niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 17 - "Kto z was widział moją córkę?"


Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się leniwie. Nie ma to jak bezstresowy poranek w swoim łóżku…. Chwila! Przecież ja nie jestem u siebie w domy, tylko… właściwie to ja nie wiem gdzie i to jest właśnie przerażające. Lepiej o tym nie myśleć chwilowo. Wyślizgnęłam się z pościeli i podeszłam do szafy stojącej w rogu pokoju. Nie znalazłam tam nic ciekawego poza gromadką cuchnących futer, fuj! No ale dobra, w takich okolicznościach nawet to lepsze od mojej sweet sukienki wprost idealnej na minusowe temperatury. Otworzyłam okno i wyrzuciłam te bomby naturalne na zewnątrz by się przewietrzyły i z powrotem wpakowałam się do łóżka. Oliver sobie spał  w najlepsze, temu to dobrze.
Wpatrywałam się tempo w sufit rozmyślając nad minionymi dniami, gdy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam dłonie na kołdrze. Skrzypienie podłogi zaalarmowało mnie, że nieznajomy osobnik zbliża się do nas. Wdech i wydech, ja wcale nie wariuję, ale… zarwałam się z materaca i o mało nie zderzyłam się z lufą jakiegoś dziewiętnastowiecznego karabinu, trzymanego przez jakiegoś zarośniętego faceta w puchatej czapie. Zaczęłam piszczeć, zgarnęłam lampkę ze stolika, przywaliłam mu w łeb  i zwaliłam Olivera z łóżka sama nurkując za nim.
-Co ty robisz, dzieciaku. – jęknął łapiąc się za głowę, którą przywalił w szafkę. Odpowiedziałam tylko „bierz futra” i wylazłam szybko przez okno ciągnąc go za sobą i łapiąc po drodze torebkę i buty. Zamachowiec podniósł się z ziemi i zaczął drzeć się do nas po rusku, jednak my już byliśmy już przy drodze.
-Ja pierdole co to za kraj! – jęknęłam siadając na ziemi.
-Ciekawe kto wpadł na pomysł, żeby tu jechać. – marudził Oliver. Spojrzałam na niego wymownie.
-No chyba nie ja! – prychnęłam biorąc jedno z futer i przyglądając się mu uważnie, nadal cuchnęło, ale lepsze to niż zamarznięcie. Narzuciłam je na siebie i szczelnie zapięłam. Było trochę za duże i ciągnęło się po ziemi, ale przynajmniej trochę grzało skórę.
-Dobra, ja nic nie mówię. – odparł i poszedł w moje ślady naciągając na siebie to cholerstwo.
-Nie no jakby Królewscy nas teraz zobaczyli. – zaczęłam ze śmiechem i wyobraziłam sobie minę Ramosa.
-Gdybyśmy mieli jakiś sprawny telefon to bym zrobił pamiątkową fotkę, ale wiesz, w tych okolicznościach. – odparł puszczając mi oczko.
-Tak, ciekawe czy my w ogóle dożyjemy wieczora. Czy ja mam zwidy czy tam jedzie jakiś samochód? – spytałam wskazując na drogę. Popatrzeliśmy na siebie porozumiewawczą i rzuciliśmy w kierunku jezdni, znaczy kto się rzucił ten się rzucił bo ja w tych szpilach to poruszałam się z prędkością pół kilometra na godzinę i już nie czułam stóp!
Oliver ustał na środku i zaczął machać rękami toteż kierowca był zmuszony się zatrzymać. Wychylił się przez okno i zaczął gadać coś po rusku. Doczołgałam się do nich i zaczęłam pokazywać na migi.
-My- nie być – stąd – wymachiwałam rękami. –English!
-Aaa English, Aleksiej… - powiedział i zniknął we wnętrzu samochodu.
-Tak, tak Gin, my nie być. – śmiał się brunet za co dostał po głowie.
-Może ty lepiej wyjaśnisz, co? – prychnęłam.
