-Masz zamiar tam siedzieć? – usłyszałam głos zza ściany.
-Tak, dopóki stąd nie pójdziesz.- odparłam spokojnie.
Siedziałam sobie na podłodze przy wannie i czytałam jakąś starą gazetę z
udawanym zaabsorbowaniem.
-No to powodzenia. Czyli planujesz tam spać? – tym razem
usłyszałam w tonie nutkę rozbawienia. Palant.
-Tak. W wannie. Jest bardzo wygodna. – powiedziałam oschle.
-A jak Cię coś tam wciągnie przez odpływ i co będzie?
-Czy Ciebie Aveiro w dzieciństwie straszyli, że cie WANNA
WCIĄGNIE?! Boże...- jęknęłam i przejechałam dłonią po twarzy.
-No a Ciebie nie? – wymruczał niepewnie.
-Nie pogrążaj się i lepiej zamknij buzie. – zaśmiałam się
cicho i zamknęłam gazetę. Nudno tu się robi chyba idę jednak poznęcać się nad
ludźmi tam na zewnątrz. Wstałam i otworzyłam gwałtownie drzwi przywalając
niechcący Crisowi.
-Ups. – puściłam klamkę
i szybko odsunęłam się z pola rażenia. – Nie bij tylko! – wypaliłam
zasłaniając się poduszką. Aveiro spojrzał na mnie jak na ufo masując czoło.
-Miałaś przecież nie wychodzić. – jęknął siadając na łóżku.
-Oj no znudziło mi się już tam. Poza tym wnerwianie ciebie
jest o wiele ciekawsze od szorowania dupą płytek w toalecie – wyszczerzyłam do
niego zęby. Popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Chora jesteś. – bardziej stwierdził niż spytał.
-Nie. Ja się czuję wprost wyśmienicie gdybym jeszcze miała
obydwie nogi sprawne to skakałabym z radości ale wiesz… w tym wypadku to
troszkę utrudnia sprawę. – na zakończenie wywodu uśmiechnęłam się szeroko jak
dziecko w przedszkolu.
-Boje się Ciebie. – podsumował. Zaśmiałam się .
-Czemu? Jestem miła.- powiedziałam z powaga. Właśnie. Jestem
miła a miałam nie być. No i wszystkie wysiłki poszły na marne…
-Właśnie. I to jest straszne. – odparł. – Gadaj czego się
tam nawdychałaś? – dodał podejrzliwie taksując mnie wzrokiem.
-Domestosa wiesz. –prychnęłam, a po chwili wybuchłam
ponownie śmiechem.
-Ty się serio czegoś naćpałaś i ja wcale Ci tego nie podałem.
-Nie prawda, nie psuj zabawy, no. – wywróciłam oczami.
–Poczuj klimat! – wydarłam się i
rzuciłam na łóżko. – ale chwila chyba mi się chce jeść, idę na dół
Ja-szafka, szafka-ja. No dobra chyba będę zmuszona iść na
dietę bo nie dotrę do moich ukochanych płatków, chociaż… mogłabym wejść na
krzesło.. tak właśnie.
Wpakowałam się na nie z niewielkim trudem i stojąc na jednej
nodze próbowałam wyciągnąć żarcie nie zabijając się po drodze.
-Co robisz?- usłyszałam głos za sobą.
-Nic szczególnego. – odparłam wywracając oczami.
-Spadniesz. – powiedział z rozbawieniem i przyglądał mi się
uważnie.
-Cicho, nie mamrocz pod nosem. – mruknęłam i wyciągnęłam
rękę po płatki ale ten kretyn ubiegł mnie i wziął je z półki. Spiorunowałam go
wzrokiem i prawie nie rozbiłam wazonu na głowie. Tak, powstrzymałam się i
udawałam opanowaną.
-Chciałam sama. – warknęłam i zachwiałam się na krześle gdyż
za mocno wychyliłam się do przodu, a stojąc na jednej nodze to troszkę bardzo
niebezpieczne bo akrobatą nie jestem. Już chciałam żegnać się z życiem, ale
zamiast na twardej podłodze wylądowałam
na rękach Aveiro. Brawo, tego mi tylko brakowało.
-Postaw mnie! – rozkazałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie ma za co. – wyszczerzył się, ale nadal mnie nie puścił.
Ja nie wiem czy on jest upośledzony czy coś ale zdrowy na umyśle na pewno nie,
żeby takich prostych komend nie pojmować to trzeba być totalnym kretynem, no
ale nad czym ja się zastanawiałam przecież to Ronaldo.
