niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 17 - "Kto z was widział moją córkę?"


Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się leniwie. Nie ma to jak bezstresowy poranek w swoim łóżku…. Chwila! Przecież ja nie jestem u siebie w domy, tylko… właściwie to ja nie wiem gdzie i to jest właśnie przerażające. Lepiej o tym nie myśleć chwilowo. Wyślizgnęłam się z pościeli i podeszłam do szafy stojącej w rogu pokoju. Nie znalazłam tam nic ciekawego poza gromadką cuchnących futer, fuj! No ale dobra, w takich okolicznościach nawet to lepsze od mojej sweet sukienki wprost idealnej na minusowe temperatury. Otworzyłam okno i wyrzuciłam te bomby naturalne na zewnątrz by się przewietrzyły i z powrotem wpakowałam się do łóżka. Oliver sobie spał  w najlepsze, temu to dobrze.
Wpatrywałam się tempo w sufit rozmyślając nad minionymi dniami, gdy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam dłonie na kołdrze. Skrzypienie podłogi zaalarmowało mnie, że nieznajomy osobnik zbliża się do nas. Wdech i wydech, ja wcale nie wariuję, ale… zarwałam się z materaca i o mało nie zderzyłam się z lufą jakiegoś dziewiętnastowiecznego karabinu, trzymanego przez jakiegoś zarośniętego faceta w puchatej czapie. Zaczęłam piszczeć, zgarnęłam lampkę ze stolika, przywaliłam mu w łeb  i zwaliłam Olivera z łóżka sama nurkując za nim.
-Co ty robisz, dzieciaku. – jęknął łapiąc się za głowę, którą przywalił w szafkę. Odpowiedziałam tylko „bierz futra” i wylazłam szybko przez okno ciągnąc go za sobą i łapiąc po drodze torebkę i buty. Zamachowiec podniósł się z ziemi i zaczął drzeć się do nas po rusku, jednak my już byliśmy już przy drodze.
-Ja pierdole co to za kraj! – jęknęłam siadając na ziemi.
-Ciekawe kto wpadł na pomysł, żeby tu jechać. – marudził Oliver. Spojrzałam na niego wymownie.
-No chyba nie ja! – prychnęłam biorąc jedno z futer i przyglądając się mu uważnie, nadal cuchnęło, ale lepsze to niż zamarznięcie. Narzuciłam je na siebie i szczelnie zapięłam. Było trochę za duże i ciągnęło się po ziemi, ale przynajmniej trochę grzało skórę.
-Dobra, ja nic nie mówię. – odparł i poszedł w moje ślady naciągając na siebie to cholerstwo.
-Nie no jakby Królewscy nas teraz zobaczyli. – zaczęłam ze śmiechem i wyobraziłam sobie minę Ramosa.
-Gdybyśmy mieli jakiś sprawny telefon to bym zrobił pamiątkową fotkę, ale wiesz, w tych okolicznościach. – odparł puszczając mi oczko.
-Tak, ciekawe czy my w ogóle dożyjemy wieczora. Czy ja mam zwidy czy tam jedzie jakiś samochód? – spytałam wskazując na drogę. Popatrzeliśmy na siebie porozumiewawczą i rzuciliśmy w kierunku jezdni, znaczy kto się rzucił ten się rzucił bo ja w tych szpilach to poruszałam się z prędkością pół kilometra na godzinę i już nie czułam stóp!
Oliver ustał na środku i zaczął machać rękami toteż kierowca był zmuszony się zatrzymać. Wychylił się przez okno i zaczął gadać coś po rusku. Doczołgałam się do nich i zaczęłam pokazywać na migi.
-My- nie być – stąd – wymachiwałam rękami. –English!
-Aaa English, Aleksiej… - powiedział i zniknął we wnętrzu samochodu.
-Tak, tak Gin, my nie być. – śmiał się brunet za co dostał po głowie.
-Może ty lepiej wyjaśnisz, co? – prychnęłam.
-Nie wiesz, nie będę ci przerywać, dobrze ci idzie. – wyszczerzył się do mnie. Pokazałam mu język  i spojrzałam na chłopaka, który wysiadł z auta, pewnie ten Aleks… Aleksi.. Alek… dobra nie ważne.
-Jesteście z Anglii? – spytał po angielsku.
-Nie, z Hiszpanii, ale mówimy w tym język. – odparłam z uśmiechem, zadowolona ze w końcu mogę się z kimś dogadać. – Możecie nas podwieźć do najbliższego miasta? Możemy zapłacić.
-Jedziemy właśnie do Petersburga. – poinformował nas – czekajcie… - dodał i powiedział coś po rosyjsku do ojca.
 -możecie wsiadać – oznajmił po chwili.  Wpakowaliśmy się za nim do samochodu. Oprócz chłopca i mężczyzny była tam jeszcze pulchna kobieta. 
Podróż mijała nam przyjemnie w milczeniu do puki nie włączyli jakiś ruskich hitów i nie zaczęli ich śpiewać.
-Kalinka, kalinka, kalinka moja! W sadu jagoda malinka, malinka moja! Ach, pod sosnoju, pod zielonoju, Spat położytie wy mienia!
Siedziałam wciśnięta w siedzenie z grobową miną.
-Zabierzcie mnie do psychiatryka. – jęknęłam cicho.
-Kalinka, Kalinka, Kalinka maja! – zaczął Oliver. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Nie zachowuj się jak Ronaldo, proszę cię. – wysyczałam przez zęby.
-Chciałem cię tylko trochę powkurzać. – zaśmiał się mierzwiąc mi włosy.
-Wy wszyscy to tak kochacie. –odparłam wywracając oczami. – Daleko jeszcze? –spytałam po angielsku.
-Jakieś dwie godziny drogi.
-Pierdole.

