spanikowałam.
-Z tego co zdążyłem zauważyć, to
chyba w Rosji, ale zbytnio nie pamiętam skąd się tu wzięliśmy. – powiedział Oliver.
– wiem tyle, ze tu jest cholernie zimno .
-Nie mamy żadnych walizek? –
spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba nie. Ja pierdole więcej nie pije! –
wypalił podirytowany.
-Ja też nie. Nigdy więcej! – jęknęłam.
Nie no ja się na serio porzygam. Nie patrząc na skutki przechyliłam się przez
przednie siedzenie i zacisnęłam dłonie
na kierownicy. O mało nie dostałam z łokcia w szczękę i nas nie zabiłam, ale
przynajmniej zatrzymałam samochód. Szybko wypadłam na zewnątrz i zaczerpnęłam świeżego powietrza starając się
nie zwymiotować. Wdech i wydech…
Oliver wcisnął kierowcy kasę i
podszedł do mnie.
-Lepiej? – spytał odgarniając włosy
z moich policzków.
-Tak, ale serio dziwnie się czuję. –
wychrypiałam. – I jest mi strasznie zimno. – dodałam. Zdałam sobie sprawę, że
wkoło jest mnóstwo śniegu, a w dodatku znajdujemy się na jakimś kompletnym
odludziu. Wycieczek się zachciało, będę tego żałować do końca życia. Ten
skretyniały taksówkarz po prostu sobie pojechał. Wykrzyczałam w jego stronę sporo przekleństw
i wykończona usiadłam na zamarzniętym asfalcie. Sięgnęłam do torebki i
wygrzebałam z niej telefon. Super, zalany, głupi Aveiro.
-Ja tu ZAMARZNĘ! – lamentowałam.
-Może powinniśmy iść tam…
gdziekolwiek, na pewno są jakieś domy. – zasugerował brunet. Pociągnął mnie za ręce
i przytulił do siebie. – I nie zamarzniesz na pewno. – dodał z delikatnym
uśmiechem. Spojrzałam na niego jak na psychopatę.
-W tym stroju? Pogrzało cię. Jak nie
zamarznę to się zabiję. Kto chodzi w szpilkach po śniegu!
-Dobra, ja już nic nie mówię, ale
chodź, bo stanie nam nie pomorze. – odparł i pociągnął mnie za rękę.
-Ej widzisz ten dom? – rzuciłam ożywionym
głosem.
-Na takim odludziu to pewnie jakiś
autentyczny psychopata mieszka. – podsumował Oliver.
-Daj spokój, ważne, że dom! Ludzie!
Ciepło! – gadałam z entuzjazmem.
-Dobra, dobra już się tak nie
podniecaj, idziemy.
-Ale ja tam nie wlezę w tych butach.
– westchnęłam wskazując na stopy.
-Dobra, mogę cię ponieść. –
zasugerował
-To super. – odparłam uśmiechając
się a raczej próbując to zrobić szczękając zębami Oliver wziął mnie na ręce i
skierował w stronę drewnianej chatki. Trzymałam się rękami jego szyi. Nie czułam
palców, uszu, nosa – niczego! No dobra, tam może aż tak źle nie było. Ale w ciągu
najbliższych trzydziestu minut w tych warunkach odeszłabym z tego świata.
W stanie krytycznym zapukaliśmy do drzwi.
Czekaliśmy chwilę, ale nikt nie odpowiadał.
-Ej, a może to opuszczony dom? – spytałam
konspiracyjnym szeptem. Oliwer spojrzał na mnie z zastanowieniem i pociągnął za
klamkę. Było otwarte! Niesamowite… weszliśmy do środka a naszym oczom ukazał
się widok… w sumie nie taki zły. Ciemno, zakurzone meble, scena jak z horroru –
tak w skrócie.
-To mnie coraz bardziej przeraża. –
jęknęłam. I – teraz już mi się na serio rzygać chce i się boję i chce do Madrytu.
– dramatyzowałam.
-Wrócimy. Masz jakąś kasę? –
spytał i skierował się w stronę kominka. Było trochę drewna.
-Yyy.. mam kartę kredytowo ojca.
Mnie tylko zastanawia jak my się z ludźmi tu dogadamy. Nawet nie wiemy gdzie
konkretnie jesteśmy.
-Nie marudź, coś się wymyśli. Jutro .
Teraz chce mi się spać i łeb mnie napierdala jak nigdy.
-Czy ja już dzisiaj mówiłam, ze koniec
z piciem? – zaczęłam.
-Tak. – mruknął uśmiechając się do
mnie z błyskiem w oku.
W końcu udało nam się rozpalić w
piecu! Jak dobrze poczuć trochę ciepła… Gorzej, ze łazienki tu nie było…. Ale
za to łóżko jakieś tam w sypialni znaleźliśmy. Kiedy dom trochę się zagrzał zdecydowaliśmy
się iść spać. Na początku kłóciliśmy się kto śpi od ściany… tak wiem, bez komentarza,
a gdy w końcu oboje zajęliśmy swoje miejsca zapadła niezręczna cisza.
Wpatrywałam się tempo w sufit. A ja tak narzekałam na Madryt, teraz siedzimy gdzieś
pod Petersburgiem czy Bóg wie gdzie, na dodatek w lesie. A, nie zapominajmy, ze
jest zima, a my jesteśmy w strojach typowo letnich plus do tego zalany telefon
i nieznajomość języka rosyjskiego. Ciekawa mieszanka. Typowa dla mnie.
-Oliwer…? – zaczęłam spoglądając na
niego.
-Yhym.. – mruknął. Miał zamknięte
oczy i opierał się o barierkę .
- Przytul mnie. – powiedziałam. Uśmiechnął
się i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ramiona i próbowałam
zasnąć.