niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 10 - "Konfrontacja"


Spojrzałam sceptycznie w lustro analizując każdy element mojej stylizacji. Nie, nie idę na żadną imprezę… po prostu coś mnie pokusiło, żeby zobaczyć jak Królewscy poradzą sobie z Barcą w Derbach. Może to nie najlepszy pomysł, żeby spotkać się z „Los Blancos”, a w szczególności gdy nie daje się znaku życia od pół roku. Tak, mówię o sobie. Sześć miesięcy bez kontaktów z ojcem i  piłkarzami, musza być nieźle wkorzeni, no ale nic na to nie poradzę, tak zdecydowałam. W sumie, to jest trochę nudno, a nawet trochę bardzo. Dom, praca, dom, praca i tak w kółko.  Sprawdziłam, czy nie zgubiłam biletów i wyszłam z domu. Miałam blisko do Camp Nou więc dotarłam w kilka minut. Było tłoczno. Moje miejsce znajdowało się  niedaleko ławki rezerwowych. Ja kto dobrze, że tu jest tyle ludzi, może mnie nie zauważą i nie będę musiała znosić wymówek. Miałam na sobie koszulkę  taką sama jak zawodnicy Realu Madrid, tyle, że zamiast nazwiska widniało moje imię i nazwisko - prezent urodzinowy z zeszłego roku.
Dobra, myślałam, ze znowu zacznę obgryzać paznokcie, jeśli w międzyczasie nie zejdę na zawał, bo Królewscy nie szaleli zbytnio… Przy drugim golu dla Barcy strzelonym przez Alvesa, miałam ochotę walnąć głową w ścianę, a potem iść tam do nich i powiedzieć to co myślę… po prostu zależało mi na tym, żeby wygrali, a na razie mecz kierował się ku porażce Galaktycznych. W momencie, kiedy sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy ruszyłam w stronę barierek przy murawie, nie powiem, że było łatwo. Zewsząd napierał na mnie tłum rozognionych fanów, masakra. Bałam się, ze zanim dotrę do celu, zostanę zmiażdżona. Zanim ktokolwiek zauważył wyskoczyłam na boisko i pobiegłam w stronę ławki rezerwowych. No dobra, na ochroniarzy nie musiałam długo czekać. Miałam jedynie szczęście, ze Iker właśnie schodził z bramki i jakimś cudem skapnął się kim jestem, a konkretnie stał tak przede mną z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie dowidział.
-Wiesz Iker, nie chce ci przeszkadzać, ale mógłbyś im powiedzieć żeby mnie puścili, bo zaraz zrobi się z tego wielka afera . – warknęłam próbując wyrwać się dwóm osiłkom, którzy niewzruszenie próbowali ściągnąć mnie z pola widzenia kibiców.
-Zostawcie moja córkę idioci! – usłyszałam za sobą. O nie… nie dobrze. Ochroniarze odsunęli się posłusznie, a ja teatralnie poprawiłam koszulkę.
-Ymmm… Cześć. – powiedziałam uśmiechając się nerwowo. Po minie trenera wywnioskowałam, że lepiej by było jakbym się stąd ewakuowała, ale zanim zdążył cos powiedzieć zawołał go ktoś ze sztabu szkoleniowego i musiał iść. Co się odwlecze to nie uciecze niestety. Na szczęście Iker ogarnął się w końcu i po prostu przytulił mnie do siebie. Nie wiem skąd ten nagły przypływ czułości.
-Idiotka.- powiedział puszczając minę. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Musiałam wyjechać.- odparłam smutno. – Coś mi do głowy strzeliło i tyle, a jakbym wam powiedziała, to byście mnie zamknęli w izolatce, albo jeszcze gorzej. Wasze pomysły są czasem przerażające. – wyjaśniłam bawiąc się bransoletkami.
-Tu się nie mylisz. – rzucił poważnie. -Chodź stąd bo zaraz redaktorzy Asa nas dorwą i będzie kiepsko. Ale wiesz, że to nie było śmieszne. Więcej tak nie znikaj. – westchnął i zaprowadził mnie do szatni Madridistów.
-Nie wracam do Madrytu. – powiedziałam grobowym tonem, gdy zeszliśmy z murawy. Teraz to było bardziej bolesne niż wcześniej.
-Tego zdążyłem się domyśleć, inaczej przyszłabyś na poprzedni mecz na Santiago Bernabeu, nie tutaj. – popatrzył na mnie wymownie.
