Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się
leniwie. Nie ma to jak bezstresowy poranek w swoim łóżku…. Chwila! Przecież ja
nie jestem u siebie w domy, tylko… właściwie to ja nie wiem gdzie i to jest
właśnie przerażające. Lepiej o tym nie myśleć chwilowo. Wyślizgnęłam się z
pościeli i podeszłam do szafy stojącej w rogu pokoju. Nie znalazłam tam nic
ciekawego poza gromadką cuchnących futer, fuj! No ale dobra, w takich
okolicznościach nawet to lepsze od mojej sweet sukienki wprost idealnej na
minusowe temperatury. Otworzyłam okno i wyrzuciłam te bomby naturalne na
zewnątrz by się przewietrzyły i z powrotem wpakowałam się do łóżka. Oliver
sobie spał w najlepsze, temu to dobrze.
Wpatrywałam się tempo w sufit
rozmyślając nad minionymi dniami, gdy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi.
Wstrzymałam oddech i zacisnęłam dłonie na kołdrze. Skrzypienie podłogi
zaalarmowało mnie, że nieznajomy osobnik zbliża się do nas. Wdech i wydech, ja
wcale nie wariuję, ale… zarwałam się z materaca i o mało nie zderzyłam się z lufą
jakiegoś dziewiętnastowiecznego karabinu, trzymanego przez jakiegoś
zarośniętego faceta w puchatej czapie. Zaczęłam piszczeć, zgarnęłam lampkę ze
stolika, przywaliłam mu w łeb i zwaliłam
Olivera z łóżka sama nurkując za nim.
-Co ty robisz, dzieciaku. – jęknął
łapiąc się za głowę, którą przywalił w szafkę. Odpowiedziałam tylko „bierz
futra” i wylazłam szybko przez okno ciągnąc go za sobą i łapiąc po drodze
torebkę i buty. Zamachowiec podniósł się z ziemi i zaczął drzeć się do nas po
rusku, jednak my już byliśmy już przy drodze.
-Ja pierdole co to za kraj! –
jęknęłam siadając na ziemi.
-Ciekawe kto wpadł na pomysł, żeby
tu jechać. – marudził Oliver. Spojrzałam na niego wymownie.
-No chyba nie ja! – prychnęłam
biorąc jedno z futer i przyglądając się mu uważnie, nadal cuchnęło, ale lepsze
to niż zamarznięcie. Narzuciłam je na siebie i szczelnie zapięłam. Było trochę
za duże i ciągnęło się po ziemi, ale przynajmniej trochę grzało skórę.
-Dobra, ja nic nie mówię. – odparł i
poszedł w moje ślady naciągając na siebie to cholerstwo.
-Nie no jakby Królewscy nas teraz
zobaczyli. – zaczęłam ze śmiechem i wyobraziłam sobie minę Ramosa.
-Gdybyśmy mieli jakiś sprawny telefon to bym zrobił pamiątkową fotkę, ale wiesz, w tych okolicznościach. – odparł puszczając mi oczko.
-Gdybyśmy mieli jakiś sprawny telefon to bym zrobił pamiątkową fotkę, ale wiesz, w tych okolicznościach. – odparł puszczając mi oczko.
-Tak, ciekawe czy my w ogóle
dożyjemy wieczora. Czy ja mam zwidy czy tam jedzie jakiś samochód? – spytałam
wskazując na drogę. Popatrzeliśmy na siebie porozumiewawczą i rzuciliśmy w
kierunku jezdni, znaczy kto się rzucił ten się rzucił bo ja w tych szpilach to
poruszałam się z prędkością pół kilometra na godzinę i już nie czułam stóp!
Oliver ustał na środku i zaczął
machać rękami toteż kierowca był zmuszony się zatrzymać. Wychylił się przez
okno i zaczął gadać coś po rusku. Doczołgałam się do nich i zaczęłam pokazywać
na migi.
-My- nie być – stąd – wymachiwałam
rękami. –English!
