wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 14 - " W czym problem?"


Dla Meg :*

 Drżącymi dłońmi odpinała guzik jego spodni spodni, by po chwili mocować się z suwakiem Podniecenie mrowiło w każdym calu jego ciała.  Nie miał już siły na głupie gierki i nie potrafił się dłużej kontrolować. Ściągnął z niej resztki bielizny i ułożył się między jej udami. Nie przestawał pieścić dłońmi jej krągłych piersi i całować nabrzmiałych warg. Wiedział jak na nią działa. Złapał ją za biodra i nabił na siebie szybkim ruchem wywołując głośny jęk, co jeszcze bardziej go podnieciło. Jej ciało otworzyło się na niego i witało jak kawałek którego brakowało do pełni układanki .Przycisnęła rozpalone ciało do umięśnionego torsu kochanka, a ten zacząłem się w niej poruszać długimi, regularnymi pchnięciami, Nie odrywając wzroku od jej twarzy. Miała zaróżowione policzki i spierzchnięte wargi lekko rozchylone w ekstazie co doprowadzało go niemalże do bólu. Ale czuł satysfakcje. Miał ją – kruchą i bezbronną pożądającą go bezgranicznie. Wiedział to, chociaż tego nie okazywała. Od początku. Sterczące sutki ocierały się o wilgotną od potu  skórę mężczyzny potęgując uczucie spełnienia. Zaczął się w niej zatracać, wyłączył wszelkie hamulce łapiąc ją za nadgarstki i przyciskając do blatu. Z jej ust wydobył się jęk bólu, ale nie zważał na to. Był teraz samcem alfa. To on ją miał, nikt inny. Obserwował jak jej ciało wygina się w łuk targane dreszczami. Podciągnął ją w górę i przycisnął wargi do jej słodkich, nabrzmiałych ust przygryzające je delikatnie i pieszcząc zwinnym językiem. Chciał widzieć jej oczy. Zmusił ją do uniesienia powiek, które ukazały przyciemnione podnieceniem tęczówki. To wystarczyło by doprowadzić go do epicentrum rozkoszy. Wiedział, że czuła to samo.  Wbijała paznokcie w jego łopatki pozostawiając czerwone pręgi, ale podobało mu się to Wypełnił ją całą i ciężko dysząc oparł dłonie na blacie podpierając się, by nie upaść. Uśmiechnął się z satysfakcją  złożył na jej kuszący wargach delikatny pocałunek.


Spojrzałam na niego przeszklonymi oczami, a kąciki moich ust uniosły się lekko. Czułam się… dziwnie? Nie to mało powiedziane - Czułam jakbym miała rozpaść się na drobniutkie kawałeczki. Mimo iż wszystko mnie bolało, byłam zadowolona… chwila! Ja nie powinnam być zadowolona! Ten idiota przed chwilą mnie… no dobra nie zgwałcił mnie… sama chciałam, no ale lepiej zwalić winę za swoją nieudolność na innych, prawda? Tak, to właśnie ja! No ale nie zawsze trzeba się zachowywać tak egoistycznie. Dosyć tępych przemyśleń, nie miałam siły wysilać mózgu.
-Nic nie powiesz? – Spytał Portugalczyk muskając ustami moje wargi. Zaplotłam dłonie na jego szyi przeciągając się lekko z błogim uśmiechem, ale nic nie odpowiedziałam. – No tak? – wywrócił oczami, ale i tak wyszczerzył się ukazując rządek białych zębów.
-Przez ciebie przez miesiąc nie będę mogła normalnie siadać. – parsknęłam śmiechem uwieszając się na nim i siadając wygodnie na blacie.
-No i o to chodziło. – mruknął mi do ucha łapiąc mnie w talii. – No ale przyznasz, ze jestem niezły. -  na jego twarzy pojawił się huncwocki uśmieszek. Nie no… ta jego skromność mnie dobija. No i co mam niby mu powiedzieć? Nie, skąd do było najlepsze trzydzieści sekund mojego życia! Nie no żartuje…
-prawie nie poczułam. – zażartowałam pokazując mu język.
-Nie no obrażam się! – prychnął odsuwając się ode mnie. Mimowolnie zjechałam go wzrokiem od stup do głów. Idealne ciało… nie jedna dałaby się pokroić… no i ja chyba też… boże co ja gadam.
-Daj spokój głupku. Zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do niego. Co tam, że ledwo sięgałam mu do ramion. Był takim moim wielkim misiem. Ale tylko teraz.  Przejechałam dłońmi po jego rzeźbionej klacie z podziwem. – Masz ciało niemalże jak Edward Cullen – zachichotałam. Spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Rozumiem czuły punkt. – Wiesz, ze go nie cierpię matole… - zaśmiałam się, ale zaraz zdałam sobie sprawę, ze znowu palnęłam głupstwo – przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Wyglądasz jak bezkonkurencyjny bóg seksu. Lepiej? -  spytałam patrząc na Crisa błyszczącymi oczami.
-Nie rób takich min jak nie chcesz z powrotem wylądować tam gdzie wcześniej. – odparł z powagą.
-Pomyślę, a teraz wybacz, ale idę się wykąpać. – wypaliłam.
-Nie no! A ja chciałem się jeszcze z tobą pobawić… - nie dokończył bo dostał w łeb. -Jesteś bezlitosna – jęknął, kiedy zamknęłam mu przed nosem drzwi do kibla.
Teraz miałam chwilę dla siebie… na serio wszystko mnie bolało. Dlaczego ja nie mogłam sobie wybrać jakiegoś drobnej postury faceta? Dobra… wiem… to nie ten typ. Tacy mięśniacy są najlepsi. No ale jedno pytanie. Czy ja coś czuję do tego nieogarniętego matoła, który tak naprawdę przeleciał mnie tylko po to, żeby zrobić to przed Ikerem? Może zabrzmiało to bardzo przedmiotowo, ale tak właśnie było… Ale nigdy więcej…  Napuściłam wody do wanny i zanurzyłam się w gorącej cieczy pozbawiając się wszelkich niepotrzebnych myśli.