-Kto z was widział moją córkę? – spytał Jose Mourinho chodząc tam i z powrotem wzdłuż linii autowej. Wszyscy piłkarze Realu Madrid podnieśli ręce.
-Inaczej, kto z was ostatnio widział Gin. – wywrócił oczami. Około połowa teamu się zgłosiła.
-Dobra, ostatnie pytanie. Kto wczoraj widział moją córkę? – z szeregu wystąpił Ramos, Ronaldo, Casillas i Pepe.
-Ty, ty, ty i ty do mnie! – warknął trener, odwrócił się na pięcie i skierował do tunelu. Piłkarze ruszyli za nim z niewyraźnymi minami.
-Jakby co przyjdę na wasz pogrzeb. – rzucił Kaka.
Królewscy weszli za Mou do jego gabinetu i ustawili się w rządku przed biurkiem.
-Jak wiecie Gin zniknęła, po prostu wyparowała, nikt nie wie gdzie jest…- zaczął Portugalczyk siadając w fotelu.
-Ostatnio jak zniknęła na pół roku to się pan jakoś nie przejmował zbytnio – prychnął mr. Aveiro .
-Cisza! A co do tamtego to doskonale wiedziałem gdzie jest.
-A jak się pytaliśmy to nie, ja nic nie wiem… - oburzył się napastnik.
-Nie zaczynaj Ronaldo! – uciął trener. – Wracając do tematu, co macie na swoje usprawiedliwienie.
-Ale o co chodzi? – zaczął Ramos za co dostał po głowie od Casillasa.
-Idioci! Iker ty na pewno się z nią widziałeś.
-Zgadza się, ale to trochę bardziej skomplikowana sprawa.
-Wcale sobie nie pomagasz. – szepnął Kepler.
-No wiec proszę o szczegóły. – rzucił Jose głosem nie znoszącym odmowy.
-Znaczy się ja nie pamiętam do końca…
-Jak to Nie pamiętasz?! – wszedł mu w słowo trener.
-Daj mi dokończyć – wypalił podirytowany kapitan Królewskich. – No więc ostatnio kiedy ją widziałem, to jak  Cris… wrzucił ją do basenu…
-RONALDO! Czemu wrzuciłeś moją córkę do basenu?!
-A czy to ma jakieś znaczenie? – odpowiedział bezbarwnym tonem wlepiając oczy w ścianę. – Pewnie ten cały Oliver ją porwał i będzie żądać okupu.
-Jaki Oliver?
-Sąsiad. – powiedzieli w jednym momencie Iker i Cristiano.
-Nie no wy to macie pomysły. Znając Gin zrobiła sobie nieplanowana wycieczkę do ciepłych krajów. – wtrącił się Sergio.
-Przecież Hiszpania to też ciepły kraj matole. -  prychnął Ronaldo.
-No w sumie. Koniec tematu.
-Iker, wysłałem cię tam żebyś jej pilnował, a nie ciągnął na imprezy! – zaczął mr. Aveiro piorunując wzrokiem kolegę z drużyny.
-Wcale jej tam nie ciągnąłem, sama chciała! Przecież wiesz, ze zawsze zrobi to co chce.
-NA JAKĄ IMPREZĘ?! – wydarł się Mourinho. Mężczyźni przerwali na chwile dialog i spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
-Ale, że co?
-Jesteście najmniej odpowiedzialnymi ludźmi jakich znałem! – warknął Jose .
-To nie nowość. – wtrącił Pepe.
-Dobra Iker, gdzie jest do cholery moja córka?!
-No więc tego, no, tak się trochę nam zgubiła tam….
-Dobra, jak nie znajdziecie jej do końca tygodnia to wiedzcie, ze macie przesrane. A teraz zejdźcie mi z oczu. – westchnął Mourinho przejeżdżając ręką po twarzy.


