poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 15 - "Nie, ona nie ma ochoty!"


-Bo mi na tobie zależy… Boże, po co ja to mówię i tak jutro nie będziesz o tym pamiętać. – powiedział wywracając oczami. Spojrzałam na niego trzeźwo… znaczy próbowałam, ale skończyło się jedynie na tym, że w ogóle nie ogarniałam co się dzieje. Ja pierdole co za życie. I jeszcze rzygać mi się chce… nie ma to jak odpowiednia sytuacja.
-Serio? – Spytałam cicho.
-Nie,  nie chce mi się w to pakować od nowa nie po tym co mi powiedziałaś. Po prostu nie mam ochoty, albo nie. Inaczej mam cholerną ochotę. Ale to nie ma sensu. Znudziło mi się bawić w te gierki. Dzisiaj tak jutro nie. Jak się w końcu zdecydujesz co chcesz możesz do mnie przyjść. Koniec. Przyjmijmy, że nic nie mówiłem. – uciął i odsunął się ode mnie.

Boże, moja głowa…. Czuje się, jakby po mnie walec przejechał kilka razy albo i lepiej. Nigdy więcej! Ściągnęłam kołdrę z głowy i podniosłam się nieporadnie. No tak, jak zwykle nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy znalazłam się tam gdzie mnie być nie powinno. Miałam wrażenie, ze zaraz zwymiotuję, ale to chyba normalne po takich ilościach alkoholu. Jestem idiotką, a na dodatek nic nie pamiętam. Teraz pozostaje mi modlić się, że nie zrobiłam nic kompromitującego. Po chwili zauważyłam, ze nie jestem sama . Na fotelu niedaleko łóżka siedział nie kto inny jak mr. Aveiro. Patrzył na mnie z ponurą miną i podał mi butelkę wody mineralnej.
-Znowu uciekłaś. – powiedział wymownie. Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Ale ja nie uciekłam, mam prawo do podejmowania własnych decyzji.
-Nie. – odparłam tempo. Parsknął śmiechem i pokręcił głową z irytacją.
-Myślisz, że ja w ogóle nie mam uczuć? – spytał ze złością.
-Zabrzmiało trochę jak z jakiegoś dramatu miłosnego…- wtrąciłam się nie myśląc nawet nad tym co mówię.
-Nie prowokuj mnie. – warknął wstając z miejsca.
-A co miałam zrobić? Siedzieć tam dalej i czekać na powrót twojej mamusi? – Popatrzyłam na niego podirytowana. – i tak to wszystko nie ma sensu…- westchnęłam i wbiłam wzrok w ścianę. – Skąd wiedziałeś gdzie jestem i w ogóle gdzie mnie zawiozłeś tym razem?
-Właściwie to nie ja. I wcale nie mówię, że mi się to podoba. – prychnął wykurzony. Mam się bać?
-Ahaa… może tak więcej szczegółów? – poprosiłam wywracając oczami.
-No więc nie wiedziałem gdzie jesteś, ale zanim trafiłem do Katiny byłem w kilku miejscach kolejno Iker, Sergio, Mou.. sporo tego. No ale w końcu mnie olśniło, bo to oczywiste, ze pojechałabyś do przyjaciółki jak większość dziewczyn. Kaka mi podpowiedział. – uśmiechnął się pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy.
-Dobra, teraz nie jestem w stanie wysilać mózgu, żeby to ogarnąć. – odparłam  - A teraz gadaj gdzie jesteśmy.
-W twoim domu . –  nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Podejrzane.
-Że co? Przecież ja nie mam swojego domu, znaczy miałam, ale dobra, nie ważne. – wypaliłam nieskładnie.
-No wiesz, mi się to wcale nie podoba. Nieodpowiednie otoczenie. – powiedział. Spojrzałam na niego unosząc znacząco brew.
-Przekonamy się jeszcze .Poza tym, nie musisz mnie śledzić ciągle, nie jestem dzieckiem. – wygarnęłam mu i wywlekłam się z łóżka. Miałam zamiar iść po jakąś tabletkę na ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem gdzie co jest. Boże, za co? Wyszłam na balkon i zaczerpnęłam świeżego powietrza. I gdzie tu ta nieprzyjemna okolica?? Łądne domki dużo zieleni… o jakiś przystojny sąsiad. Właśnie! STOP! Przyjrzałam się mu dokładniej uśmiechając uroczo. Zdałam sobie sprawę, że ZNOWU pokazuje się ludziom w samej bieliźnie. Czy ja już nigdy nie zmądrzeję? To chyba mi pozostanie do końca życia.  Szybko zanurkowałam do sypialni i spiorunowałam wzrokiem Portugalczyka który z rozbawieniem usiadł z powrotem w fotelu.
-Z czego tak się cieszysz? Nie musiałeś mnie rozbierać. – warknęłam pakując się pod kołdrę.
-Z tego co pamiętam, to ty chciałaś mnie wczoraj rozebrać, a nie ja ciebie. – odgryzł się z błyskiem w oku. Że co? Nie no niemożliwe, przecież ja tego zwyczajnie nie pamiętam!
-Ta jasne. – prychnęłam zakładając ręce na piersiach. Nie możliwe, nie po tym wszystkim. Miałam się nigdy więcej nie pakować w żadne sceny łózko we z mr. Aveiro w roli głównej!  No ale czego się nie robi po pijaku.
-Ale żeby nie było do niczego nie doszło. – uciął nagle poważniejąc. Odetchnęłam z ulgą. Ale chwila, coś tu było nie tak.
-Nadal jesteś na mnie obrażony? – spytałam przyglądając mu się badawczo. W sumie ja tez bym była, chociaż to przecież ja powinnam się wykurzać!
-Nie jestem. Po prostu szanuję twoje zdanie. – wyjaśnił.
-Myślę, ze chodzi o cos innego. Ale nie będę się z tobą kłócić.  Pokaż mi gdzie jest łazienka. – westchnęłam.