-Nie wiesz, nie będę ci przerywać, dobrze ci idzie. – wyszczerzył się do mnie. Pokazałam mu język  i spojrzałam na chłopaka, który wysiadł z auta, pewnie ten Aleks… Aleksi.. Alek… dobra nie ważne.
-Jesteście z Anglii? – spytał po angielsku.
-Nie, z Hiszpanii, ale mówimy w tym język. – odparłam z uśmiechem, zadowolona ze w końcu mogę się z kimś dogadać. – Możecie nas podwieźć do najbliższego miasta? Możemy zapłacić.
-Jedziemy właśnie do Petersburga. – poinformował nas – czekajcie… - dodał i powiedział coś po rosyjsku do ojca.
 -możecie wsiadać – oznajmił po chwili.  Wpakowaliśmy się za nim do samochodu. Oprócz chłopca i mężczyzny była tam jeszcze pulchna kobieta. 
Podróż mijała nam przyjemnie w milczeniu do puki nie włączyli jakiś ruskich hitów i nie zaczęli ich śpiewać.
-Kalinka, kalinka, kalinka moja! W sadu jagoda malinka, malinka moja! Ach, pod sosnoju, pod zielonoju, Spat położytie wy mienia!
Siedziałam wciśnięta w siedzenie z grobową miną.
-Zabierzcie mnie do psychiatryka. – jęknęłam cicho.
-Kalinka, Kalinka, Kalinka maja! – zaczął Oliver. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Nie zachowuj się jak Ronaldo, proszę cię. – wysyczałam przez zęby.
-Chciałem cię tylko trochę powkurzać. – zaśmiał się mierzwiąc mi włosy.
-Wy wszyscy to tak kochacie. –odparłam wywracając oczami. – Daleko jeszcze? –spytałam po angielsku.
-Jakieś dwie godziny drogi.
-Pierdole.

-Kto z was widział moją córkę? – spytał Jose Mourinho chodząc tam i z powrotem wzdłuż linii autowej. Wszyscy piłkarze Realu Madrid podnieśli ręce.
-Inaczej, kto z was ostatnio widział Gin. – wywrócił oczami. Około połowa teamu się zgłosiła.
-Dobra, ostatnie pytanie. Kto wczoraj widział moją córkę? – z szeregu wystąpił Ramos, Ronaldo, Casillas i Pepe.
-Ty, ty, ty i ty do mnie! – warknął trener, odwrócił się na pięcie i skierował do tunelu. Piłkarze ruszyli za nim z niewyraźnymi minami.
-Jakby co przyjdę na wasz pogrzeb. – rzucił Kaka.
Królewscy weszli za Mou do jego gabinetu i ustawili się w rządku przed biurkiem.
-Jak wiecie Gin zniknęła, po prostu wyparowała, nikt nie wie gdzie jest…- zaczął Portugalczyk siadając w fotelu.
-Ostatnio jak zniknęła na pół roku to się pan jakoś nie przejmował zbytnio – prychnął mr. Aveiro .
-Cisza! A co do tamtego to doskonale wiedziałem gdzie jest.
-A jak się pytaliśmy to nie, ja nic nie wiem… - oburzył się napastnik.
-Nie zaczynaj Ronaldo! – uciął trener. – Wracając do tematu, co macie na swoje usprawiedliwienie.
-Ale o co chodzi? – zaczął Ramos za co dostał po głowie od Casillasa.
-Idioci! Iker ty na pewno się z nią widziałeś.
-Zgadza się, ale to trochę bardziej skomplikowana sprawa.
-Wcale sobie nie pomagasz. – szepnął Kepler.
-No wiec proszę o szczegóły. – rzucił Jose głosem nie znoszącym odmowy.
-Znaczy się ja nie pamiętam do końca…
-Jak to Nie pamiętasz?! – wszedł mu w słowo trener.