-Aaa English, Aleksiej… - powiedział
i zniknął we wnętrzu samochodu.
-Tak, tak Gin, my nie być. – śmiał
się brunet za co dostał po głowie.
-Może ty lepiej wyjaśnisz, co? –
prychnęłam.
-Nie wiesz, nie będę ci przerywać,
dobrze ci idzie. – wyszczerzył się do mnie. Pokazałam mu język i spojrzałam na chłopaka, który wysiadł z
auta, pewnie ten Aleks… Aleksi.. Alek… dobra nie ważne.
-Jesteście z Anglii? – spytał po
angielsku.
-Nie, z Hiszpanii, ale mówimy w tym
język. – odparłam z uśmiechem, zadowolona ze w końcu mogę się z kimś dogadać. –
Możecie nas podwieźć do najbliższego miasta? Możemy zapłacić.
-Jedziemy właśnie do Petersburga. –
poinformował nas – czekajcie… - dodał i powiedział coś po rosyjsku do ojca.
-możecie wsiadać – oznajmił po chwili. Wpakowaliśmy się za nim do samochodu. Oprócz
chłopca i mężczyzny była tam jeszcze pulchna kobieta.
Podróż mijała nam przyjemnie w
milczeniu do puki nie włączyli jakiś ruskich hitów i nie zaczęli ich śpiewać.
-Kalinka, kalinka, kalinka moja! W
sadu jagoda malinka, malinka moja! Ach, pod sosnoju, pod zielonoju, Spat
położytie wy mienia!
Siedziałam wciśnięta w siedzenie z
grobową miną.
-Zabierzcie mnie do psychiatryka. –
jęknęłam cicho.
-Kalinka, Kalinka, Kalinka maja! –
zaczął Oliver. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Nie zachowuj się jak Ronaldo,
proszę cię. – wysyczałam przez zęby.
-Chciałem cię tylko trochę
powkurzać. – zaśmiał się mierzwiąc mi włosy.
-Wy wszyscy to tak kochacie.
–odparłam wywracając oczami. – Daleko jeszcze? –spytałam po angielsku.
-Jakieś dwie godziny drogi.
-Pierdole.
-Kto z was widział moją córkę? –
spytał Jose Mourinho chodząc tam i z powrotem wzdłuż linii autowej. Wszyscy
piłkarze Realu Madrid podnieśli ręce.
-Inaczej, kto z was ostatnio widział
Gin. – wywrócił oczami. Około połowa teamu się zgłosiła.
-Dobra, ostatnie pytanie. Kto
wczoraj widział moją córkę? – z szeregu wystąpił Ramos, Ronaldo, Casillas i
Pepe.
-Ty, ty, ty i ty do mnie! – warknął
trener, odwrócił się na pięcie i skierował do tunelu. Piłkarze ruszyli za nim z
niewyraźnymi minami.
-Jakby co przyjdę na wasz pogrzeb. –
rzucił Kaka.
Królewscy weszli za Mou do jego
gabinetu i ustawili się w rządku przed biurkiem.
-Jak wiecie Gin zniknęła, po prostu
wyparowała, nikt nie wie gdzie jest…- zaczął Portugalczyk siadając w fotelu.
-Ostatnio jak zniknęła na pół roku
to się pan jakoś nie przejmował zbytnio – prychnął mr. Aveiro .
-Cisza! A co do tamtego to doskonale
wiedziałem gdzie jest.
-A jak się pytaliśmy to nie, ja nic
nie wiem… - oburzył się napastnik.
-Nie zaczynaj Ronaldo! – uciął
trener. – Wracając do tematu, co macie na swoje usprawiedliwienie.
-Ale o co chodzi? – zaczął Ramos za
co dostał po głowie od Casillasa.
-Idioci! Iker ty na pewno się z nią
widziałeś.
-Zgadza się, ale to trochę bardziej
skomplikowana sprawa.
-Wcale sobie nie pomagasz. – szepnął
Kepler.