Okazało się, ze wszystkie moje rzeczy z Barcelony zostały przetransportowane do mojego nowego domu, który znajdował się dwie ulice dalej od willi ojca. No i wszystko jasne. Tatuś zawsze się we wszystko wtrąca, ale na razie wole się z nim nie kłócić. Jeszcze nie planuje tracić życia. Pewnie jakbym protestowała to by mnie zamknął u siebie. Nie ma to jak nadopiekuńczy rodzice. Czasem brakuje mi matki, ale cóż takie życie i nic na to nie poradzę. Swoją droga domek był uroczy. Idealny jak dla mnie, chociaż widać, ze ojciec wwalił to sporo kasy. Ubrałam się w szorty i przewiewną bluzkę, a następnie zeszłam na dół by zwiedzać pomieszczenia. Ostatecznie zatrzymałam się na tarasie i przyglądałam się z ukrycia temu przystojnemu sąsiadowi. Tak wiem,  nie mam co robić, ale on był taki słodki. Rozmawiał przez telefon. Dobra, co mi tam Cris się nie obrazi jak nawiąże nowe znajomości.
Podeszłam do ogrodzenia i pomachałam mu z uroczym uśmiechem. Spojrzał na mnie, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Odsunął komórkę od ucha i schował do kieszeni.
-Cześć nieznajoma – powiedział podchodząc do mnie.
-Cześć. – odparłam kokietując go wzrokiem.
-Nie widziałem cię tu jeszcze. – spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
-Mieszkam tu od dzisiaj. – zaśmiałam się . Mężczyzna miał ciemne włosy i w miarę jasną karnację. Nie wyglądał na Hiszpana, ale czy to ma znaczenie?
-To wszystko wyjaśnia. Oliver jestem – przedstawił się z tajemniczym uśmiechem.
-Wirginia. –odparłam.
-Może masz ochotę...
-Nie, ona nie ma ochoty. A jak chcesz ją przelecieć to będziesz miał ze mną do czynienia. – usłyszałam za sobą. No nie… tego już za wiele.
-Wcale nie! Przepraszam bardzo, ale to ja decyduje na co mam ochotę a na co nie. – warknęłam.
-I tak robisz to tylko po to żeby mnie wykurzyć. Brawo, udało ci się!- prychnął i już go nie było. Odprowadziłam go wzrokiem z dziwną miną i odwróciłam się do Olivera.
-Przepraszam.. – mruknęłam i szybko ulotniłam się stamtąd.