-Daj mi dokończyć – wypalił podirytowany kapitan Królewskich. – No więc ostatnio kiedy ją widziałem, to jak  Cris… wrzucił ją do basenu…
-RONALDO! Czemu wrzuciłeś moją córkę do basenu?!
-A czy to ma jakieś znaczenie? – odpowiedział bezbarwnym tonem wlepiając oczy w ścianę. – Pewnie ten cały Oliver ją porwał i będzie żądać okupu.
-Jaki Oliver?
-Sąsiad. – powiedzieli w jednym momencie Iker i Cristiano.
-Nie no wy to macie pomysły. Znając Gin zrobiła sobie nieplanowana wycieczkę do ciepłych krajów. – wtrącił się Sergio.
-Przecież Hiszpania to też ciepły kraj matole. -  prychnął Ronaldo.
-No w sumie. Koniec tematu.
-Iker, wysłałem cię tam żebyś jej pilnował, a nie ciągnął na imprezy! – zaczął mr. Aveiro piorunując wzrokiem kolegę z drużyny.
-Wcale jej tam nie ciągnąłem, sama chciała! Przecież wiesz, ze zawsze zrobi to co chce.
-NA JAKĄ IMPREZĘ?! – wydarł się Mourinho. Mężczyźni przerwali na chwile dialog i spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
-Ale, że co?
-Jesteście najmniej odpowiedzialnymi ludźmi jakich znałem! – warknął Jose .
-To nie nowość. – wtrącił Pepe.
-Dobra Iker, gdzie jest do cholery moja córka?!
-No więc tego, no, tak się trochę nam zgubiła tam….
-Dobra, jak nie znajdziecie jej do końca tygodnia to wiedzcie, ze macie przesrane. A teraz zejdźcie mi z oczu. – westchnął Mourinho przejeżdżając ręką po twarzy.


-Ja chyba jestem w piekle. – jęknęłam wysiadając z Auta i chwiejąc się na nogach.  Oliver wcisnął facetowi kasę i podszedł do mnie z ponura miną. Znajdowaliśmy się w centrum miasta. Ekspedienci w sklepach powinni umieć mówić po angielsku w jakimś dużym centrum handlowym. Właśnie takowe znajdowało się przed nami. Ściągnęłam te cuchnące coś z siebie, wwaliłam do pojemnika z odpadami i z prędkością światła wpadłam do budynku. Zapewne wyglądałam jak zombie, miałam nadzieję, że nie spotkam znajomych, ale kto z nich jechałby do Petersburga? Też nie wiem.
Dzięki ci Boże, za to kartę kredytową tatusia! Módlmy się żeby nie zablokował mi środków.
Odwiedzałam kolejne salony dopóki nie znalazłam ekspedientki porozumiewającej się w jakimś cywilizowanym języku (czyt. Angielski, hiszpański, portugalski, czy tez francuski).  Kupiłam sobie kilka przydatnych rzeczy ( podobnie jak Oliver) w tym ciepłą skórzaną kurtkę i buciki. Jak to dobrze w końcu mieć na sobie coś normalnego. Zatrzymaliśmy się w jakimś hotelu…. Wróć! Hotel to na pewno nie był, prędzej ośrodek do obłąkanych, a przynajmniej na takowy wyglądał ale ja w ogóle nic nie mówię! Nie mieliśmy innych ofert. Rosja….

Może trochę przesadziłam, bo w środku urządzony był w miarę gustownie. Dogadaliśmy się z ekspedientką i wynajęliśmy pokój… Wzięliśmy ten najtańszy bo przecież musieliśmy zaoszczędzić kasę na powrót, chociaż obawiam się, że nie starczy nam to na niego... W sumie ledwo daliśmy radę zapłacić, za najtańsze ciuchy.
-Dobra, ale co teraz? – spytałam kładąc się na łóżku i wbijając wzrok w sufit.
-No wiesz jest wiele opcji.
-Tak, tak wiem, ale chodzi mi o konkrety. – powiedziałam spoglądając na niego wymownie. Uśmiechnął się tajemniczo i usiadł na brzegu materaca.