-Uff, przeszło ci w końcu. – odstawił mnie na ziemie i
uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Ale, że co niby? – popatrzyłam na niego z dezorientacją.
-Nic, nic Mała. – zmierzwił mi włosy i jakby nigdy nic
poszedł do salonu i rozwalił się na mojej kanapie. Bosko, a ja nadal nie czaje
o co chodzi. Dobra tam szczególik. Płatki mam i życie staje się piękniejsze.
-Sam jesteś mały. Chce nutelle. – wypaliłam nawet nie wiem
czemu.
-Nutelle? – Cris popatrzył na mnie z lekko zmarszczonymi
brwiami. I co jeszcze? – zaśmiał się.
-I frytki. – dodałam z pełną powagą.
-Ahaa, jeszcze jakieś zamówienia? – zaśmiał się .
-Nie, bo potem będę rzygać. – odparłam z powagą.
-Ja nie mogę z Tobą Gin już. – teraz to już w ogóle
wybuchnął śmiechem. Nie no bardzo zabawne.
-To była aluzja żebyś mi to przyniósł. – wyszczerzyłam zęby
do niego i założyłam ręce na piersiach. - ode chciało mi się płatków. –
jęknęłam i odsunęłam paczkę. – No plosee – zrobiłam słodkie oczka. Spojrzał na
mnie jakby nie wiedział czy żartuje czy mówię serio.
-No dobra. – westchnął zaraz wraca. – Idę Ci po tą nutellę..
-I frytki! – wcięłam mu się w słowo.
-No i frytki, chociaż nie wiem kto je nutelle z frytkami.
-Nutelle później, teraz frytki dużo frytek. – powiedziałam z
błyszczącymi oczami.
-No dobrze – uśmiechnął się z lekka zdezorientowany i
wyszedł z domu.
-Kurde ja to mam zachcianki jak baba w ciąży. – westchnęłam
do siebie. Powlekłam się do łóżka kontynuując marzenia o windzie.
Włączyłam sobie TV i tempo wpatrywałam się w ekran
pstrykając palcami jak dziecko z ADHD. Nie no ja tak w miejscu nie mogę
siedzieć, w ogóle tak jakoś dziwnie spokojnie, idę do Olivera. Albo będę się do
niego drzeć z balkonu żeby było bardziej pomysłowo. Może przyjdzie.
-Oliver głąbie o sąsiadach się nie zapomina! – krzyczałam
wychylając się przez barierkę. Postałam tak pięć minut jeszcze i w końcu
zaczęłam się irytować.
-Oliver, głupi głupku, wiem, że mnie słyszysz. Bo po Ciebie
pójdę. – wypaliłam. – No dobra nie to niee – fuknęłam, ale w tym momencie ktoś
zasłonił mi oczy rękami.
-Kto zgasił światło? – jęknęłam zdezorientowana i zaczęłam obmacywać osobę za mną.
-To taki nowy rodzaj gry wstępnej czy jak? –zaśmiał się
mężczyzna. Puścił mnie i odwrócił do
siebie.
-Głupi, przez ciebie sobie prawie gardło zdarłam. –
wypaliłam pretensjonalnie dziobiąc go palcem w klate.
-Oj no chciałem cię troszkę po wkurzać. – zmierzwił mi
włosy. – jak noga? – spytał.
-Działa , ale troszkę boli, no i ogranicza . – westchnęłam.
-To dobrze, że działa. – zaśmiał się.
-Nom, ale ja się pytam gdzie są moje frytki?
-Jakie frytki? – spytał ze zdziwieniem.
-No te po które poszedł Cris i które chcę zjeść. –
wyjaśniłam rzeczowym tonem.
-Powiadasz, że chcesz zjeść? Kurde nie spodziewałem się
tego.
-Ej, nie nabijaj się ze mnie! – trąciłam go łokciem
-Nie nabijam się wcale. – wyszczerzył do mnie zęby.
-Jasne, jasne. – trąciłam go biodrem i usiadłam w fotelu.
-Długo będę musiała chodzić z tym gipsem? – spytałam ze
ślepą nadzieją, że może jednak niedługo będę mogła go ściągnąć.
-No troszkę tak. – odparł po chwili namysłu. Popatrzyłam na
niego z zastanowieniem. Chwila…
-Który dzisiaj?