-Ja chyba jestem w piekle. – jęknęłam wysiadając z Auta i chwiejąc się na nogach.  Oliver wcisnął facetowi kasę i podszedł do mnie z ponura miną. Znajdowaliśmy się w centrum miasta. Ekspedienci w sklepach powinni umieć mówić po angielsku w jakimś dużym centrum handlowym. Właśnie takowe znajdowało się przed nami. Ściągnęłam te cuchnące coś z siebie, wwaliłam do pojemnika z odpadami i z prędkością światła wpadłam do budynku. Zapewne wyglądałam jak zombie, miałam nadzieję, że nie spotkam znajomych, ale kto z nich jechałby do Petersburga? Też nie wiem.
Dzięki ci Boże, za to kartę kredytową tatusia! Módlmy się żeby nie zablokował mi środków.
Odwiedzałam kolejne salony dopóki nie znalazłam ekspedientki porozumiewającej się w jakimś cywilizowanym języku (czyt. Angielski, hiszpański, portugalski, czy tez francuski).  Kupiłam sobie kilka przydatnych rzeczy ( podobnie jak Oliver) w tym ciepłą skórzaną kurtkę i buciki. Jak to dobrze w końcu mieć na sobie coś normalnego. Zatrzymaliśmy się w jakimś hotelu…. Wróć! Hotel to na pewno nie był, prędzej ośrodek do obłąkanych, a przynajmniej na takowy wyglądał ale ja w ogóle nic nie mówię! Nie mieliśmy innych ofert. Rosja….

Może trochę przesadziłam, bo w środku urządzony był w miarę gustownie. Dogadaliśmy się z ekspedientką i wynajęliśmy pokój… Wzięliśmy ten najtańszy bo przecież musieliśmy zaoszczędzić kasę na powrót, chociaż obawiam się, że nie starczy nam to na niego... W sumie ledwo daliśmy radę zapłacić, za najtańsze ciuchy.
-Dobra, ale co teraz? – spytałam kładąc się na łóżku i wbijając wzrok w sufit.
-No wiesz jest wiele opcji.
-Tak, tak wiem, ale chodzi mi o konkrety. – powiedziałam spoglądając na niego wymownie. Uśmiechnął się tajemniczo i usiadł na brzegu materaca.
-Nic mi nie przychodzi do głowy– podsumował i wyciągnął z kieszeni telefon?!
-Idioto ty cały czas miałeś telefon?! – wydarłam się zaczynając szybciej oddychać. Spokojnie….
-Tak jakby ale i tak jest rozładowany. – odpowiedział bez nuty przejęcia.
-No i dupa. Idę do recepcji, może pozwolą mi skorzystać ze stacjonarnego.  – mruknęłam i wyszłam z pomieszczenia.  Za drobną opłatą dostałam pozwolenie. Na początku wybrałam numer Ikera, ale kurde nie odbierał! No tak, od kiedy to piłkarze przyjmują połączenia od nieznanych numerów? Tez nie wiem. By ich chyba zasypało. Dobra, ale może Ramos… Wybrałam z pamięci, ale to również zakończyło się niepowodzeniem. Fuck.
Dobra, cicho, Katina! Moja ostatnia nadzieja! Przygryzałam wargę wsłuchując się w sygnał połączenia.
-Cześć..
- o Cześć!
-…Zostaw wiadomość po usłyszani sygnału. – kontynuowała automatyczna sekretarka. Boże, jestem idiotką. Dobra, nagram się na pocztę.
-Katina ratuj jesteśmy u Ruskich nie wiem konkretnie gdzie w jakimś Petercośtam! Powiedz chłopakom.

Cristiano Ronaldo leżał na łóżku sypialni wpatrując się tempo w sufit.
-Weź się ogarnij w końcu… - prychnął  Iker  patrząc wymownie na Portugalczyka.
-Czekaj, myślę… - uciął  napastnik marszcząc brwi.
-W sumie sprawdziliśmy wszystkie najbardziej prawdopodobne miejsca- dodał Hiszpan.
-Ej a może faktycznie ona pojechała do ciepłych krajów…
-Ta kurwa może na Syberie jeszcze.
-Nie no na Syberie to nie, tylko idioci pchają się na wczasy do Rosji.
-Zadziwiające. Sam bym na to nie wpadł. –wywrócił oczami.
-A co ty taki nerwowy? – Ronaldo spojrzał na swojego towarzysza.
-Odezwał się ten spokojny.
-Pierwszy raz udało ci się  kogoś zgubić? – uśmiechnął się ironicznie.
-No wiesz, nie każdy ma aż tak bogate doświadczenie w tej dziedzinie. – prychnął bramkarz obracając w dłoni szklankę.
-Aż mi się przypomniała córka Arbeloi…
-Biedne dziecko, pewnie do tej pory ma traumę przez ciebie. – parsknął śmiechem Hiszpan. Cristiano spojrzał na niego z dziwnym uśmiechem na ustach.
-No myślałem, że idzie za mną…
-Tak, tak, a przypomniało ci się dwie godziny później, a policja zdążyła już ją odwieźć do domu. – podsumował Casillas.
-Oj tam, nie ważne. Kiedy to było. – wywrócił oczami.  W tym momencie odezwał się domofon. Mężczyźni spojrzeli po sobie z zastanowieniem.
-No idź otwórz, to w końcu to twój dom. – powiedział Iker po pięciu minutach.
-Aaa, racja, racja. – Portugalczyk otrząsnął się i wyszedł z pomieszczenia. Podszedł do bramy z wciśniętymi do kieszeni dłońmi.
-Hej Cris!