-Wyłaź stamtąd.
-Nie.
-Bo cię wyciągnę. – powiedział zirytowany.
-Dobra, ale nie śmiej się. Wygląda masakrycznie. – jęknęłam wyczołgując się spod kołdry.
-Daj spokój dla mnie zawsze wyglądasz ślicznie. – odparł.
-Mówisz to żeby mnie ugłaskać, znam cię Iker – rzuciłam ponuro opierając się o poduszki.
-No co ty, dzieciaku. – zaśmiał się i usiadł koło mnie.
-Dobra, ja wcale nie chce się kłócić. – westchnęłam  wbijając wzrok w sufit.
-Ktoś ci coś zrobił? – spytał. Spojrzałam na niego z zastanowieniem.
-Nie.. No co ty, czy ja wyglądam na osobę której można coś zrobić? – prychnęłam. A tak na serio to miałam dołka psychicznego a mój kręgosłup moralny był szczątkach. Właściwie to nawet nie wiem z jakiego powodu. Tak wszystko dziwnie się ułożyło. Czuje się odpowiedzialna za coś czego nawet nie jestem pewna.
-I znowu próbujesz się wykręcać. – wywrócił oczami i przytulił mnie do siebie. – Dobrze, ze wróciłaś w końcu. Nudno tu bez ciebie było. No i nie było kogo pilnować. – zaśmiał się.
-Już mi się to wszystko znudziło. Ta zabawa w nie wiadomo co. – powiedziałam po chwili namysłu. – To jest… dziwne – ciągnęłam. Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem i przybliżył się do mnie nie i dotknął delikatnie dłonią mojej twarzy. Wstrzymałam oddech i wlepiłam w niego przeszklone oczy. Do realności przywołało mnie ciche brzęczenie telefonu Hiszpana.
-Coś ci wibruje – zachichotałam. Wywrócił oczami i wyciągnął komórkę z kieszeni.
-Twój tatuś dzwoni – wypalił i zanim zdążyłam zareagować odebrał i przysunął mi aparat do ucha.
-Zabije cię kretynie! - prychnęłam
-Gin? Mnie?! Zbijesz? co?! dlaczego odbierasz telefon Ikera?! – usłyszałam po drugiej stronie.
-No ten… Nie ciebie! Tak mi się wyrwało.
-No ale nadal nie wiem czemu odbierasz telefon Ikera. Czy wy tam przypadkiem nie…
-Nie tato! O czym ty w ogóle myślisz. – jęknęłam. Casillas wyszczerzył się do mnie i założył ręce za głowę. Przejechałam palcem po szyi co miało oznaczać „już nie żyjesz”.
-Dobra, już o niczym. Musimy poważnie porozmawiać. Twoje zachowanie jest karygodne!
-Ja nie jestem dzieckiem!  I dzięki za mieszkanie…
-Dla mnie zawsze będziesz moja mało córeczką i doskonale o tym wiesz, a co z tym idzie będę się o ciebie troszczył do końca moich dni.
-To zabrzmiało jak groźba.
-Dziecko, ty mnie kiedyś wykończyć! Kończę, powiedz Ikerowi żeby się do mnie później odezwał jak tam skończycie.
-Dobra, na razie. – powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Normalnie zabiję cię! – wypaliłam do kapitana Królewskich i przywaliłam mu poduszka.
-No wiesz, ja miałem niezły ubaw. Warto było. – zaśmiał się.
-Jasne, jasne! Jak zawsze. Ja tu przezywam kryzys a ty jeszcze mi dowalasz finałową rozmowę z ojcem. Dziękuję ci! – prychnęłam, ale po chwili wybuchnąłem śmiechem. – No nie mogę, chyba cierpię na zachwianie emocjonalne – wykrztusiłam z siebie chichocząc.
-Nie powiem, że mi to nie odpowiada. – odparł przyglądając mi się z rozbawieniem.
-Dzięki za słowa otuchy. -  rzuciłam  odgarniając włosy z oczu.