-Nic mi nie przychodzi do głowy– podsumował i wyciągnął z kieszeni telefon?!
-Idioto ty cały czas miałeś telefon?! – wydarłam się zaczynając szybciej oddychać. Spokojnie….
-Tak jakby ale i tak jest rozładowany. – odpowiedział bez nuty przejęcia.
-No i dupa. Idę do recepcji, może pozwolą mi skorzystać ze stacjonarnego.  – mruknęłam i wyszłam z pomieszczenia.  Za drobną opłatą dostałam pozwolenie. Na początku wybrałam numer Ikera, ale kurde nie odbierał! No tak, od kiedy to piłkarze przyjmują połączenia od nieznanych numerów? Tez nie wiem. By ich chyba zasypało. Dobra, ale może Ramos… Wybrałam z pamięci, ale to również zakończyło się niepowodzeniem. Fuck.
Dobra, cicho, Katina! Moja ostatnia nadzieja! Przygryzałam wargę wsłuchując się w sygnał połączenia.
-Cześć..
- o Cześć!
-…Zostaw wiadomość po usłyszani sygnału. – kontynuowała automatyczna sekretarka. Boże, jestem idiotką. Dobra, nagram się na pocztę.
-Katina ratuj jesteśmy u Ruskich nie wiem konkretnie gdzie w jakimś Petercośtam! Powiedz chłopakom.

Cristiano Ronaldo leżał na łóżku sypialni wpatrując się tempo w sufit.
-Weź się ogarnij w końcu… - prychnął  Iker  patrząc wymownie na Portugalczyka.
-Czekaj, myślę… - uciął  napastnik marszcząc brwi.
-W sumie sprawdziliśmy wszystkie najbardziej prawdopodobne miejsca- dodał Hiszpan.
-Ej a może faktycznie ona pojechała do ciepłych krajów…
-Ta kurwa może na Syberie jeszcze.
-Nie no na Syberie to nie, tylko idioci pchają się na wczasy do Rosji.
-Zadziwiające. Sam bym na to nie wpadł. –wywrócił oczami.
-A co ty taki nerwowy? – Ronaldo spojrzał na swojego towarzysza.
-Odezwał się ten spokojny.
-Pierwszy raz udało ci się  kogoś zgubić? – uśmiechnął się ironicznie.
-No wiesz, nie każdy ma aż tak bogate doświadczenie w tej dziedzinie. – prychnął bramkarz obracając w dłoni szklankę.
-Aż mi się przypomniała córka Arbeloi…
-Biedne dziecko, pewnie do tej pory ma traumę przez ciebie. – parsknął śmiechem Hiszpan. Cristiano spojrzał na niego z dziwnym uśmiechem na ustach.
-No myślałem, że idzie za mną…
-Tak, tak, a przypomniało ci się dwie godziny później, a policja zdążyła już ją odwieźć do domu. – podsumował Casillas.
-Oj tam, nie ważne. Kiedy to było. – wywrócił oczami.  W tym momencie odezwał się domofon. Mężczyźni spojrzeli po sobie z zastanowieniem.
-No idź otwórz, to w końcu to twój dom. – powiedział Iker po pięciu minutach.
-Aaa, racja, racja. – Portugalczyk otrząsnął się i wyszedł z pomieszczenia. Podszedł do bramy z wciśniętymi do kieszeni dłońmi.
-Hej Cris!

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 16 "Więcej nie piję!"


-Czy ty jesteś pewna, że chcesz tam iść?- Spytał się Iker patrząc na mnie z niezdecydowaniem. Ewidentnie mu to nie pasowało. Ale co ja się tam będę martwić co mu pasuje a co nie. Jest imprezka, trzeba się bawić! Zdecydowałam się założyć granatową mini i czarne szpilki, czyli mój ulubiony zestaw. Wszystko co w odcieniach niebieskości nie jest mi obce. Koniec filozfowania.
