-A ty co chcesz znowu.- prychnął
Portugalczyk wywracając oczami. Dziewczyna spojrzała na niego wymownie.
-No bo ja…
-Nie, nie jestem ojcem twojego
dziecka, nara. – fuknął i skierował się w stronę domu.
-Ale, ze co? – wypaliła
zdezorientowana szatynka.
-Aveiro ty debilu. Co ty
odpierdalasz? – powiedział kapitan Królewskich
stając mu na drodze i patrząc na napastnika jak na idiote.
-No jak to co? Nie widać?
-To jest debilu przyjaciółka Gin a
nie jedna z twoich kochanek… - warknął Hiszpan zaciskając usta.
-A no faktycznie twarz taka jakaś
znajoma…-zamyślił się Ronaldo przyglądając się dziewczynie stojącej za bramą
teraz już poważnie zniecierpliwionej.
-Ja pierdole z kim ja żyję! – jęknął
Iker przejeżdżając dłonią po twarzy.
-No ale dlaczego ona wygląda jakby wpadła
pod walec drogowy?- dopytywał się Portugalczyk.
-A co ja kurwa wyrocznia? Spytaj się
je! Albo nie, ja lepiej sam to zrobię…- prychnął i wpuścił szatynkę na posesję.
-Sorry Katina, ale nasza gwiazdka ma
ostatnio ciężkie dni. – Bramkarz spojrzał sceptycznie na swojego towarzysza.
-Nic nie szkodzi. – uśmiechnęła się
wyciągając z włosów liście.
-Co ci się stało?
-Nic takiego, po prostu biegłam tu i
jakiś idiota o mało mnie nie rozjechał byłam zmuszona wskoczyć w krzaki… znaczy
krzaki wskoczyły na mnie ale to nie ważne - wyjaśniła. W tym momencie przed brama zatrzymało się białe porsche z
którego wywlekł się nie kto inny jak Sergio Ramos z okularami na nosie. Wszyscy
spojrzeli na niego podejrzliwie.
-Miałeś być godzinę temu – warknął
Cristiano piorunując wzrokiem kolegę, który szczerząc zęby oparł się o maskę
samochodu.
-No tak jakoś się przedłużyło,
jeszcze jakaś idiotka lazła środkiem drogi…
-To ty kretynie jechałeś po
chodniku!! A nie ja szłam środkiem drogi – prychnęła Katina.
-No na pewno!
-No tak?! Przywlekłam się do was te
pół kilometra z wieściami a tu mnie jeszcze rozjechać chcieli! – wydarła się na
nich. Spojrzeli na nią w osłupieniu.
-Ale, że co? – wypalił Sergio ze
zdezorientowaną miną.
-GDZIE JEST GIN?!-wydarł się Aveiro
łapiąc ją i zaczynając potrząsać jak workiem na kartofle.
-Puść mnie kretynie bo mnie
zgnieciesz. – warknęła w myślach,
żałując, ze wcześniej tak zachwycała się tymi idiotami. -A skąd ja mogę
wiedzieć? Twierdzi, że u Ruskich, ale to pewnie jeszcze na haju mówiła bo kto
normalny jedzie do Ruskich…
-No racja. Jaja se z nas robi pewnie
siedzi gdzieś na Bahamach…
-A Ronaldo odchodzi od zmysłów –
dokończył Iker.
-Wcale nie! Po prostu mam z nią
sprawę do załatwienia. – tłumaczył się wkurzony Portugalczyk.
-Chyba w łóżku!
-WOOOOON! Nie rozmawiam z wami. –
prychnął i zniknął za drzwiami.
-Ma rozchwianie emocjonalne pomoc
psychologa by się przydała… w sumie to wam wszystkim a może lepiej psychiatry…
- zastanawiała się na głos Hiszpanka.
-Baby…- jęknął Ramos i podążył za
kolega z drużyny.
-Dobra ale co Gin jeszcze mówiła. –
zaczął Casillas z powagą.
-Chociaż jeden normalny. A więc
mówiła o Ruskich i Petercośtam..