-Wstawaj śpiochu…- usłyszałam, ale niezbyt to do mnie docierało. Nie miałam siły podnieść powiek, więc mruknęłam z niezadowoleniem wtulając głowę w poduszkę… chwila, chwila… w poduszkę? Wymacałam rękami teren . Ewidentnie znajdowałam się w pościeli! A wydawało mi się, ze przed chwilą leżałam w wannie… dobra, może coś mnie ominęło. Otworzyłam z niechęcią oczy i wygrzebałam się spod kołdry, by po chwili z powrotem wrócić na poprzednią pozycję, z powodu tego, że po prostu byłam naga. Rozejrzałam się w koło momentalnie trzeźwiejąc i ujrzałam szeroko uśmiechniętego Crisa . Miał na sobie jedynie jeansy. Przeniosłam automatycznie wzrok na jego umięśniony tors… boże co ja w ogóle robię ?! Jestem tempa.
-Jak ja tu.. – spytałam nieskładnie.
-Zasnęłaś w wannie i nie chciałem cię budzić. – mruknął odgarniając mi włosy z twarzy.
-Ta jasne, a raczej szukałeś kolejnej okazji żeby mnie obmacać. – zaśmiałam się. Spojrzał na mnie skupionym wzrokiem.
-To też, ale kierowałem się  innymi priorytetami – odparł z błyskiem w oku.
-To super. Ale wiesz, to, ze uprawialiśmy seks nie  robi z nas pary. – powiedziałam po chwili namysłu. Musieliśmy to sobie przecież wyjaśnić.
-Nie? – popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-No nie. – ucięłam z dziwnym wyrazem twarzy. – To był tylko jeden raz. – Rzuciłam spuszczając wzrok.
-Czyli mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Dobrze dedukuję? – Spytał lekko podirytowany.
-Tak mniej więc. – westchnęłam. Teraz z chęcią zapadłabym się pod ziemię, na serio.. no ale to chyba zrozumiałe, ze nie powinnam być z facetem tylko dlatego, ze się z nim przespałam… no ale  to co powinnam i to co chce, to są dwie różne sprawy… a właśnie w tym problem, że ja kompletnie nie wiem czego chcę.  – Wiesz, że nic miedzy nami nie ma… - zaczęłam.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, ze gdyby tak było, to teraz rozmawialibyśmy w ogóle inaczej, po tym co zrobiłem. – powiedział bezbarwnym tonem i wyszedł z pokoju.

Nie mogę tu dłużej zostać, mam wrażenie, ze coś się zmieniło, nie wiem, co, ale to po prostu czuć. Spakowałam do torby wszystkie swoje rzeczy, a było ich nie wiele, ubrałam się i wyprowadziłam mój ukochany samochód z garażu. Dobra… do Barcelony nie mam po co wracać bo i tak straciłam już pracę… Wypadałoby wrócić do ojca, no ale w takiej sytuacji to lepiej nie. Nie jestem masochistą… jeszcze nie. Pozostaje mi jedno wyjście. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Katiny.
-Halo? – usłyszałam głos w słuchawce.
-Hej, tu Gin
-Ooo Gin, jak ja cię dawno nie widziałam, co tam u ciebie?
-Za dużo opowiadania na telefon, mogę wpaść? Ale tak wiesz… na kilka dni, wytłumaczę ci to później.
-No jasne! Zrobimy sobie babski wieczór. – odpowiedziała entuzjastycznie wywołując u mnie napad śmiechu.
-Jasne, co tylko chcesz. Do zobaczenia za dziesięć minut!