-No jasne! – odparłam malując rzęsy.
-Nie nie… ale ja się nie zgadzam! Poza tym nie pójdziesz tam w takim stanie! – prychnął wywracając oczami. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
-Ale, że jak? Co ty gadasz Iker. Włącz mózg. – zaśmiałam się i poprawiłam grzywkę.
-Dobrze wiem co mówię jak zawsze. – odparł z determinacją. Tak, tak, oni wszyscy wszystko wiedzą. Ahh ci Królewscy.
-Dobra, koniec dyskusji. Idziemy – wypaliłam i skierowałam się w stronę wyjścia. – No chodź! Nie zjedzą cię. – dodałam gdy zobaczyłam, ze nadal stoi tam gdzie wcześniej z podirytowaną mina.
-Chyba żartujesz. – powiedział zacięcie.
-Dobra, jak tam chcesz. Będziesz żałować. – odparłam i wyszłam z domu.
-Ej no dobra, jednak idę. Ktoś musi cię tam pilnować. – westchnął dołączając do mnie.
-Ha! Wiedziałam, że to zrobisz. – parsknęłam śmiechem.
-Bardzo śmieszne. Jak Cris się dowie..
-A gówno mnie obchodzi czy on się dowie czy nie.– prychnęłam.
-Jak tam uważasz. – mruknął wkładając ręce do kieszeni. Nie no ja jego bardziej nie ogarniam niż tego nie ogara Ronaldo… właśnie, a jak już mowa o nim to tak jakoś dziwnie jest… Dobra, nie czas teraz na rozmyślanie.


-I go crazy, crazy, baby, I go crazy, You turn it on, Then you're gone, Yeah you drive me ! – darłam się razem z resztą z tym, że w przeciwieństwie do nich stałam na stole razem z Oliverem. Co tam, ze oboje byliśmy trochę podchmieleni. Dogadywałam się z nim o niebo lepiej niż za Aveiro.
-Złaź stamtąd! – usłyszałam obok siebie. Odwróciłam się w tamtym kierunku ze śmiechem uwieszając się na moim towarzyszu. Przede mną stał Cris razem z Ramosem i Pepe i patrzył na mnie z mordem w oczach. Sergio i Kepler już nie, oni mieli inne zajęcia ( czytaj. Suszenie kłów do jakiejś blondyny przechodzącej obok. Faceci…)  
-Chyba kpisz. – odparłam i powróciłam do śpiewania. Nie będzie mi rozkazywał co mam robić. W ogóle skąd on tu się wziął?! Iker zabiję cię! Niech ja go tylko znajdę to zobaczy co to znaczy narazić się córce Jose Mourinho.
-Masz to zrobić w tej chwili, albo ci pomogę! – kontynuował zirytowany szukając poparcia w swoich towarzyszach, ale oni już gdzieś wyparowali. I dobrze mu tak!
-I co mi zrobisz? – parsknęłam śmiechem i pokazałam mu język. Wywrócił oczami i bezceremonialnie ściągnął mnie na dół i przerzucił przez ramie co nie było dla niego zbytnim problemem zważając na masę zarówno jego jak i moją. Ale i tak zabiję!
-Już do końca cię popierdoliło? Puszczaj mnie, kretynie! – wrzeszczałam  przyciągając wzrok ludzi obecnych na imprezie. Wszyscy przyglądali nam się z rozbawieniem.  Nie no Ronaldo wszędzie musi urządzić jakąś scenkę, nie wytrzyma jak chodź przez chwile nie będzie w centrum uwagi. Wyniósł mnie na zewnątrz nie zważając na moje protesty i wrzucił do basenu.
-Może to cię otrzeźwi – rzucił złośliwie. O mało nie zakrztusiłam się wodą. Było masakrycznie zimno i mokro, nie no ja mu coś dzisiaj zrobię chyba! Wynurzyłam się na powierzchnie i podpłynęłam do brzegu.
