poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 18 -"Czy widziała pani tę oto dziewczynę?"




-A ty co chcesz znowu.- prychnął Portugalczyk wywracając oczami. Dziewczyna spojrzała na niego wymownie.
-No bo ja…
-Nie, nie jestem ojcem twojego dziecka, nara. – fuknął i skierował się w stronę domu.
-Ale, ze co? – wypaliła zdezorientowana szatynka.
-Aveiro ty debilu. Co ty odpierdalasz? – powiedział kapitan Królewskich  stając mu na drodze i patrząc na napastnika jak na idiote.
-No jak to co? Nie widać?
-To jest debilu przyjaciółka Gin a nie jedna z twoich kochanek… - warknął Hiszpan zaciskając usta.
-A no faktycznie twarz taka jakaś znajoma…-zamyślił się Ronaldo przyglądając się dziewczynie stojącej za bramą teraz już poważnie zniecierpliwionej.
-Ja pierdole z kim ja żyję! – jęknął Iker przejeżdżając dłonią po twarzy.
-No ale dlaczego ona wygląda jakby wpadła pod walec drogowy?- dopytywał się Portugalczyk.
-A co ja kurwa wyrocznia? Spytaj się je! Albo nie, ja lepiej sam to zrobię…- prychnął i wpuścił szatynkę na posesję.
-Sorry Katina, ale nasza gwiazdka ma ostatnio ciężkie dni. – Bramkarz spojrzał sceptycznie na swojego towarzysza.
-Nic nie szkodzi. – uśmiechnęła się wyciągając z włosów liście.
-Co ci się stało?
-Nic takiego, po prostu biegłam tu i jakiś idiota o mało mnie nie rozjechał byłam zmuszona wskoczyć w krzaki… znaczy krzaki wskoczyły na mnie ale to nie ważne - wyjaśniła. W tym momencie  przed brama zatrzymało się białe porsche z którego wywlekł się nie kto inny jak Sergio Ramos z okularami na nosie. Wszyscy spojrzeli na niego podejrzliwie.
-Miałeś być godzinę temu – warknął Cristiano piorunując wzrokiem kolegę, który szczerząc zęby oparł się o maskę samochodu.
-No tak jakoś się przedłużyło, jeszcze jakaś idiotka lazła środkiem drogi…
-To ty kretynie jechałeś po chodniku!! A nie ja szłam środkiem drogi – prychnęła Katina.
-No na pewno!
-No tak?! Przywlekłam się do was te pół kilometra z wieściami a tu mnie jeszcze rozjechać chcieli! – wydarła się na nich. Spojrzeli na nią w osłupieniu.
-Ale, że co? – wypalił Sergio ze zdezorientowaną miną.
-GDZIE JEST GIN?!-wydarł się Aveiro łapiąc ją i zaczynając potrząsać jak workiem na kartofle.
-Puść mnie kretynie bo mnie zgnieciesz.  – warknęła w myślach, żałując, ze wcześniej tak zachwycała się tymi idiotami. -A skąd ja mogę wiedzieć? Twierdzi, że u Ruskich, ale to pewnie jeszcze na haju mówiła bo kto normalny jedzie do Ruskich…
-No racja. Jaja se z nas robi pewnie siedzi gdzieś na Bahamach…
-A Ronaldo odchodzi od zmysłów – dokończył Iker.
-Wcale nie! Po prostu mam z nią sprawę do załatwienia. – tłumaczył się wkurzony Portugalczyk.
-Chyba w łóżku!
-WOOOOON! Nie rozmawiam z wami. – prychnął i zniknął za drzwiami.
-Ma rozchwianie emocjonalne pomoc psychologa by się przydała… w sumie to wam wszystkim a może lepiej psychiatry… - zastanawiała się na głos Hiszpanka.
-Baby…- jęknął Ramos i podążył za kolega z drużyny.
-Dobra ale co Gin jeszcze mówiła. – zaczął Casillas z powagą.
