niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 16 "Więcej nie piję!"


-Czy ty jesteś pewna, że chcesz tam iść?- Spytał się Iker patrząc na mnie z niezdecydowaniem. Ewidentnie mu to nie pasowało. Ale co ja się tam będę martwić co mu pasuje a co nie. Jest imprezka, trzeba się bawić! Zdecydowałam się założyć granatową mini i czarne szpilki, czyli mój ulubiony zestaw. Wszystko co w odcieniach niebieskości nie jest mi obce. Koniec filozfowania.
-No jasne! – odparłam malując rzęsy.
-Nie nie… ale ja się nie zgadzam! Poza tym nie pójdziesz tam w takim stanie! – prychnął wywracając oczami. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
-Ale, że jak? Co ty gadasz Iker. Włącz mózg. – zaśmiałam się i poprawiłam grzywkę.
-Dobrze wiem co mówię jak zawsze. – odparł z determinacją. Tak, tak, oni wszyscy wszystko wiedzą. Ahh ci Królewscy.
-Dobra, koniec dyskusji. Idziemy – wypaliłam i skierowałam się w stronę wyjścia. – No chodź! Nie zjedzą cię. – dodałam gdy zobaczyłam, ze nadal stoi tam gdzie wcześniej z podirytowaną mina.
-Chyba żartujesz. – powiedział zacięcie.
-Dobra, jak tam chcesz. Będziesz żałować. – odparłam i wyszłam z domu.
-Ej no dobra, jednak idę. Ktoś musi cię tam pilnować. – westchnął dołączając do mnie.
-Ha! Wiedziałam, że to zrobisz. – parsknęłam śmiechem.
-Bardzo śmieszne. Jak Cris się dowie..
-A gówno mnie obchodzi czy on się dowie czy nie.– prychnęłam.
-Jak tam uważasz. – mruknął wkładając ręce do kieszeni. Nie no ja jego bardziej nie ogarniam niż tego nie ogara Ronaldo… właśnie, a jak już mowa o nim to tak jakoś dziwnie jest… Dobra, nie czas teraz na rozmyślanie.


-I go crazy, crazy, baby, I go crazy, You turn it on, Then you're gone, Yeah you drive me ! – darłam się razem z resztą z tym, że w przeciwieństwie do nich stałam na stole razem z Oliverem. Co tam, ze oboje byliśmy trochę podchmieleni. Dogadywałam się z nim o niebo lepiej niż za Aveiro.
-Złaź stamtąd! – usłyszałam obok siebie. Odwróciłam się w tamtym kierunku ze śmiechem uwieszając się na moim towarzyszu. Przede mną stał Cris razem z Ramosem i Pepe i patrzył na mnie z mordem w oczach. Sergio i Kepler już nie, oni mieli inne zajęcia ( czytaj. Suszenie kłów do jakiejś blondyny przechodzącej obok. Faceci…)  
-Chyba kpisz. – odparłam i powróciłam do śpiewania. Nie będzie mi rozkazywał co mam robić. W ogóle skąd on tu się wziął?! Iker zabiję cię! Niech ja go tylko znajdę to zobaczy co to znaczy narazić się córce Jose Mourinho.
-Masz to zrobić w tej chwili, albo ci pomogę! – kontynuował zirytowany szukając poparcia w swoich towarzyszach, ale oni już gdzieś wyparowali. I dobrze mu tak!
-I co mi zrobisz? – parsknęłam śmiechem i pokazałam mu język. Wywrócił oczami i bezceremonialnie ściągnął mnie na dół i przerzucił przez ramie co nie było dla niego zbytnim problemem zważając na masę zarówno jego jak i moją. Ale i tak zabiję!
-Już do końca cię popierdoliło? Puszczaj mnie, kretynie! – wrzeszczałam  przyciągając wzrok ludzi obecnych na imprezie. Wszyscy przyglądali nam się z rozbawieniem.  Nie no Ronaldo wszędzie musi urządzić jakąś scenkę, nie wytrzyma jak chodź przez chwile nie będzie w centrum uwagi. Wyniósł mnie na zewnątrz nie zważając na moje protesty i wrzucił do basenu.
-Może to cię otrzeźwi – rzucił złośliwie. O mało nie zakrztusiłam się wodą. Było masakrycznie zimno i mokro, nie no ja mu coś dzisiaj zrobię chyba! Wynurzyłam się na powierzchnie i podpłynęłam do brzegu.
-Nienawidzę cię! – prychnęłam. Chciał mi pomóc wyjść, ale odepchnęłam jego ręce. Zebrało się na wyrzuty sumienia?
-Teraz spadaj do domu. – rzucił uśmiechając się z satysfakcją.
-Ta jasne, chyba cię pogięło. Ja tu zostaje a ty więcej nie wtrącaj się w moje życie! – wychrypiałam i wyszłam z basenu. Odszukałam w tłumie Olivera zostawiając Aveiro samemu sobie i zaciągnęłam do mojego do domu. Przebiorę się i będzie po sprawie.