-Jakie Petercośtam? – wpadł jej w
słowo kapitan Królewskich.
-No nie wiem?! Powiedziała
Petercośtam nic więcej i żebym wam powiedziała…
-Wymieniała nazwiska??
-Ja pierdole czy tu musisz mi
przerywać ciągle? – warknęła Katina piorunując go wzrokiem.
-Dobra, już nie będę, a więc mów,
mów. – poklepał ją po ramieniu . Spojrzała na niego podejrzliwie.
-Ja wiem, ze Rosja to dziwne miejsce,
ale chyba Gin nie jest aż taką kretynką, żeby tam wyjeżdżać toż to samobójstwo
jest! I po prostu powiedziała powiedz chłopakom
-No to ona musi umierać, jeśli by
prosiła o takie coś. – powiedział Iker grobowym tonem.
-A jak oni ja tam przetrzymują? –
jęknęła Katina zaczynając krążyć po chodniku.
-A jak oni ją zgwałcili zmusili do
ślubu, albo planują żądać okupu?
-Wstawaaaj…
-Nie! Won, ja chcę spaaać. –
jęknęłam naciągając kołdrę na głowę.
-Wirginio Mourinho nakazuje ci
wstać!
-Spierdalaj, nigdzie się stąd nie
wybieram – wymruczałam.
-Bo będę łaskotać!
-Pff co za groźby ty mi tu rzucasz! –
fuknęłam zakopując się w pościeli.
Dobra, zamilkł.. kontynuuje moje
słodkie marzenia senne ahh…
Jednak spokój nie był mi chyba dany
bo nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie za nogi i zanim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć wylądowałam na ziemi ze zdezorientowaną miną. Zamrugałam kilka razy
oczami i rozejrzałam się w koło.
-Ja pierdole chyba straciłam właśnie
wątek. Oliver kretynie nie waż mi się stąd wyłazić!- wydarłam się i szybko
podniosłam z podłogi.
-No to na razie! – usłyszałam i po
chwili trzaśnięcie drzwiami. No to pięknie polazł sobie, jak wróci to będzie
miał przesrane już ja tego dopilnuje. Dobra chwila musze ogarnąć mózg bo coś
jest nie tak.. a no tak zapomniałam, że tylko jestem w Rosji i nie wiem jak
wrócić do domu. Banalna sprawa. Wracam do łóżka. Powlekłam się z powrotem na
materac . Przykryłam się kołdrą następnie wygładzając ją pedantycznie. Kurde mi
coś chyba na mózg padło a może jakimś bakcylem się zaraziłam czy coś… Dobra
lepiej tak o tym nie myśleć, leżenie szkodzi mi na głowę.
Wstałam i wzięłam szybki prysznic na
otrzeźwienie. Spojrzałam w lustro z kwaśna miną przyglądając się sobie.
Mogłabym swobodnie robić za zombie. Tak, ta rola jest mi chyba życiowo przypisana…
ciekawe co Królewscy sobie robią w Madrycie, pewnie nawet nie zauważyli, że
mnie nie ma znając ich wolny zapłon.
Załatwiłam całą poranna toaletę i
usiadłam na parapecie wpatrując się tempo w widoki za oknem.
Chciałam już do domu, nie podobało mi
się tutaj. Może gdybym tu przyjechała z trochę bardziej ogarniętym grafikiem to
byłoby inaczej ale w takiej formie jak teraz to ja dziękuję.
-A jak...- zaczął po raz setny Iker
za co dostał w łeb od Ramosa.
-Przynudzasz.- podsumował Sergio. –
pomyślmy logicznie..
-Logicznie to ty będziesz myślał jak
jej nie sprowadzimy do końca tygodnia do Madrytu.
-Mamy jeszcze kilka dni więc w czym
problem?
-Dosyć, skoro jest w Rosji, jeżeli
to w ogóle możliwe to musiała się tam jakoś dostać, nie? – podsunęła Katina bawiąc
się włosami.