-Chociaż jeden normalny. A więc mówiła o Ruskich i Petercośtam..
-Jakie Petercośtam? – wpadł jej w słowo kapitan Królewskich.
-No nie wiem?! Powiedziała Petercośtam nic więcej i żebym wam powiedziała…
-Wymieniała nazwiska??
-Ja pierdole czy tu musisz mi przerywać ciągle? – warknęła Katina piorunując go wzrokiem.
-Dobra, już nie będę, a więc mów, mów. – poklepał ją po ramieniu . Spojrzała na niego podejrzliwie.
-Ja wiem, ze Rosja to dziwne miejsce, ale chyba Gin nie jest aż taką kretynką, żeby tam wyjeżdżać toż to samobójstwo jest! I po prostu powiedziała powiedz chłopakom
-No to ona musi umierać, jeśli by prosiła o takie coś. – powiedział Iker grobowym tonem.
-A jak oni ja tam przetrzymują? – jęknęła Katina zaczynając krążyć po chodniku.
-A jak oni ją zgwałcili zmusili do ślubu, albo planują żądać okupu?


-Wstawaaaj…
-Nie! Won, ja chcę spaaać. – jęknęłam naciągając kołdrę na głowę.
-Wirginio Mourinho nakazuje ci wstać!
-Spierdalaj, nigdzie się stąd nie wybieram – wymruczałam.
-Bo będę łaskotać!
-Pff co za groźby ty mi tu rzucasz! – fuknęłam zakopując się w pościeli.
Dobra, zamilkł.. kontynuuje moje słodkie marzenia senne ahh…
Jednak spokój nie był mi chyba dany bo nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie za nogi i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wylądowałam na ziemi ze zdezorientowaną miną. Zamrugałam kilka razy oczami i rozejrzałam się w koło.
-Ja pierdole chyba straciłam właśnie wątek. Oliver kretynie nie waż mi się stąd wyłazić!- wydarłam się i szybko podniosłam z podłogi.
-No to na razie! – usłyszałam i po chwili trzaśnięcie drzwiami. No to pięknie polazł sobie, jak wróci to będzie miał przesrane już ja tego dopilnuje. Dobra chwila musze ogarnąć mózg bo coś jest nie tak.. a no tak zapomniałam, że tylko jestem w Rosji i nie wiem jak wrócić do domu. Banalna sprawa. Wracam do łóżka. Powlekłam się z powrotem na materac . Przykryłam się kołdrą następnie wygładzając ją pedantycznie. Kurde mi coś chyba na mózg padło a może jakimś bakcylem się zaraziłam czy coś… Dobra lepiej tak o tym nie myśleć, leżenie szkodzi mi na głowę.
Wstałam i wzięłam szybki prysznic na otrzeźwienie. Spojrzałam w lustro z kwaśna miną przyglądając się sobie. Mogłabym swobodnie robić za zombie. Tak, ta rola jest mi chyba życiowo przypisana… ciekawe co Królewscy sobie robią w Madrycie, pewnie nawet nie zauważyli, że mnie nie ma znając ich wolny zapłon.
Załatwiłam całą poranna toaletę i usiadłam na parapecie wpatrując się tempo w widoki za oknem.
Chciałam już do domu, nie podobało mi się tutaj. Może gdybym tu przyjechała z trochę bardziej ogarniętym grafikiem to byłoby inaczej ale w takiej formie jak teraz to ja dziękuję.


-A jak...- zaczął po raz setny Iker za co dostał w łeb od Ramosa.
-Przynudzasz.- podsumował Sergio. – pomyślmy logicznie..
-Logicznie to ty będziesz myślał jak jej nie sprowadzimy do końca tygodnia do Madrytu.
-Mamy jeszcze kilka dni więc w czym problem?
-Dosyć, skoro jest w Rosji, jeżeli to w ogóle możliwe to musiała się tam jakoś dostać, nie? – podsunęła Katina bawiąc się włosami.