-Przepraszam za Aveiro. – mruknęłam  grzebiąc w szafie. Na serio głupio się czułam.
-Nie no spoko. – Uśmiechnął się i podszedł do mnie. – może założysz to? – spytał biorąc z półki jeden z kompletów bielizny od Ronaldo.
-Chciałbyś. – zaśmiałam się.
-No jasne.  – odparł z błyskiem w oku. Odłożyłam to na półkę i wzięłam seledynową sukienkę.
-Może być? – spytałam patrząc na niego tajemniczo.
-Mi pasuje. Chociaż ty i w tak we wszystkim będziesz wyglądać cudownie.  – powiedział siadając na łóżku i opierając się o poduszki. Uśmiechnęłam się do niego uroczo i zniknęłam w łazience. Wzięłam szybki prysznic, umyłam żeby, wysuszyłam włosy i założyłam koronkową stanik i majtki. Na chwile zapominając o moim towarzyszu wyszłam sobie swobodnie do sypialni i zabrałam się za sukienkę.
-Wszystkim nowo poznanym facetom pokazujesz się w samej bieliźnie? – usłyszałam i o mało nie zeszłam na zawał.
-Jezu.- jęknęłam podskakując gwałtownie.
-Nie, to tylko ja.
-Zapomniałam, ze tu jesteś. – przyznałam się zdezorientowana. Poczułam, ze moje poliki przybierając barwę soczystej wiśni. Boże, za co?
-Jeżeli z takimi konsekwencjami to w sumie możesz częściej tak zapominać. – wyszczerzył się za co dostał  poduszką.
-Nie licz na to. Pomóż mi to zapiąć. – wskazałam na zamek. Podszedł do mnie i pociągnął za suwak. Na koniec pocałował delikatnie moje ramię.
-Dziękuję. – odparłam zawstydzona. Nie no pierwszy chłopak, który mnie onieśmiela.  Trzeba powiadomić prasę.
-Do usług. – uśmiechnął się.
-W sumie my możemy nigdzie stad nie iść. – powiedziałam z błyskiem w oku.
-Jestem za.
-Czekaj, chyba mam jakiegoś szampana na dole, a może i dwa. – dodałam i zeszłam po schodach na parter. Gubiąc się kilka razy w końcu trafiłam do spiżarni i zgarnęłam kilka butelek trunków. Zaniosłam to wszystko do sypialni przy pomocy Olivera no i zaczęło się. Opowiedziałam mu osobie, potem zamieniliśmy się rolami opróżniając  w międzyczasie sporo kieliszków.
-Wiesz, ze czasem mam ochotę stąd wyjechać. – westchnęłam opierając się o niego i obracając w dłoni butelkę.
-Oderwać się od rzeczywistości… w sumie co nam stoi na drodze? – Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
-No w sumie… - zachichotałam i poderwałam się z miejsca. – Polecimy do Tajlandi, albo do Meksyku, albo do Norwegii. – mówiłam z ożywieniem.
-Albo na biegun północny… - przedrzeźniał mnie..  Obdarzyłam go znaczącym spojrzeniem.
-Nie. Tam nie jest fajnie. – odparłam jak mała dziewczynka.
-no co ty nie powiesz. A myślałam, ze jednak jest. No rozumiesz, ten śnieg lód, pingwiny, misie polarne. – wyliczał patrząc na moja minę.
-Idź ty misiu polarny. Jak chcesz to zapierdalaj na te swoją Grenlandie czy co. – zachichotałam.