-No co ty, na piechotę poszła…
-Ej no daj spokój ja tu próbuję coś
wymyśleć, helooł?!
-Dobra jedziemy na najbliższe
lotnisko.
-No więc czy widziała pani tę oto
dziewczynę? Niska szatynka , towarzyszył jej pewnie wysoki brunet. – mówił Cristiano
wciskając kobiecie zdjęcie pod nos.
-Przykro mi ale nie mogę udzielać
takich informacji.- odpowiedziała.
-No ale to jest bardzo, ale to
bardzo ważne, naprawdę. – kontynuował Aveiro patrząc na nią błagalnie.
-Niestety, ale nie mogę panu pomóc…
-Nie widzi pani kim jestem? Nazywam
się Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro, chyba może mi pani powiedzieć? –
wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem.
-Aha. – mruknęła. Portugalczyk
wywrócił oczami i zaczął pstrykać palcami w blat.
-Nie!
-Co nie? – spytała kobieta podnosząc
wzrok znad monitora.
-Słuchaj… - popatrzył na plakietkę z
jej imieniem i nazwiskiem. – Mary, od tych informacji zależy nasze życie, czy
możesz mi ich udzielić? Mogę dać autograf, są cenione na rynku…
-Materialista – wywróciła oczami
Katina.
-Cicho, już prawie wyszło! – uciszył
ją i odwrócił z powrotem do pracowniczki lotniska. – A więc? – spytał z
błyskiem w oku uśmiechając się szarmancko. Kobieta westchnęła z rezygnacją.
-A więc kogo szukamy?
-Czy taka osoba jak Wirginia
Mourinho była tutaj dwa dni temu?
-Chwila, sprawdzę. – mruknęła i
wpisała coś na klawiaturze. – jest. – zakomunikowała. – Rosja, Petersburg,
bilet w jedną stronę. Pamiętam ją, dziwna była, przyszła z jakimś mężczyzną i
wyglądali jakby byli na prochach… - powiedziała sceptycznie.
-A ja myślałem, że ona na nic
głupszego niż uciekanie do Barcelony nie wpadnie. – jęknął Aveiro przejeżdżając
ręką po twarzy. Dziękuje pani bardzo, przyśle do pani koszulkę z moim podpisem,
a teraz poproszę trzy bilety do yy tego Petersburga.
-Ej no, dlaczego trzy, a ja? –
prychnęła Katina.
-Ta tylko ciebie nam tam brakuje,
nie chce mieć drugiej na sumieniu. – uciął Ronaldo.
-Idiota. – syknęła i skierowała się
w stronę wyjścia.
-No cóż tak będzie lepiej. –
westchnął Iker. -Chwila! Katina czekaj! – wydarł się. Szatynka odwróciła się ze
złością i spiorunowała go wzrokiem.
-C0?!
-Daj mi ten numer
-Jaki? Aaaa już ogarniam czekaj. –
wyciągnęła telefon i podyktowała mu ciąg cyfr.
-Dzięki, teraz możesz już iść-
powiedział z zadowoleniem.
-Dzięki za pozwolenie. – wywróciła
oczami.
-Długo masz zamiar tak leżeć?
-Aż do śmierci. – mruknęłam nie
otwierając oczu.
-Ej no to co ja będę wtedy robił? –
jęknął Oliver. Uniosłam powieki i spojrzałam na niego wymownie.
-No nie wiem znajdź sobie jakąś
Rosjanke, podobno są dobre w łóżku. – ucięłam.
-Nie tak jak Hiszpanki. –
odpowiedział uśmiechając się tajemniczo.
-Nie wiem, nie jestem Hiszpanką to
ci nie powiem. – pokazałam mu język.
-No racja, przecież ty Portugalka. –
zaśmiał się.
-Więcej nie próbuj zabłysnąć wiedzą
bo polegniesz mówię ci. – zachichotałam i rzuciłam w niego poduszką.
-ha ha ha bardzo śmieszne – prychnął
i wywrócił oczami. Uniosłam nieznacznie kąciki ust w rozbawieniu.