-No co ty, na piechotę poszła…
-Ej no daj spokój ja tu próbuję coś wymyśleć, helooł?!
-Dobra jedziemy na najbliższe lotnisko.

-No więc czy widziała pani tę oto dziewczynę? Niska szatynka , towarzyszył jej pewnie wysoki brunet. – mówił Cristiano wciskając kobiecie zdjęcie pod nos.
-Przykro mi ale nie mogę udzielać takich informacji.- odpowiedziała.
-No ale to jest bardzo, ale to bardzo ważne, naprawdę. – kontynuował Aveiro patrząc na nią błagalnie.
-Niestety, ale nie mogę panu pomóc…
-Nie widzi pani kim jestem? Nazywam się Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro, chyba może mi pani powiedzieć? – wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem.
-Aha. – mruknęła. Portugalczyk wywrócił oczami i zaczął pstrykać palcami w blat.
-Nie!
-Co nie? – spytała kobieta podnosząc wzrok znad monitora.
-Słuchaj… - popatrzył na plakietkę z jej imieniem i nazwiskiem. – Mary, od tych informacji zależy nasze życie, czy możesz mi ich udzielić? Mogę dać autograf, są cenione na rynku…
-Materialista – wywróciła oczami Katina.
-Cicho, już prawie wyszło! – uciszył ją i odwrócił z powrotem do pracowniczki lotniska. – A więc? – spytał z błyskiem w oku uśmiechając się szarmancko. Kobieta westchnęła z rezygnacją.
-A więc kogo szukamy?
-Czy taka osoba jak Wirginia Mourinho była tutaj dwa dni temu?
-Chwila, sprawdzę. – mruknęła i wpisała coś na klawiaturze. – jest. – zakomunikowała. – Rosja, Petersburg, bilet w jedną stronę. Pamiętam ją, dziwna była, przyszła z jakimś mężczyzną i wyglądali jakby byli na prochach… - powiedziała sceptycznie.
-A ja myślałem, że ona na nic głupszego niż uciekanie do Barcelony nie wpadnie. – jęknął Aveiro przejeżdżając ręką po twarzy. Dziękuje pani bardzo, przyśle do pani koszulkę z moim podpisem, a teraz poproszę trzy bilety do yy tego Petersburga.
-Ej no, dlaczego trzy, a ja? – prychnęła Katina.
-Ta tylko ciebie nam tam brakuje, nie chce mieć drugiej na sumieniu. – uciął Ronaldo.
-Idiota. – syknęła i skierowała się w stronę wyjścia.
-No cóż tak będzie lepiej. – westchnął Iker. -Chwila! Katina czekaj! – wydarł się. Szatynka odwróciła się ze złością i spiorunowała go wzrokiem.
-C0?!
-Daj mi ten numer
-Jaki? Aaaa już ogarniam czekaj. – wyciągnęła telefon i podyktowała mu ciąg cyfr.
-Dzięki, teraz możesz już iść- powiedział z zadowoleniem.
-Dzięki za pozwolenie. – wywróciła oczami.

-Długo masz zamiar tak leżeć?
-Aż do śmierci. – mruknęłam nie otwierając oczu.
-Ej no to co ja będę wtedy robił? – jęknął Oliver. Uniosłam powieki i spojrzałam na niego wymownie.
-No nie wiem znajdź sobie jakąś Rosjanke, podobno są dobre w łóżku. – ucięłam.
-Nie tak jak Hiszpanki. – odpowiedział uśmiechając się tajemniczo.
-Nie wiem, nie jestem Hiszpanką to ci nie powiem. – pokazałam mu język.
-No racja, przecież ty Portugalka. – zaśmiał się.
-Więcej nie próbuj zabłysnąć wiedzą bo polegniesz mówię ci. – zachichotałam i rzuciłam w niego poduszką.