- trzeci luty, a co? – usiadł naprzeciwko mnie na łóżku i
przyglądał mi się uważnie.
-pojutrze piąty… - zaczęłam.
-Brawo. Sam bym się nie domyślił. Co w związku z tym?
-Ja pierdole! – wypaliłam i gwałtownie w stałam co nie było wcale dobrym pomysłem. – auu…-
jęknęłam.
-uważaj. – mruknął Oliver przytrzymując mnie na wszelki
wypadek. – Ty to się do nieumyślnego samobójstwa w końcu doprowadzisz coś tak
czuje.
-Nie, ale zapomniałam!- marudziłam dalej. –Ale chwila… w
sumie do niczego mnie nie zobowiązuje…
-Weź Ty powiedz o co chodzi bo już się zgubiłem. –
powiedział smutno.
-Dobra, później Ci wyjaśnię, wieczorem się o to pomartwię. –
uśmiechnęłam się szeroko. - Chodź na dół. - pociągnęłam Oliego za rękę i używając go jako
wspomagacza poruszania się na terenie nierównym dotarłam na parter. Tak wiem,
jestem niesamowita. No i zastałam tam Crisa który rozmawiał z jakąś kobietą,
która wyglądała hmm… mało zachęcająco.
-O nie – jęknął Oliver przejeżdżając ręką po twarzy.
Spojrzałam na niego z dezorientacją.
-Gin, ta pani twierdzi, że zakłócasz ciszę nocną. – wyjaśnił
Ronalda jakby sam nie wierzył w to co mówi.
-Ja?! – prychnęłam. – kiedy.
-No chyba nie ja, przecież tu nie mieszkam. – warknęła .
-No spokojnie bez nerwów, pogadamy o tym później, do
widzenia…- wtrącił się Aveiro wypchnął ją z mieszkania i zamknął drzwi na klucz. – Co za baba. –
jęknął i usiadł przy stole. Zaśmiałam się i podeszłam do niego.
-Nawiedzona. Dobra, mniejsza
o nią. – powiedziałam patrząc na niego znacząco. Przez chwile gapił się
na mnie jakby nie czaił o co chodzi ale w pewnym momencie na jego twarzy
pojawił się błysk zrozumienia.
-Ahh no tak prawie bym zapomniał.
-No właśnie. O moich frytkach.
-Ja was nie czaje najpierw się kłócicie potem jesteście dla siebie mili. – parsknął śmiechem
mój kochany sąsiad.
-Ta, teraz tylko czekać na wybuch. – zawtórował mu Cris i
widząc moją zbulwersowaną miną przytulił mnie do siebie. O nie, tak nie ma.
-Ej nie pozwalaj sobie! – rzuciłam i dźgnęłam go palcem w
brzuch. Oliver patrzył na mnie jakbym była tykającą bombą. Nigdy nie pojmę
facetów. Jestem nie miła to mają focha a jak już najdzie mnie dzień dobroci dla
zwierząt to we wszystkim widzą podstęp.
-Ja idę a wy się tu nie pozabijajcie. – rzucił Oli szczerząc
zęby i wyszedł z mieszkania. Bosko. Zostawił mnie z Aveiro. Zdrajca. Dobra,
czas przystąpić do akcji.
-Cris… - zaczęłam zaplatając mu ręce na szyi. Spojrzał na
mnie lekko zdezorientowany ale po chwili uśmiechnął się cwaniacko.
-Nom? – mruknął kładąc rękę na moim udzie.
-Zrób mi frytki. – mruknęłam robiąc słodkie oczka, na co Portugalczyk
wybuchnął śmiechem.
-Wiedziałem. – Westchnął. – Ty zawsze jesteś miła jak coś
chcesz.
-No jestem kobietą, nie? Przyzwyczaj się. – wyszczerzyłam do
niego zęby .
-No dobra, zrobię Ci te frytki, Mała. – wywrócił oczami.
-Taak? – spojrzałam na niego robiąc wielkie oczy.
-No tak, tak.
-Kocham Cię normalnie! – wypaliłam i pocałowałam go krótko w usta. Kurde co ja robię, może ja
serio się czegoś naćpałam. Dobra, na pewno. Albo noga w gipsie oddziałuje tak
na mój mózg…
Szybko odsunęłam się od niego zmieszana.
-tak, wiem. Nie mnie a frytki, Głuptasie. – powiedział dziwnym
tonem ale po chwili się uśmiechnął