-Nie no nie wierze, jestem idiotką. – zaśmiałam się. Oliver spojrzał na mnie z błyskiem w oku i zwrócił się do kobiety za lada.
-Poproszę dwa bilety. – powiedział puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się do niego słodko i trochę zachwiałam się na nogach. Podtrzymał mnie za rękę.
-Dokąd?
-Yyyy, a dokąd są najbliższe loty? – spytałam.
-Do Szwajcarii, Polski i Rosji za pół godziny. – poinformowała nas. Popatrzyłam znacząco na chłopaka.
– Ej, a ta Polska to gdzie jest?
-Nie wiem, ale to chyba gdzieś koło Finlandii przypuszczam. Ja bym wybrał Rosje. – zasugerował. Zachichotałam i przekazałam to kasjerce. Spojrzała na nas jak na idiotów i wręczyła dwa bilety.


-Jezu, moja głowa – jęknęłam powoli otwierając oczy. Rozejrzałam się wkoło z dezorientacją. Kurde, chyba mi się coś śni, nie możliwe, żebym była w samolocie. Co ja biorę do cholery? Chciałam wstać, ale zachwiałam się i z powrotem wylądowałam na dupie.

Nie no znowu mi się film urwał. Otworzyłam powoli oczy i rozmasowałam kark. Zamrugałam kilkakrotnie i rozejrzałam się w koło.
-Ja pierdole! – wypaliłam. Skąd ja się wzięłam w taksówce? Nie no na serio mam jakieś porąbane sny, najpierw samolot teraz to…
-Spokojnie.. – usłyszałam koło siebie. Odwróciłam się gwałtownie. Obok mnie siedział Oliver, który również wyglądał na lekko zdezorientowanego.
-Zaraz wyrzygam, dajcie mi wysiąść! – jęknęłam.
-To powiedz temu kolesiowi, ja nie znam ruskiego . – rzucił brunet z kwaśną miną.
- Po co ci ruski? Ej, proszę pana.. – zaczęłam zwracając się do kierowcy. Odpowiedział mi w jakimś dziwnym języku. Ja pierdole.
-Kurwa, gdzie ja jestem! – spanikowałam.
-Z tego co zdążyłem zauważyć, to chyba w Rosji, ale zbytnio nie pamiętam skąd się tu wzięliśmy. – powiedział Oliver. – wiem tyle, ze tu jest cholernie zimno .
-Nie mamy żadnych walizek? – spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba nie. Ja pierdole więcej nie pije! – wypalił podirytowany.
-Ja też nie. Nigdy więcej! – jęknęłam. Nie no ja się na serio porzygam. Nie patrząc na skutki przechyliłam się przez przednie siedzenie i  zacisnęłam dłonie na kierownicy. O mało nie dostałam z łokcia w szczękę i nas nie zabiłam, ale przynajmniej zatrzymałam samochód. Szybko wypadłam na zewnątrz  i zaczerpnęłam świeżego powietrza starając się nie zwymiotować. Wdech i wydech…
Oliver wcisnął kierowcy kasę i podszedł do mnie.
-Lepiej? – spytał odgarniając włosy z moich policzków.
-Tak, ale serio dziwnie się czuję. – wychrypiałam. – I jest mi strasznie zimno. – dodałam. Zdałam sobie sprawę, że wkoło jest mnóstwo śniegu, a w dodatku znajdujemy się na jakimś kompletnym odludziu. Wycieczek się zachciało, będę tego żałować do końca życia. Ten skretyniały taksówkarz po prostu sobie pojechał.  Wykrzyczałam w jego stronę sporo przekleństw i wykończona usiadłam na zamarzniętym asfalcie. Sięgnęłam do torebki i wygrzebałam z niej telefon. Super, zalany, głupi Aveiro.
-Ja tu ZAMARZNĘ! – lamentowałam.
-Może powinniśmy iść tam… gdziekolwiek, na pewno są jakieś domy. – zasugerował brunet. Pociągnął mnie za ręce i przytulił do siebie. – I nie zamarzniesz na pewno. – dodał z delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na niego jak na psychopatę.
-W tym stroju? Pogrzało cię. Jak nie zamarznę to się zabiję. Kto chodzi w szpilkach po śniegu!
-Dobra, ja już nic nie mówię, ale chodź, bo stanie nam nie pomorze. – odparł i pociągnął mnie za rękę. 
-Ej widzisz ten dom? – rzuciłam ożywionym głosem.  
-Na takim odludziu to pewnie jakiś autentyczny psychopata mieszka. – podsumował Oliver.
-Daj spokój, ważne, że dom! Ludzie! Ciepło! – gadałam z entuzjazmem.
-Dobra, dobra już się tak nie podniecaj, idziemy.
-Ale ja tam nie wlezę w tych butach. – westchnęłam wskazując na stopy.
-Dobra, mogę cię ponieść. – zasugerował
-To super. – odparłam uśmiechając się a raczej próbując to zrobić szczękając zębami Oliver wziął mnie na ręce i skierował w stronę drewnianej chatki. Trzymałam się rękami jego szyi. Nie czułam palców, uszu, nosa – niczego! No dobra, tam może aż tak źle nie było. Ale w ciągu najbliższych trzydziestu minut w tych warunkach odeszłabym z tego świata.