-Nie ma za co. Zawsze do usług. – odpowiedział za co ponownie oberwał poduszką.
-A ja myślałam, ze chociaż ty nie jesteś aż tak wkurzająco jak Aveiro. – westchnęłam.
-Cris wcale nie jest aż taki wkurzający, chociaż czasem jak mu coś odbije… dobra nie negocjuje. – zakończył wywód.
-Czy ty się dzisiaj czegoś naćpałeś? – spytałam machając mu dłonią przed nosem.
-Nie, skąd! Po prostu bawi mnie to wszystko. – zaśmiał się.
-Czyli jestem aż tak zabawna, tak? – popatrzyłam na niego podejrzliwie.
-Myślę, ze ani tak ani nie cię nie zadowoli więc nie wiem. –odparł z błyskiem w oku.
-Za długo przebywasz w towarzystwie Ronaldo. Tak serio, serio mówię. Czas przejść na odwyk – zasugerowałam przyglądając się mu uważnie.
-Dobra, ja nie mówię kto tu powinien przejść na odwyk od niego. – powiedział poważnie.
-Wcale nie jestem od niego uzależniona i nie musze przechodzić na żadna terapię. – prychnęłam. Bo nie jestem przecież... przynajmniej tak mi się wydaje. Bym chyba wiedziała.
-Bym się nad tym na twoim miejscu zastanowił. – kontynuował dobitnie.
-Nawet jeśli to co. Chyba nie jesteś zazdrosny co? – spytałam konspiracyjnym szeptem przysuwając się do niego.
-Ja? Nie, mam przecież Sare. – stwierdził jakoś Tak mało przekonująco. Przyjrzałam się mu uważnie.
-koniec tematu. – mruknęłam i usiadłam po turecku. Milczeliśmy przez chwilę. Myślałam nad tym wszystkim. Ja chyba teraz za dużo myślę, a na dobre mi to nie wychodzi.
-I tak nic nie zmienia faktu, że jest beznadziejnie. Nie oszukujmy się. Moje życie uczuciowe znajduje się na poziomie morza. – westchnęłam. – Dobra, nie będę z ciebie robić psychoterapeuty bo się nie nadajesz. – dodałam z uśmiechem.
-Dzięki, Gin.  – prychnął wywracając oczami. Zaśmiałam się cicho.
-Nie ma za co. I jak się z tym czujesz? – spytałam powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
-Godzisz w moje ego. – stwierdził udając obrażonego.
-tak, tak, jasne. Przepraszam, że uraziłam. – wyszczerzyłam się i pokazałam mu język.
-Ja z tobą oszaleje dzisiaj – wypalił kręcąc głową.
-I o to chodzi.  – podsumowałam poruszając znacząco brwiami. Popatrzył na mnie tajemniczo. – Ej, co oni tam odpierdalają na zewnątrz? – zapytałam po chwili wsłuchując się w odgłosy. Wyszłam na balkon i wychyliłam się za balustradę prawie przez nią wypadając. – Ale faza, sąsiad robi imprezkę! – wypaliłam i już mnie nie było. Szybko zbiegłam na dół ciągnąc za sobą Ikera.
-Chyba nie zamierzasz tam iść? – obrzucił mnie pytającym spojrzeniem.
-Masz jakieś wątpliwości? Ale chwila musze się doprowadzić do porządku.

~`~

Tu macie sypialnie Gin dla jasności :D [LINK]
No i znowu zawaliłam... yhm... ale obiecuje, ze nastepny rozdział pojawi się w weekend teraz już na pewno ;D  Tutaj wystapiły znowu małe komplikacje-,- No ale w końcu udało sie. Taki troche zamulony, no ale to taki jakby przerywnik do reszty... 

Tę notkę dedykuje Patrycji, która olśniła mnie co do powyższego tekstu D; No bo bez niej byłoby przecież nudno :*