-Nienawidzę cię! – prychnęłam. Chciał mi pomóc wyjść, ale odepchnęłam jego ręce. Zebrało się na wyrzuty sumienia?
-Teraz spadaj do domu. – rzucił uśmiechając się z satysfakcją.
-Ta jasne, chyba cię pogięło. Ja tu zostaje a ty więcej nie wtrącaj się w moje życie! – wychrypiałam i wyszłam z basenu. Odszukałam w tłumie Olivera zostawiając Aveiro samemu sobie i zaciągnęłam do mojego do domu. Przebiorę się i będzie po sprawie.

-Przepraszam za Aveiro. – mruknęłam  grzebiąc w szafie. Na serio głupio się czułam.
-Nie no spoko. – Uśmiechnął się i podszedł do mnie. – może założysz to? – spytał biorąc z półki jeden z kompletów bielizny od Ronaldo.
-Chciałbyś. – zaśmiałam się.
-No jasne.  – odparł z błyskiem w oku. Odłożyłam to na półkę i wzięłam seledynową sukienkę.
-Może być? – spytałam patrząc na niego tajemniczo.
-Mi pasuje. Chociaż ty i w tak we wszystkim będziesz wyglądać cudownie.  – powiedział siadając na łóżku i opierając się o poduszki. Uśmiechnęłam się do niego uroczo i zniknęłam w łazience. Wzięłam szybki prysznic, umyłam żeby, wysuszyłam włosy i założyłam koronkową stanik i majtki. Na chwile zapominając o moim towarzyszu wyszłam sobie swobodnie do sypialni i zabrałam się za sukienkę.
-Wszystkim nowo poznanym facetom pokazujesz się w samej bieliźnie? – usłyszałam i o mało nie zeszłam na zawał.
-Jezu.- jęknęłam podskakując gwałtownie.
-Nie, to tylko ja.
-Zapomniałam, ze tu jesteś. – przyznałam się zdezorientowana. Poczułam, ze moje poliki przybierając barwę soczystej wiśni. Boże, za co?
-Jeżeli z takimi konsekwencjami to w sumie możesz częściej tak zapominać. – wyszczerzył się za co dostał  poduszką.
-Nie licz na to. Pomóż mi to zapiąć. – wskazałam na zamek. Podszedł do mnie i pociągnął za suwak. Na koniec pocałował delikatnie moje ramię.
-Dziękuję. – odparłam zawstydzona. Nie no pierwszy chłopak, który mnie onieśmiela.  Trzeba powiadomić prasę.
-Do usług. – uśmiechnął się.
-W sumie my możemy nigdzie stad nie iść. – powiedziałam z błyskiem w oku.
-Jestem za.
-Czekaj, chyba mam jakiegoś szampana na dole, a może i dwa. – dodałam i zeszłam po schodach na parter. Gubiąc się kilka razy w końcu trafiłam do spiżarni i zgarnęłam kilka butelek trunków. Zaniosłam to wszystko do sypialni przy pomocy Olivera no i zaczęło się. Opowiedziałam mu osobie, potem zamieniliśmy się rolami opróżniając  w międzyczasie sporo kieliszków.
-Wiesz, ze czasem mam ochotę stąd wyjechać. – westchnęłam opierając się o niego i obracając w dłoni butelkę.
-Oderwać się od rzeczywistości… w sumie co nam stoi na drodze? – Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
-No w sumie… - zachichotałam i poderwałam się z miejsca. – Polecimy do Tajlandi, albo do Meksyku, albo do Norwegii. – mówiłam z ożywieniem.
-Albo na biegun północny… - przedrzeźniał mnie..  Obdarzyłam go znaczącym spojrzeniem.
-Nie. Tam nie jest fajnie. – odparłam jak mała dziewczynka.
-no co ty nie powiesz. A myślałam, ze jednak jest. No rozumiesz, ten śnieg lód, pingwiny, misie polarne. – wyliczał patrząc na moja minę.