Katina mieszkała w sporym, pomarańczowym domku niedaleko mojego ojca. Oczywiście od razu jak to ona rzuciła się na mnie z ogromnym entuzjazmem, ale ja jakoś tak nie miałam ochoty się śmiać... wiem dziwne, zimowa depresjo witaj! Nie chciałam myśleć o żadnym wydarzeniu z ostatnich kilku dni, o dzisiejszym meczu realu też . Po prostu potrzebowałam chwilowej izolacji od świata sportu. Widać pół roku nie wystarczyło.
-Boże, Gin, wyglądasz jakby cię cos trafiło. – podsumowała mnie moja kochana przyjaciółka.
-Złapałam bakcyla złego humoru – ucięłam
-Ta jasne. I po co było się wlec do tej Barcelony na te pół roku? Źle ci było. – Spytała zapraszając mnie do salonu .
-Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. – odparłam konspiracyjnym szeptem.
-A co cię tak na taką tajemniczość wzięło? - spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem. – W ciąży to ty nie jesteś, raczej, więc o co chodzi?.
-Ciekawe jak długo… jak tak dalej pójdzie to wszystko będzie możliwe. – usiadłam na kanapie i wbiłam wzrok w ścianę przed sobą.
-Boże ty jesteś  ciąży? – Wypaliła o mało nie spadając z sofy.
-Ta kurde, z tobą chyba. – zaśmiałam się i spojrzałam na nią z  rozbawieniem.
-No czekaj, może chociażby z Crisem, Ikerem, Sergio, Alvaro.. – wymieniała.
-Boże, skąd te pomysły w ogóle! Sama bym na to nie wpadła.
-To ty w ogóle nie czytasz tych gazet plotkarskich? – Katina obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Dzieciaku, ja kilka dni temu wróciłam do Madrytu! Myślisz, ze znam wszystkie hot newsy z pierwszej strony? – Spytałam ze śmiechem.
-No wiesz … Gdzie ty żyjesz. -   powiedziała i wyszła do kuchni by po chwili wrócić z dwoma filiżankami kawy.
-Boże, czuje się tak staro… - jęknęłam.
–Dlaczego? – zdziwiła się i spojrzała na mnie jak na nienormalną.
-No zwykle w tym wieku to się pije co innego, a my ewoluowałyśmy na wyższy etap spożywania  kawy. – poruszyłam znacząco brwiami.
-Zrozumiałam… - zachichotała.

-Mężczyźni to ewidentnie kretyni!! – darłam się opróżniając kolejny kieliszek wódki.
-Dokładnie! Wykorzystać i rzucić… tylko to się liczy. – wtórowała mi Katina. Kręciło mi się lekko w głowie, ale o dziwo miałam o wiele lepszy humor. Po co się przejmować takimi idiotami?
-Cicho, ktoś dzwoni do drzwi. – zaśmiała się Hiszpanka.
-Pewnie dostawca pizzy .- stwierdziłam po chwili namysłu, która trwała około pięciu minut. Boże, dlaczego tak ciężko mi się myślało? Przeszłam chwiejnym krokiem na korytarz i pociągnęłam za klamkę. Przede mną stał jakiś facet.. boże wszystko mi miga przed oczami… nie ogarniam w ogóle.
-Dzień dobry panu! – wypaliłam chichocząc i opierając się o framugę drzwi.
-Jezu Gin, myślałem, ze znowu mi do Barcelony poleciałaś. – odparł mój rozmówca. Spojrzałam na niego z dezorientacją.
-Ja się nigdzie do Barcelony nie wybieram. A my się w ogóle znamy? – Spytałam starając ogarnąć otoczenie, ale w ogóle mi to nie szło. Przecież jest tak pięknie, po co przejmować się takimi głupstwami?
-Cris, nie pamiętasz mnie. – odpowiedział.
-Znałam jednego Crisa, a raczej Cristiano. -  zaśmiałam się i zrobiłam krok w jego stronę lekko się chwiejąc.
-Jesteś zalana w trupa. – stwierdził przytrzymując mnie. Zachichotałam i oplotłam dłonie na jego szyi.
-Wiesz, Cris? Jesteś uroczy. – mruknęłam stajać na palcach i składając na jego ustach delikatny pocałunek. Odwzajemnił go, jednak po chwili odepchnął mnie lekko od siebie.
-Skarbie, nie rób tego. – powiedział spokojnie odgarniając niesforny kosmyk z mojego policzka. Uśmiechnęłam się błogo i zachwiałam na nogach.
-Nie lubisz mnie? – Popatrzyłam na niego z paniką. No tak. Wykorzystać i zostawić!
-oczywiście, że tak, głuptasie. – Boże… dlaczego świat się kręci? Dlaczego akurat teraz?
-To w czym problem? – Spytałam delikatnie wsuwając dłonie pod jego koszulkę  .

~*~

Ja nic nie mówię! Dobra.. z części jestem zadowolona, a z drugiej już mniej -,- Ogólnie to przepraszam, ze tak późno, ale wystąpiły drobne komplikacje.  No i taki krótszy troche.. Następny będzie za to dłuższy przynajmniej sie postaram. przepraszam za opóźnienia w czytaniu waszych blogów, no ale taka sytuacja .. Na pewno nadrobię :) Pozdrawiam :*