W stanie krytycznym zapukaliśmy do drzwi. Czekaliśmy chwilę, ale nikt nie odpowiadał.
-Ej, a może to opuszczony dom? – spytałam konspiracyjnym szeptem. Oliwer spojrzał na mnie z zastanowieniem i pociągnął za klamkę. Było otwarte! Niesamowite… weszliśmy do środka a naszym oczom ukazał się widok… w sumie nie taki zły. Ciemno, zakurzone meble, scena jak z horroru – tak w skrócie.
-To mnie coraz bardziej przeraża. – jęknęłam. I – teraz już mi się na serio rzygać chce i się boję i chce do Madrytu. – dramatyzowałam.
-Wrócimy. Masz jakąś kasę? – spytał i skierował się w stronę kominka. Było trochę drewna.
-Yyy.. mam kartę kredytowo ojca. Mnie tylko zastanawia jak my się z ludźmi tu dogadamy. Nawet nie wiemy gdzie konkretnie jesteśmy.
-Nie marudź, coś się wymyśli. Jutro . Teraz chce mi się spać i łeb mnie napierdala jak nigdy.
-Czy ja już dzisiaj mówiłam, ze koniec z piciem? – zaczęłam.
-Tak. – mruknął uśmiechając się do mnie  z błyskiem w oku.

W końcu udało nam się rozpalić w piecu! Jak dobrze poczuć trochę ciepła… Gorzej, ze łazienki tu nie było…. Ale za to łóżko jakieś tam w sypialni znaleźliśmy. Kiedy dom trochę się zagrzał zdecydowaliśmy się iść spać. Na początku kłóciliśmy się kto śpi od ściany… tak wiem, bez komentarza, a gdy w końcu oboje zajęliśmy swoje miejsca zapadła niezręczna cisza. Wpatrywałam się tempo w sufit. A ja tak narzekałam na Madryt, teraz siedzimy gdzieś pod Petersburgiem czy Bóg wie gdzie, na dodatek w lesie. A, nie zapominajmy, ze jest zima, a my jesteśmy w strojach typowo letnich plus do tego zalany telefon i nieznajomość języka rosyjskiego. Ciekawa mieszanka. Typowa dla mnie.
-Oliwer…? – zaczęłam spoglądając na niego.
-Yhym.. – mruknął. Miał zamknięte oczy i opierał się o barierkę .
- Przytul mnie. – powiedziałam. Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ramiona i próbowałam zasnąć.