-Idź ty misiu polarny. Jak chcesz to zapierdalaj na te swoją Grenlandie czy co. – zachichotałam.

-Nie no nie wierze, jestem idiotką. – zaśmiałam się. Oliver spojrzał na mnie z błyskiem w oku i zwrócił się do kobiety za lada.
-Poproszę dwa bilety. – powiedział puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się do niego słodko i trochę zachwiałam się na nogach. Podtrzymał mnie za rękę.
-Dokąd?
-Yyyy, a dokąd są najbliższe loty? – spytałam.
-Do Szwajcarii, Polski i Rosji za pół godziny. – poinformowała nas. Popatrzyłam znacząco na chłopaka.
– Ej, a ta Polska to gdzie jest?
-Nie wiem, ale to chyba gdzieś koło Finlandii przypuszczam. Ja bym wybrał Rosje. – zasugerował. Zachichotałam i przekazałam to kasjerce. Spojrzała na nas jak na idiotów i wręczyła dwa bilety.


-Jezu, moja głowa – jęknęłam powoli otwierając oczy. Rozejrzałam się wkoło z dezorientacją. Kurde, chyba mi się coś śni, nie możliwe, żebym była w samolocie. Co ja biorę do cholery? Chciałam wstać, ale zachwiałam się i z powrotem wylądowałam na dupie.

Nie no znowu mi się film urwał. Otworzyłam powoli oczy i rozmasowałam kark. Zamrugałam kilkakrotnie i rozejrzałam się w koło.
-Ja pierdole! – wypaliłam. Skąd ja się wzięłam w taksówce? Nie no na serio mam jakieś porąbane sny, najpierw samolot teraz to…
-Spokojnie.. – usłyszałam koło siebie. Odwróciłam się gwałtownie. Obok mnie siedział Oliver, który również wyglądał na lekko zdezorientowanego.
-Zaraz wyrzygam, dajcie mi wysiąść! – jęknęłam.
-To powiedz temu kolesiowi, ja nie znam ruskiego . – rzucił brunet z kwaśną miną.
- Po co ci ruski? Ej, proszę pana.. – zaczęłam zwracając się do kierowcy. Odpowiedział mi w jakimś dziwnym języku. Ja pierdole.
-Kurwa, gdzie ja jestem! – spanikowałam.
-Z tego co zdążyłem zauważyć, to chyba w Rosji, ale zbytnio nie pamiętam skąd się tu wzięliśmy. – powiedział Oliver. – wiem tyle, ze tu jest cholernie zimno .
-Nie mamy żadnych walizek? – spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba nie. Ja pierdole więcej nie pije! – wypalił podirytowany.
-Ja też nie. Nigdy więcej! – jęknęłam. Nie no ja się na serio porzygam. Nie patrząc na skutki przechyliłam się przez przednie siedzenie i  zacisnęłam dłonie na kierownicy. O mało nie dostałam z łokcia w szczękę i nas nie zabiłam, ale przynajmniej zatrzymałam samochód. Szybko wypadłam na zewnątrz  i zaczerpnęłam świeżego powietrza starając się nie zwymiotować. Wdech i wydech…
Oliver wcisnął kierowcy kasę i podszedł do mnie.
-Lepiej? – spytał odgarniając włosy z moich policzków.
-Tak, ale serio dziwnie się czuję. – wychrypiałam. – I jest mi strasznie zimno. – dodałam. Zdałam sobie sprawę, że wkoło jest mnóstwo śniegu, a w dodatku znajdujemy się na jakimś kompletnym odludziu. Wycieczek się zachciało, będę tego żałować do końca życia. Ten skretyniały taksówkarz po prostu sobie pojechał.  Wykrzyczałam w jego stronę sporo przekleństw i wykończona usiadłam na zamarzniętym asfalcie. Sięgnęłam do torebki i wygrzebałam z niej telefon. Super, zalany, głupi Aveiro.