-No ja wiem. Ciekawe czy Katina
odsłuchała moją wiadomość…- zastanawiałam się na głos marszcząc brwi.
-Nie ogarniam kto to, ale dobra. Jak
ci twoi kochasie nas znajda o już mogę się pożegnać z życiem.
-Ej! To nie są moi kochasie! –
prychnęłam podnosząc się gwałtownie.
-Dobra, dobra, już się nie unoś,
żartowałem. – pocałował mnie w policzek i przytulił do siebie. – nie dam ci tu
siedzieć do końca życia ciołku. – mruknął. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Cieszę się. Tu jest tak zimno i
okropnie. – wzdrygnęłam się.-I pingwiny są…
-Gdzie ty tu pingwiny widziałaś?
Może mamuty jeszcze! – parsknął śmiechem.
-Nie, pingwiny tylko. Tak mi się tu
kojarzy wszystko z pingwinami…
-Debil z ciebie, wiesz?
-Wypluj to, już! – rozkazała śmiejąc
się.
-Już się nie złość. – zmierzwił mi
włosy. Spojrzałam na niego wymownie, ale po chwili uśmiechnęłam się figlarnie.
-Ależ ja się nie złoszczę. –
powiedziałam.
Do pokoju weszła recepcjonistka. –
telefon do pani. – powiedziała łamaną angielszczyzną. Wymieniłam znaczące
spojrzenia z Oliverem i wyszłam za Rosjanką.
-Halo? – mruknęłam do aparatu.
-Gin ty idiotko! – odsunęłam słuchawkę
jak najdalej od siebie. Nie możliwe. Przysunęłam ją z powrotem do ucha.
-Kto mówi? – spytałam niepewnie.
Usłyszałam jedynie szelest.
-Gin? – ten głos był spokojniejszy
bardziej troskliwy.
-Nie, ksiądz.
-Żyjesz jeszcze? nie zgwałcili cię
tam? nikt cię nie porwał? nie jesteś ranna?
-Mam odpowiadać na wszystko od
początku? – jęknęłam.
-TAK!
-No więc żyję, obeszło się bez ran
miażdżonych ani szarpanych, jedynie mam uraz psychiczny przez gościa ze
spluwą..
-Jaką spluwą?!
-Mogłam nie mówić…
-Gadaj bo powiem ojcu, że znalazłaś
sobie pięćdziesięcioletniego faceta i
masz z nim dziecko!
-Że co? Co ty pierdolisz, ale dobra
lepiej nie ryzykować.
-No raczej.
-Ale słuchaj, Iker, nie?
-Tak Iker, masz już sklerozę po
dwóch dniach?!
-Ej no spokojnie już się nie unoś to
tylko gościu ze spluwą był, a więc mam jedną prośbę: Zabierz nas stąd bo nie
wyrobię!
-Oni cię tam torturują?!
-Nie Iker! Ogarnij się, nic mi nie
robią, po prostu tu jest tak zimno i strasznie. Proszę cię!
-Bo my jesteśmy w Petersburgu.
-Że co?!
-No tak! Gdzie ty jesteś?
-A ja nie wiem w jakimś hotelu czy
coś…
-Ahh dzięki za treściwe informacje.
-Iker no.. serio nie wiem, spytaj
tej facetki od recepcji… A w ogóle to z kim jesteś?
-No wiec tak z Crisem i Sergio.
-Zabrałeś Aveiro?! Tego kretyna! Nigdy
przenigdy, z nim tu nie!
-Gin nie zachowuj się jak dziecko.
-Nie zachowuje się po prostu nie
chce go oglądać na oczy. SERIO!
-Dobra, zobaczy się, daj mi tą
recepcjonistkę.
-Dobra bierz gadaj i rób tam co
chcesz, Sayonara. – mruknęłam i wcisnęłam słuchawkę Rosjance.
Ruszyłam szybkim krokiem do pokoju z
ustami zaciśniętymi w wąską linię. Super, wszędzie ten pieprzony Portugalczyk.