-ha ha ha bardzo śmieszne – prychnął i wywrócił oczami. Uniosłam nieznacznie kąciki ust w rozbawieniu.
-No ja wiem. Ciekawe czy Katina odsłuchała moją wiadomość…- zastanawiałam się na głos marszcząc brwi.
-Nie ogarniam kto to, ale dobra. Jak ci twoi kochasie nas znajda o już mogę się pożegnać z życiem.
-Ej! To nie są moi kochasie! – prychnęłam podnosząc się gwałtownie.
-Dobra, dobra, już się nie unoś, żartowałem. – pocałował mnie w policzek i przytulił do siebie. – nie dam ci tu siedzieć do końca życia ciołku. – mruknął. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Cieszę się. Tu jest tak zimno i okropnie. – wzdrygnęłam się.-I pingwiny są…
-Gdzie ty tu pingwiny widziałaś? Może mamuty jeszcze! – parsknął śmiechem.
-Nie, pingwiny tylko. Tak mi się tu kojarzy wszystko z pingwinami…
-Debil z ciebie, wiesz?
-Wypluj to, już! – rozkazała śmiejąc się.
-Już się nie złość. – zmierzwił mi włosy. Spojrzałam na niego wymownie, ale po chwili uśmiechnęłam się figlarnie.
-Ależ ja się nie złoszczę. – powiedziałam.
Do pokoju weszła recepcjonistka. – telefon do pani. – powiedziała łamaną angielszczyzną. Wymieniłam znaczące spojrzenia z Oliverem i wyszłam za Rosjanką.
-Halo? – mruknęłam do aparatu.
-Gin ty idiotko! – odsunęłam słuchawkę jak najdalej od siebie. Nie możliwe. Przysunęłam ją z powrotem do ucha.
-Kto mówi? – spytałam niepewnie. Usłyszałam jedynie szelest.
-Gin? – ten głos był spokojniejszy bardziej troskliwy.
-Nie, ksiądz.
-Żyjesz jeszcze? nie zgwałcili cię tam? nikt cię nie porwał? nie jesteś ranna?
-Mam odpowiadać na wszystko od początku? – jęknęłam.
-TAK!
-No więc żyję, obeszło się bez ran miażdżonych ani szarpanych, jedynie mam uraz psychiczny przez gościa ze spluwą..
-Jaką spluwą?!
-Mogłam nie mówić…
-Gadaj bo powiem ojcu, że znalazłaś sobie pięćdziesięcioletniego faceta  i masz  z nim dziecko!
-Że co? Co ty pierdolisz, ale dobra lepiej nie ryzykować.
-No raczej.
-Ale słuchaj, Iker, nie?
-Tak Iker, masz już sklerozę po dwóch dniach?!
-Ej no spokojnie już się nie unoś to tylko gościu ze spluwą był, a więc mam jedną prośbę: Zabierz nas stąd bo nie wyrobię!
-Oni cię tam torturują?!
-Nie Iker! Ogarnij się, nic mi nie robią, po prostu tu jest tak zimno i strasznie. Proszę cię!
-Bo my jesteśmy w Petersburgu.
-Że co?!
-No tak! Gdzie ty jesteś?
-A ja nie wiem w jakimś hotelu czy coś…
-Ahh dzięki za treściwe informacje.
-Iker no.. serio nie wiem, spytaj tej facetki od recepcji… A w ogóle to z kim jesteś?
-No wiec tak z Crisem i Sergio.
-Zabrałeś Aveiro?! Tego kretyna! Nigdy przenigdy, z nim tu nie!
-Gin nie zachowuj się jak dziecko.
-Nie zachowuje się po prostu nie chce go oglądać na oczy. SERIO!


-Dobra, zobaczy się, daj mi tą recepcjonistkę.
-Dobra bierz gadaj i rób tam co chcesz, Sayonara. – mruknęłam i wcisnęłam słuchawkę Rosjance.