-Ja tu ZAMARZNĘ! – lamentowałam.
-Może powinniśmy iść tam… gdziekolwiek, na pewno są jakieś domy. – zasugerował brunet. Pociągnął mnie za ręce i przytulił do siebie. – I nie zamarzniesz na pewno. – dodał z delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na niego jak na psychopatę.
-W tym stroju? Pogrzało cię. Jak nie zamarznę to się zabiję. Kto chodzi w szpilkach po śniegu!
-Dobra, ja już nic nie mówię, ale chodź, bo stanie nam nie pomorze. – odparł i pociągnął mnie za rękę. 
-Ej widzisz ten dom? – rzuciłam ożywionym głosem.  
-Na takim odludziu to pewnie jakiś autentyczny psychopata mieszka. – podsumował Oliver.
-Daj spokój, ważne, że dom! Ludzie! Ciepło! – gadałam z entuzjazmem.
-Dobra, dobra już się tak nie podniecaj, idziemy.
-Ale ja tam nie wlezę w tych butach. – westchnęłam wskazując na stopy.
-Dobra, mogę cię ponieść. – zasugerował
-To super. – odparłam uśmiechając się a raczej próbując to zrobić szczękając zębami Oliver wziął mnie na ręce i skierował w stronę drewnianej chatki. Trzymałam się rękami jego szyi. Nie czułam palców, uszu, nosa – niczego! No dobra, tam może aż tak źle nie było. Ale w ciągu najbliższych trzydziestu minut w tych warunkach odeszłabym z tego świata.

W stanie krytycznym zapukaliśmy do drzwi. Czekaliśmy chwilę, ale nikt nie odpowiadał.
-Ej, a może to opuszczony dom? – spytałam konspiracyjnym szeptem. Oliwer spojrzał na mnie z zastanowieniem i pociągnął za klamkę. Było otwarte! Niesamowite… weszliśmy do środka a naszym oczom ukazał się widok… w sumie nie taki zły. Ciemno, zakurzone meble, scena jak z horroru – tak w skrócie.
-To mnie coraz bardziej przeraża. – jęknęłam. I – teraz już mi się na serio rzygać chce i się boję i chce do Madrytu. – dramatyzowałam.
-Wrócimy. Masz jakąś kasę? – spytał i skierował się w stronę kominka. Było trochę drewna.
-Yyy.. mam kartę kredytowo ojca. Mnie tylko zastanawia jak my się z ludźmi tu dogadamy. Nawet nie wiemy gdzie konkretnie jesteśmy.
-Nie marudź, coś się wymyśli. Jutro . Teraz chce mi się spać i łeb mnie napierdala jak nigdy.
-Czy ja już dzisiaj mówiłam, ze koniec z piciem? – zaczęłam.
-Tak. – mruknął uśmiechając się do mnie  z błyskiem w oku.

W końcu udało nam się rozpalić w piecu! Jak dobrze poczuć trochę ciepła… Gorzej, ze łazienki tu nie było…. Ale za to łóżko jakieś tam w sypialni znaleźliśmy. Kiedy dom trochę się zagrzał zdecydowaliśmy się iść spać. Na początku kłóciliśmy się kto śpi od ściany… tak wiem, bez komentarza, a gdy w końcu oboje zajęliśmy swoje miejsca zapadła niezręczna cisza. Wpatrywałam się tempo w sufit. A ja tak narzekałam na Madryt, teraz siedzimy gdzieś pod Petersburgiem czy Bóg wie gdzie, na dodatek w lesie. A, nie zapominajmy, ze jest zima, a my jesteśmy w strojach typowo letnich plus do tego zalany telefon i nieznajomość języka rosyjskiego. Ciekawa mieszanka. Typowa dla mnie.
-Oliwer…? – zaczęłam spoglądając na niego.
-Yhym.. – mruknął. Miał zamknięte oczy i opierał się o barierkę .
- Przytul mnie. – powiedziałam. Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ramiona i próbowałam zasnąć.