A ja chciałam się odizolować i to na serio. Dobra może mało błyskotliwie to
zrobiłam, ale liczą się chęci, prawda?
-Królewscy robią odsiecz, ciesz się
życiem puki możesz – poinformowałam Olivera. Spojrzał na mnie z dezorientacja.
-Ale, ze co?
-Pstro, Iker tu jest. – powiedziałam
czesząc włosy.
-Ale, że gdzie? – odparł.
-No, że tu, Rosja, Petercośtam.
-Ty nigdy nie nauczysz się wymawiania
tego czy ci się nie chce?
-To drugie.
-Mogłem się domyśleć. – parsknął
śmiechem. Spojrzałam na niego z błyskiem w oku.
-Jasnowidz się znalazł. – pokazałam
mu język.
Bałam się tego spotkania i to tak na poważnie. To chyba gorsze do tego
pamiętnego dnia na Camp Nou. Zawsze panikuje w takich sytuacjach unikam
odpowiedzialności. Ale ona spada na mnie podwójnie na sam koniec.
-No ba, nie wiedziałaś? – uśmiechnął
się tajemniczo.
-Przykro mi nie domyśliłam się
wcześniej.
-Zmieniłaś się. – powiedział.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ja? – spytałam Wydawało mi się, ze
zachowuje się tak jak zawsze. – znasz mnie zaledwie kilka dni.
-Racja, ale na początku zachowywałaś
się inaczej, albo ja źle dedukuję. – wyjaśnił poważnie.
-Nie wiem, nie znam się na sobie.
-Jesteś nieprzewidywalna. –
podsumował z uśmiechem.
-To akurat wiem. I to mnie właśnie
przeraża najbardziej.. – pomijając Crisa Aveiro – dodałam w myślach.
-Ale ja i tak cię lubie. –
Przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego z zadowoleniem. Było mi
dobrze.
-Ja nie będę ci mówić, że też cie
lubię bo zapeszę. – mruknęłam.
-Ja i tak wiem, ze tak. – zaśmiał
się i odgarnął mi włosy z twarzy.
-Jasnowidze tak maja. –
zachichotałam
-mhmm.
-Nie mrucz mi do ucha bo to
łaskocze. – zaśmiałam się.
-Z tobą to normalnie zero
romantyzmu. – powiedział z udawanym smutkiem.
-Tak, bezuczuciowa ja. Już to
słyszałam. – odparłam z powaga, aż dziwne. Od kiedy ja mówię cos z powagą, ale
dobra, wolę o tym nie myśleć, bo to też
mi na dobre ostatnio nie wychodzi. Niedługo zacznę gadać do siebie, jak już
tego nie robię. Dobra, to głupie.
-Dokładnie tak. – potwierdził.
-Jestem zombie, zabije się.-
zaśmiałam się. – czekaj muszę się ogarnąć, bo yy tego no. Nie ważne. – plątałam się – idę do łazienki,
jak nie będę wychodzić to znaczy, że się utopiłam w wannie.
-Bredzisz dzisiaj od rzeczy. Ty
przypadkiem nie masz gorączki? – Oliver spojrzał na mnie podejrzliwie i położył mi rękę na czole.-Ruskiej wódki się
napiłaś czy co?
-Jeszcze nie. Ej właśnie jak już tu
jesteśmy to musimy…
-NIE! Miałaś więcej nie pić. –
wszedł mi w słowo . Spojrzałam na niego jak na Jose kiedy powiedział mi, że mam
mieć nianię tego pamiętnego dnia .
-Kiedy to było…
-Wczoraj? Jak nie dzisiaj… -
odpowiedział po chwili namysłu.
-Dobra, nie było pytania.
~`~
Jutro ważny mecz!! Musimy wieżyc w Królewskich jak nigdy damy rade wygrac ten mecz na pewno! Hala Madrid! Przyczyny nieobecności wyjasnie pod następną notka bo tak na szybko dodaje. Przepraszam naprawdę za tę długą przerwę ;c