-Ej no, ja tu próbuje być nieprzewidywalna, a ty i tak mnie rozgryziesz. – prychnęłam. On zawsze wie co ja chce zrobić…
-Bywa. Ale nie próbuj znowu kombinować bo nie chce mi się ciągle odciągać Mou od różnych dziwnych pomysłów, może nie będę ci mówił jakich. I tak już mu zaczynam podpadać.
-Dobra, nie mów. I tak nie chce wiedzieć chyba. Ale nie wchodzę do waszej szatni! – rzuciłam z uparta miną. Nie chce mi się oglądać „niektórych osób” w takim momencie. Nie planowałam w ogóle się z nikim z Królewskich spotykać.
-Jak chcesz. Nie będę cię zmuszać, ale jeżeli teraz zwiejesz to ostrzegam, że cię znajdę i na serio zamknę w izolatce – uśmiechnął się chytrze
-Tak, tak Ikuś. Znajdziesz i zamkniesz, załapałam. – parsknęłam śmiechem. Spojrzał na mnie z zastanowieniem.
-Jakaś taka spokojna jesteś, co oni ci tu zrobili. – westchnął. Widać nie zmieniłam się tylko z wyglądu. Sama nie widzę różnicy… no może pakuje się w mniej dziwnych sytuacji, ale na to to akurat nie będę narzekać.
-Oj, nie przesadzaj. Jestem taka jak wcześniej nie widzisz? Spójrz na mnie. – powiedziałam robiąc teatralny wyszczerz.
-Dobra, teraz już mam pewność, że cię nie podmienili, bo tak głupich min to nikt nie umie robić. – spiorunowałam go wzrokiem marszcząc brwi.
-Nie no, żartuję. Wybacz, ale chce iść pod prysznic. Jak chcesz to możesz iść ze mną. – odparł z błyskiem w oku.
-Ja tu sobie lepiej postoję z dala od Królewskich. To wyjdzie nam wszystkim na dobre. – zaśmiałam się i usiadłam na ławce.

Mecz zakończył się remisem, czyli nie tak źle. Druga połowę przesiedziałam w holu tępo wpatrując się w ścianę. Nie chciałam wychodzić, nie teraz. Może w ogóle. Tak wiem, jestem tchórzem. Poczekałam, aż wszyscy kibice opuszczą stadion i wyszłam na zewnątrz.
-Gin? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam  Crisa, który patrzył na mnie jakby nie był pewny, podobnie jak wcześniej Iker, z kim ma do czynienia.
-Nie, żadna Gin – odpowiedziałam spokojnie.
-Może jednak? – Dopytywał się przyglądając mi się uważnie. No nie mogę, czy oni na serio są aż tacy tępi? Jedyna różnica w moim wyglądzie jest to, że teraz włosy sięgają mi do połowy pleców i już ich nie prostuję. Może te pół roku wyczyściło im pamięć, nie wiem co innego mogłoby być przyczyną.
-Daj spokój, Cris, nie mam nastroju do kłócenia się z ludźmi. – rzuciłam i skierowałam się w stronę samochodu.
-Ej no, Mała, co oni ci tam zrobili?– dogonił mnie i przyjrzał mi się podejrzliwie.
-Zrobili mi pranie mózgu.  – odpowiedziałam zgryźliwie.
-Na to wygląda. – przyznał poważnym tonem.
-Przecież żartuję. – jęknęłam. Niech nie zaczyna znowu swoich wywodów bo się zabiję chyba. Nie dzisiaj, nie tutaj.
-No co ty, nie zauważyłem. – prychnął. Wywróciłam oczami i chciałam wsiąść do auta, ale ten idiota oparł się o drzwi
-Odsuń się, Aveiro, nie chce ci zrobić krzywdy. – spiorunowałam go wzrokiem. Chciałam jak najszybciej się stąd wynieść, zanim reszta Królewskich wysypie się ze stadionu.
-Ty? MI?! Pff, też coś. Chyba ja tobie. – parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego wymownie. – Teraz nie masz jak wrócić do swojego uroczego mieszkania w Barcelonie.
-Wielki problem, pójdę pieszo. – uśmiechnęłam się złośliwie –Poza tym, skąd wiesz, ze tu mieszkam? – Spytałam podejrzliwie.
-Doszedłem tego prostą metodą dedukcji. – wyjaśnił.
-To ty tak umiesz w ogóle?
-Dzięki, Gin. – prychnął obrażonym tonem.