Ruszyłam szybkim krokiem do pokoju z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Super, wszędzie ten pieprzony Portugalczyk. A ja chciałam się odizolować i to na serio. Dobra może mało błyskotliwie to zrobiłam, ale liczą się chęci, prawda?
-Królewscy robią odsiecz, ciesz się życiem puki możesz – poinformowałam Olivera. Spojrzał na mnie z dezorientacja.
-Ale, ze co?
-Pstro, Iker tu jest. – powiedziałam czesząc włosy.
-Ale, że gdzie? – odparł.
-No, że tu, Rosja, Petercośtam.
-Ty nigdy nie nauczysz się wymawiania tego czy ci się nie chce?
-To drugie.
-Mogłem się domyśleć. – parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego z błyskiem w oku.
-Jasnowidz się znalazł. – pokazałam mu język.
Bałam się tego spotkania  i to tak na poważnie. To chyba gorsze do tego pamiętnego dnia na Camp Nou. Zawsze panikuje w takich sytuacjach unikam odpowiedzialności. Ale ona spada na mnie podwójnie na sam koniec.
-No ba, nie wiedziałaś? – uśmiechnął się tajemniczo.
-Przykro mi nie domyśliłam się wcześniej.
-Zmieniłaś się. – powiedział. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ja? – spytałam Wydawało mi się, ze zachowuje się tak jak zawsze. – znasz mnie zaledwie kilka dni.
-Racja, ale na początku zachowywałaś się inaczej, albo ja źle dedukuję. – wyjaśnił poważnie.
-Nie wiem, nie znam się na sobie.
-Jesteś nieprzewidywalna. – podsumował z uśmiechem.
-To akurat wiem. I to mnie właśnie przeraża najbardziej.. – pomijając Crisa Aveiro – dodałam w myślach.
-Ale ja i tak cię lubie. – Przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego z zadowoleniem. Było mi dobrze.
-Ja nie będę ci mówić, że też cie lubię bo zapeszę. – mruknęłam.
-Ja i tak wiem, ze tak. – zaśmiał się i odgarnął mi włosy z twarzy.
-Jasnowidze tak maja. – zachichotałam
-mhmm.
-Nie mrucz mi do ucha bo to łaskocze. – zaśmiałam się.
-Z tobą to normalnie zero romantyzmu. – powiedział z udawanym smutkiem.
-Tak, bezuczuciowa ja. Już to słyszałam. – odparłam z powaga, aż dziwne. Od kiedy ja mówię cos z powagą, ale dobra, wolę  o tym nie myśleć, bo to też mi na dobre ostatnio nie wychodzi. Niedługo zacznę gadać do siebie, jak już tego nie robię. Dobra, to głupie.
-Dokładnie tak. – potwierdził.
-Jestem zombie, zabije się.- zaśmiałam się. – czekaj muszę się ogarnąć, bo yy tego no.  Nie ważne. – plątałam się – idę do łazienki, jak nie będę wychodzić to znaczy, że się utopiłam w wannie.
-Bredzisz dzisiaj od rzeczy. Ty przypadkiem nie masz gorączki? – Oliver spojrzał na mnie podejrzliwie  i położył mi rękę na czole.-Ruskiej wódki się napiłaś czy co?
-Jeszcze nie. Ej właśnie jak już tu jesteśmy to musimy…
-NIE! Miałaś więcej nie pić. – wszedł mi w słowo . Spojrzałam na niego jak na Jose kiedy powiedział mi, że mam mieć nianię tego pamiętnego dnia .
-Kiedy to było…
-Wczoraj? Jak nie dzisiaj… - odpowiedział po chwili namysłu.
-Dobra, nie było pytania.


~`~

Jutro ważny mecz!! Musimy wieżyc w Królewskich jak nigdy damy rade wygrac ten mecz na pewno! Hala Madrid! Przyczyny nieobecności wyjasnie pod następną notka bo tak na szybko dodaje. Przepraszam naprawdę za tę długą przerwę ;c