-No wiec proszę o szczegóły. –
rzucił Jose głosem nie znoszącym odmowy.
-Znaczy się ja nie pamiętam do
końca…
-Jak to Nie pamiętasz?! – wszedł mu
w słowo trener.
-Daj mi dokończyć – wypalił
podirytowany kapitan Królewskich. – No więc ostatnio kiedy ją widziałem, to
jak Cris… wrzucił ją do basenu…
-RONALDO! Czemu wrzuciłeś moją córkę
do basenu?!
-A czy to ma jakieś znaczenie? –
odpowiedział bezbarwnym tonem wlepiając oczy w ścianę. – Pewnie ten cały Oliver
ją porwał i będzie żądać okupu.
-Jaki Oliver?
-Sąsiad. – powiedzieli w jednym
momencie Iker i Cristiano.
-Nie no wy to macie pomysły. Znając
Gin zrobiła sobie nieplanowana wycieczkę do ciepłych krajów. – wtrącił się
Sergio.
-Przecież Hiszpania to też ciepły
kraj matole. - prychnął Ronaldo.
-No w sumie. Koniec tematu.
-Iker, wysłałem cię tam żebyś jej
pilnował, a nie ciągnął na imprezy! – zaczął mr. Aveiro piorunując wzrokiem
kolegę z drużyny.
-Wcale jej tam nie ciągnąłem, sama
chciała! Przecież wiesz, ze zawsze zrobi to co chce.
-NA JAKĄ IMPREZĘ?! – wydarł się
Mourinho. Mężczyźni przerwali na chwile dialog i spojrzeli na niego ze
zdziwieniem.
-Ale, że co?
-Jesteście najmniej odpowiedzialnymi
ludźmi jakich znałem! – warknął Jose .
-To nie nowość. – wtrącił Pepe.
-Dobra Iker, gdzie jest do cholery
moja córka?!
-No więc tego, no, tak się trochę
nam zgubiła tam….
-Dobra, jak nie znajdziecie jej do
końca tygodnia to wiedzcie, ze macie przesrane. A teraz zejdźcie mi z oczu. –
westchnął Mourinho przejeżdżając ręką po twarzy.
-Ja chyba jestem w piekle. –
jęknęłam wysiadając z Auta i chwiejąc się na nogach. Oliver wcisnął facetowi kasę i podszedł do
mnie z ponura miną. Znajdowaliśmy się w centrum miasta. Ekspedienci w sklepach
powinni umieć mówić po angielsku w jakimś dużym centrum handlowym. Właśnie
takowe znajdowało się przed nami. Ściągnęłam te cuchnące coś z siebie, wwaliłam
do pojemnika z odpadami i z prędkością światła wpadłam do budynku. Zapewne
wyglądałam jak zombie, miałam nadzieję, że nie spotkam znajomych, ale kto z
nich jechałby do Petersburga? Też nie wiem.
Dzięki ci Boże, za to kartę
kredytową tatusia! Módlmy się żeby nie zablokował mi środków.
Odwiedzałam kolejne salony dopóki
nie znalazłam ekspedientki porozumiewającej się w jakimś cywilizowanym języku
(czyt. Angielski, hiszpański, portugalski, czy tez francuski). Kupiłam sobie kilka przydatnych rzeczy (
podobnie jak Oliver) w tym ciepłą skórzaną kurtkę i buciki. Jak to dobrze w
końcu mieć na sobie coś normalnego. Zatrzymaliśmy się w jakimś hotelu…. Wróć!
Hotel to na pewno nie był, prędzej ośrodek do obłąkanych, a przynajmniej na
takowy wyglądał ale ja w ogóle nic nie mówię! Nie mieliśmy innych ofert.
Rosja….
Może trochę przesadziłam, bo w
środku urządzony był w miarę gustownie. Dogadaliśmy się z ekspedientką i
wynajęliśmy pokój… Wzięliśmy ten najtańszy bo przecież musieliśmy zaoszczędzić
kasę na powrót, chociaż obawiam się, że nie starczy nam to na niego... W sumie
ledwo daliśmy radę zapłacić, za najtańsze ciuchy.