-Proszę bardzo.- odpowiedziałam przymilnie. – A teraz wybacz, ale muszę iść. – dodałam wchodząc z powrotem na Camp Nou. Wiedziałam, że pójdzie za mną. Ruszyłam korytarzem szukając jakichś otwartych drzwi. Chwila.. ja chyba wcześniej byłam po drugiej stronie. Dobra tam, pewnie mam zwidy. Dobra, jest szatnia, lepsze towarzystwo wszystkich Królewskich niż tego jednego barana, ze tak powiem. Otworzyłam drzwi i zamknęłam za sobą. Uff… po wszystkim. Odwróciłam się z satysfakcją i stanęłam osłupiała. Nie może być, aż tak głupia nie jestem!
-Eee… Cześć wszystkim – powiedziałam, kiedy już pozbierałam szczękę z ziemi. –Chyba pomyliłam się o kilka numerów… - jęknęłam cicho.
Zamiast w szatni Madridistów znalazłam się w tej przeznaczonej dla Barcelony, szkoda, że nie posiadam możliwości znikania . Wprawdzie było tam zaledwie kilku piłkarzy, których rozpoznawałam z wyglądu.
-Cześć Wirgie. – odpowiedział jeden z nich, zdaje się, że Fabregas.
-eee, ty skąd… - zająkałam się.
-Koszulka. –  uśmiechnął się z rozbawieniem.
-A tak.. zapomniałam. – wywróciłam oczami.
-Co skłoniło córkę Mourinho do odwiedzenia naszej szatni? – Zapytał wysoki brunet stojący za Cesc’em.
-Może nie będę mówić, ale już się ewakuuję. – rzuciłam szybko odwracając się na pięcie. – Będę musiała skonfrontować się ponownie z tym idiotą. – jęknęłam.
-Nie no jak chcesz to możesz zostać, my się na pewno nie pogniewamy. – zaproponował Valdes.
-Co ty nie powiesz. – zaśmiałam się. – Pamiętajcie kim jestem – dodałam z błyskiem w oku.
-Eee… szatynką z niebieskimi oczami? – zasugerował błyskotliwie Fabregas .
-Zadziwiające! Jak na to wpadłeś? – spojrzałam na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
-Nieodrodna córeczka tatusia. – podsumował mnie Gerard, na co jego koledzy parsknęli śmiechem.
-Dobra, miło było, ale ja spadam, zanim oni mnie dorwą. – powiedziałam już na poważnie. Wiedziałam, ze Cris pójdzie do Ikera, a Iker to już strach się bać co wymyśli…
-A kto konkretnie? – zapytał Valdes.
-Nie chcesz wiedzieć, na serio. – stwierdziłam zgodnie z prawdą. W tym samym momencie, kiedy położyłam dłonie na klamce, drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wpadło dwóch dobrze mi znanych piłkarzy… zapewne domyślacie się kto. Tak, mr.  Aveiro i mr. Casillas. Z tym, ze ten pierwszy zatrzymał się na progu i spojrzał niechętnie na Katalończyków. Spróbowałam niepostrzeżenie wycofać się za Cesca, ale tym samym pogorszyłam jeszcze bardziej swoją sytuację. Zachowuję się jak dziecko. Żenada. Ja, Wirginia Mourinho boję się konfrontacji z Ikerem.
-W ogóle cię nie widzę- powiedział podirytowany. –Miałaś nie znikać. – dodał wymownie.
-Ups, chyba mi to umknęło. – odparłam tempo.
-Cris, powiedz jej coś… - jęknął kapitan Królewskich przejeżdżając ręką po twarzy.
-Gin, nie ładnie przedrzeźniać starszych. – rzucił Ronaldo ze złośliwym uśmieszkiem.
-Dzięki, kretynie. – prychnął Hiszpan. – może zamiast chować się za drzwiami wszedłbyś do środka? – dodał przymilnie.
-Do tych symulantów? Nigdy w życiu! – oburzył się opierając o framugę.
-Stul pysk portugalski lalusiu. Nikt cię tu nie zapraszał. – warknął Fabregas .
-Licz się że słowami hiszpański nie dorobie.- odgryzł się Aveiro. Patrzyłam na nich z dziwnym wyrazem twarzy. Na serio, z kim ja się zadaje.
-Zaraz twoje śliczne ząbki wylądują na podłodze. – wysyczał  Cesc .
-Spróbuj tylko mnie dotknąć to zobaczysz gwiazdki – prychnął Portugalczyk.
Korzystając z zamieszania wymknęłam się na korytarz i ruszyłam w stronę wyjścia.