-Dobra, ale co teraz? – spytałam
kładąc się na łóżku i wbijając wzrok w sufit.
-No wiesz jest wiele opcji.
-Tak, tak wiem, ale chodzi mi o
konkrety. – powiedziałam spoglądając na niego wymownie. Uśmiechnął się
tajemniczo i usiadł na brzegu materaca.
-Nic mi nie przychodzi do głowy–
podsumował i wyciągnął z kieszeni telefon?!
-Idioto ty cały czas miałeś
telefon?! – wydarłam się zaczynając szybciej oddychać. Spokojnie….
-Tak jakby ale i tak jest
rozładowany. – odpowiedział bez nuty przejęcia.
-No i dupa. Idę do recepcji, może
pozwolą mi skorzystać ze stacjonarnego.
– mruknęłam i wyszłam z pomieszczenia.
Za drobną opłatą dostałam pozwolenie. Na początku wybrałam numer Ikera,
ale kurde nie odbierał! No tak, od kiedy to piłkarze przyjmują połączenia od
nieznanych numerów? Tez nie wiem. By ich chyba zasypało. Dobra, ale może Ramos…
Wybrałam z pamięci, ale to również zakończyło się niepowodzeniem. Fuck.
Dobra, cicho, Katina! Moja ostatnia
nadzieja! Przygryzałam wargę wsłuchując się w sygnał połączenia.
-Cześć..
- o Cześć!
-…Zostaw wiadomość po usłyszani
sygnału. – kontynuowała automatyczna sekretarka. Boże, jestem idiotką. Dobra,
nagram się na pocztę.
-Katina ratuj jesteśmy u Ruskich nie
wiem konkretnie gdzie w jakimś Petercośtam! Powiedz chłopakom.
Cristiano Ronaldo leżał na łóżku
sypialni wpatrując się tempo w sufit.
-Weź się ogarnij w końcu… -
prychnął Iker patrząc wymownie na Portugalczyka.
-Czekaj, myślę… - uciął napastnik marszcząc brwi.
-W sumie sprawdziliśmy wszystkie
najbardziej prawdopodobne miejsca- dodał Hiszpan.
-Ej a może faktycznie ona pojechała
do ciepłych krajów…
-Ta kurwa może na Syberie jeszcze.
-Nie no na Syberie to nie, tylko
idioci pchają się na wczasy do Rosji.
-Zadziwiające. Sam bym na to nie
wpadł. –wywrócił oczami.
-A co ty taki nerwowy? – Ronaldo
spojrzał na swojego towarzysza.
-Odezwał się ten spokojny.
-Pierwszy raz udało ci się kogoś zgubić? – uśmiechnął się ironicznie.
-No wiesz, nie każdy ma aż tak
bogate doświadczenie w tej dziedzinie. – prychnął bramkarz obracając w dłoni
szklankę.
-Aż mi się przypomniała córka
Arbeloi…
-Biedne dziecko, pewnie do tej pory
ma traumę przez ciebie. – parsknął śmiechem Hiszpan. Cristiano spojrzał na
niego z dziwnym uśmiechem na ustach.
-No myślałem, że idzie za mną…
-Tak, tak, a przypomniało ci się
dwie godziny później, a policja zdążyła już ją odwieźć do domu. – podsumował Casillas.
-Oj tam, nie ważne. Kiedy to było. –
wywrócił oczami. W tym momencie odezwał
się domofon. Mężczyźni spojrzeli po sobie z zastanowieniem.
-No idź otwórz, to w końcu to twój
dom. – powiedział Iker po pięciu minutach.
-Aaa, racja, racja. – Portugalczyk otrząsnął
się i wyszedł z pomieszczenia. Podszedł do bramy z wciśniętymi do kieszeni
dłońmi.
-Hej Cris!